Rozdział 11

8.4K 439 113
                                    

Obudziłam się dopiero następnego ranka, a przynajmniej podejrzewałam, że to był ranek. Otworzyłam oczy i poczułam, jak silne ramiona obejmują mnie w talii. Odwróciłam głowę. Andrew nadal spał, z głową wtuloną w moje plecy.

Uśmiechnęłam się odrobinę. Był uroczy. Taki bezbronny, całkowicie oddany swoim myślom.

-Andy - szturchnęłam go w ramię i wyplątałam się z uścisku - Andy, wstawaj...

-Głowa mnie boli - mruknął, ale otworzył oczy i podparł się na łokciach - A jak tam twoje samopoczucie, panno abstynentko?

-Normalnie -wzruszyłam ramionami- To był tylko jeden kieliszek.

-Czyli to nie był zgon i po prostu zasnęłaś -stwierdził i z powrotem przyciągnął mnie do siebie, bym leżała obok niego.

-Jestem głodna -powiedziałam i ponownie wstałam. Zanim zdążył mnie złapać wyskoczyłam z łóżka i złapałam ręcznik- Idę się umyć -poinformowałam go, zabierając również szampon i olejek.

-Idę z tobą -mężczyzna w sekundę się ożywił, jakby zapominając o kacu i wstał.

Zachichotałam, widząc jego bokserki w płomienie i otworzyłam drzwi.

-Nie ma mowy - ruszyłam korytarzem, a on za mną - Daj mi jakąś prywatność.

Andrew już miał się jakoś odgryźć, gdy przekrzyczał nas głos Misery Dark z salonu.

-Andy! Pozwól na chwilę! - zawołała bruneta.

Pułkownik westchnął i pocałował mnie w policzek.

-Poczekaj na mnie w pokoju - powiedział cicho i zbiegł ze schodów.

Przez chwilę stałam w miejscu, a potem ruszyłam do łazienki. Kiedy tylko przekroczyłam jej próg, miałam ochotę się wycofać. Oni nie mieli prysznica. Mieli wielką wannę. No to wyjaśnia czemu Andrew chciał ze mną iść.

Zakręciłam korek i odkręciłam strumień wody. Cieplutkiej i czystej. Nowość. Postawiłam na wannie balsamy i weszłam do niej, zanurzając się aż po szyję. Najprzyjemniejsza kąpiel w moim życiu.

Nie potrafiłam się jednak nią tak po prostu cieszyć. Cały czas zastanawiałam się o co mogło chodzić jego rodzicom. Może moja sukienka była zbyt wyzywająca? A może po prostu chcieli zapytać o coś błachego, typu śniadanie? Ale wtedy raczej pozwoliliby mi uczestniczyć w rozmowie...

Umyłam włosy, co mi zajęło mniej niż dziesięć minut. Niedługo to się zmieni. Chcę, by kosmyki sięgały do ramion. By nikt już mnie z mężczyzną na ulicy nie pomylił.

Wyszłam z wanny i odkręciłam korek, by woda mogła spłynąć do odpływu. Nauczyłam się, że nie warto długo się myć. Jeden z nawyków, który jest przydatny.

Owinęłam się ręcznikiem i cicho wyszłam z łazienki. Nie wiem co mnie wtedy podkusiło, by podsłuchać rozmowy. Ale nigdy nie żałowałam, że to zrobiłam. Zeszłam o trzy stopnie w dół i zamarłam bez ruchu. Starałam się nawet nie oddychać za głośno.

-Andy, to nie jest tak, że chcemy ci robić na złość -byli w środku rozmowy, jednak potrzebowałam chwili, by zrozumieć, że rozmawiali o mnie- Jesteś dorosły, ale pewnych rzeczy w tym domu akceptować nie będziemy - to była matka pułkownika.

Zeszłam jeszcze o stopień niżej, by ich widzieć. Siedzieli przy długim stole, pani i pan Dark po prawej i lewej stronie swojego syna. Brunet wydawał się być bardzo, bardzo zirytowany.

-Ona jest moją dziewczyną - zaznaczył - Kocham ją. I to się chyba liczy najbardziej, prawda?

Nie, nie kocha mnie.

To tylko gra.

-Andrew - głos przejął ojciec, mówiąc jak zawsze spokojnie i niewzruszenie- Mówię to z bólem serca, bo jesteś moim synem... Ale jeśli chcesz nadal tu mieszkać, Clary musi się wyprowadzić. A najlepiej, to z nią zerwij.

Te słowa spadły na mnie jak kamień. Wielki głaz, który sprawił, że na chwilę moje serce przestało bić. Albo biło, ale ja tego nie czułam. A to nie był jeszcze koniec.

-Pomyśl, jak patrzyliby na nas sąsiedzi - pałkę przejęła Misery, podnosząc głos do zirytowanego krzyku - Andy, naruszasz nasze dobre imię w mieście! Czy ty tego nie rozumiesz?

-Nie, nie rozumiem! -krzyknął nagle brunet i uderzył pięścią w stół tak gwałtownie, że podskoczyłam.

I wtedy jego wzrok padł prosto na mnie i na moje oczy, które ledwo powstrzymywały łzy. Nie płakałam od dawna. Ale i od dawna nie chciałam tak bardzo płakać.

-Nie... - powiedział bezgłośnie. Jego rodzice odwrócili się w moim kierunku, ale ja już zerwałam się do biegu- Clary, zaczekaj!

Wbiegłam do pokoju Victorii i nałożyłam pierwsze z brzegu ubrania - jakąś białą koszulę, czarne jeansy i skórzaną kurtkę. W biegu złapałam okulary przeciwsłoneczne.

Na szczęście w tym pokoju był również mój plecak. Nie chciałam być tu ani chwili dłużej. Wcisnęłam nogi w glany, należące do mnie, bo nie miałam zamiaru uciekać w szpillach i zatrzasnęłam drzwi na klucz dokładnie, kiedy dopadł do nich Andy.

-Clary, otwórz -powiedział stanowczo, ale zignorowałam go i podeszłam do okna.

Byłam w stanie skoczyć stąd najpierw na garaż, a potem spuścić się na ziemię, ale okno było zatrzaśnięte na amen.

Kopnęłam z frustracji komodę i usiadłam pod drzwiami, opierając się o nie plecami.

-Clary? -zapytał nieśmiało Andrew zza drzwi.

-Tak, Andy? -powiedziałam cicho i zaczęłam się bawić breloczkiem przy plecaku.

-Otwórz, proszę - powtórzył prośbę.

Zignorowałam go. Nie miałam pojęcia co zrobić. Byłam w pułapce.

-Clary, jeśli ty się wyprowadzasz, to ja też - obiecał, ale zareagowałam na to jedynie ironicznym śmiechem.

-Znajdź sobie osobę, którą pokochasz i której nie będziesz musiał się wstydzić przed rodzicami - odezwałam się już trochę głośniej. Naprawdę nie życzyłam mu źle. Nie potrafiłam.

-Znalazłem już osobę, którą kocham -oparł się również o drzwi, co wywnioskowałam po cichym dźwięku.

-A ja ci ją odebrałam - przypomniałam mu - Wtedy, w twoim pokoju... Nie wiem co mnie naszło, by cię pocałować, a weszła Victoria i...

-Już nie kocham Victorii - przerwał mi- Nie potrafiłbym kochać kogoś, kto był dla ciebie tak okropny. Kto cię uderzył i ośmieszył przed całą jednostką, narażając na kłopoty z prawem.

Zamilkłam, kompletnie wyrwana z rytmu.

-Kocham ciebie, Clary -powiedział po dłuższej chwili, a w jego głosie zabrzmiało wahanie- Wiem, że teraz mnie wyśmiejesz, ale właśnie tak jest.

-Nie kochasz mnie -stwierdziłam, chociaż moje serce wykonało fikołka. Nie chciałam dopuścić do soebie tej myśli i przeżyć potem bolesne rozczarowanie- Jestem twoją udawaną dziewczyną, bajką, którą wymyśliłeś by było ci wygodnie.

-Ale ja bym chciał czegoś więcej, rozumiesz? -podniósł głos, jednak nie do krzyku. Mówił łagodnie, ciepło... Uzależniająco.

-Ale nie wiem czy ja tego chcę - nie wiem czemu to powiedziałam. Może dlatego, że boję się miłości jak ognia. Uczucia są słabością, można je wykorzystać przeciw drugiej osobie.

-Więc poczekam -powiedział natychmiast- Nie będę cię do niczego przymuszał. Zobaczymy jak będzie, dobrze?

-Dobrze -odparłam nadal nie przekonana.

Wtedy jeszcze w ogóle nie wierzyłam w istnienie miłości.

***

Rozdział jest krótki, ponieważ zaczynam pisanie części na maraton. Będzie się składał z czterech rozdziałów po minimum 1000 słów.

Dziękuję za wszystkie komentarze, bo to właśnie one są dla mnie w tym wszystkim najważniejsze!

Szeregowa Clary |✔|Where stories live. Discover now