Rozdział 17

7K 370 78
                                    

Moja najbardziej przydatna umiejętność? Wyłączenie się i robienie wszystkiego mechanicznie.

Gdy tylko wyszłam z pułkownikiem za próg pokoju wpadłam właśnie w taki stan. Był bezpieczną ostoją. Bałam się, że jeśli go zwalczę, rozpłaczę i załamię się. Andrew kilka razy próbował zagaić, ale zbywałam go krótkim spojrzeniem. Po chwili dał spokój i mój nastrój chyba mu się udzielił. Zeszliśmy na odprawę ponurzy ja nigdy wcześniej.

-Idą kolejni członkowie naszej drużyny samobójców - spróbował zażartować Tony, jednak zdołał się jedynie nerwowo zaśmiać. Andy zgromił go spojrzeniem.

Zazdrościłam blondynowi wiecznego poczucia humoru, nawet, gdy było wyjątkowo nieodpowiednie w danym momencie. Pokochałam jego osobowość, traktując go jak rodzinę. Szkoda, że nawet o niego brunet musiał być zazdrosny. W sumie, byłby zazdrosny nawet o psa gdybym go miała.

-Jeśli wrócimy, kupię sobie dobermana - mruknęłam na głos do siebie i Andrew spojrzał na mnie zdziwiony, z lekkim rozbawieniem.

Zrozumiałam, jak to śmiesznie wyglądało i zachichotałam, na chwilę zapominając o tym, co nas czeka. Chyba lepiej myśleć o słodkich pieskach, niż o dżihadystach, którzy zabijają kilkanaście kilometrów stąd...


                                                                                                ***


Wystrzały i wybuchy dało się słyszeć już dwa kilometry od miasta. Odbezpieczyliśmy karabiny. Jeszcze dwie minuty jazdy. Potem mamy wyskoczyć i zmienić oddział prowadzący ostrzał na wschodnim froncie przed murami miasta. Potem otrzymamy dalsze rozkazy.

Wstaliśmy, trzymając się uchwytów na suficie vana. Zaczęliśmy zwalniać, aż wreszcie zatrzymaliśmy się całkowicie. Spróbowałam się odciąć od odgłosów wystrzałów, jednak nie wolno mi było wpaść w trans. Stuprocentowa koncentracja. Pierwsi żołnierze zaczęli już wyskakiwać. W moich oczach zaczęły się zbierać łzy. Zdołałam je powstrzymać mrugnięciem.

-Nie daj się zabić, Clary - usłyszałam głos Andy'iego.

Odwróciłam się do niego i w tym momencie objął mnie tak mocno, że odciął mi dopływ powietrza do płuc. Również mocno go ścisnęłam i zostaliśmy w tej pozycji na kilka sekund. A potem czar prysł.

Mężczyzna odsunął się ode mnie, a jego oczy przybrały chłodną, rzeczową barwę. Zanurzył się w swoim własnym świecie pełnym rozczarowań i decyzji. Wyskoczył z vana, ani na moment się do mnie nie odwracając.

Zrobiłam to samo i dołączyłam do klina, który utworzyliśmy. Obserwowałam prawe skrzydło, cały czas mając uniesioną broń. Karabin szturmowy ciążył mi jak nigdy wcześniej.

Przed nami malowało się wpół spalone miasto, a przed nim wioska. Większość budynków była zawalona, i nawet tu wyczułam zapach spalenizny. Na murach stały wysokie osłony, prawdopodobnie dla snajperów wrogich wojsk.

-Macie dwie godziny, potem się wycofujecie - poinformował nas Andrew - Na miasto spadną bombowce. Nie jesteśmy w stanie wybić ich wszystkich, jednak spróbujemy zestrzelić ich oddziały na pierwszej linii. Po czasie wycofujecie się. Tutaj będzie czekał na was transport. Nie będziemy czekać ani minuty dłużej.

Spojrzałam na jego twarz. Patrzył się na pole bitwy, intensywnie coś kalkulując.

-Ruszamy, nie łamać szyku - dodał sierżant.

Szeregowa Clary |✔|Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang