Rozdział 6

12.4K 654 247
                                    

-Ty szmato! -wrzasnęła od progu- Ty mała kurwo!

Wmurowało mnie w ziemię. Nie mogłam się ruszyć. Andrew chwycił ją za ramiona.

-Kochanie, spokojnie, wyjaśnimy to-powiedział najcichszym i najbardziej uspokajającym głosem jaki u niego słyszałam- Wiem, to wygląda dziwnie, ale...

Źle oceniłam Victorię. Nie jest słabą kochanką Andy'iego. Odepchnęła go tak, że poleciał na sofę. To ja byłam jej celem.

Dopadła do mnie i chwyciła ręką za gardło. Pisnęłam i kopnęłam ją w brzuch. Nie poskutkowało. Szarpnęła mnie za włosy i uderzyła o ścianę. Moja głowa odskoczyła z hukiem i powoli osunęłam się na ziemię.

Mogłam ją pokonać. Ale po prostu wszystko wydawało mi się być zbyt nierzeczywiste, by w ogóle próbować. Spróbowałam się podnieść, ale zaraz zostałam znowu sprawdzona na podłogę jej nogą, obutą w szpilkę.

-Leż dziwko, leż tu, gdzie jest twoje miejsce -wysyczała. Prawie zapomniałam, że w tym całym zdarzeniu jest również Andy. Nie odezwał się przez ten cały czas. Leżał na kanapie, cały czas mrugając.

Ma mnie gdzieś. Ale nie potrzebuję jego łaski. Poradzę sobie bez niego.

Wstałam. Jest moim przeciwnikiem. Tak, jak na ćwiczeniach. Wymierzyłam jej cios pięścią w twarz. Rozległ się trzask łamanej kości policzkowej. Rudowłosa w wrzaskiem upadła na ziemię. Za wczesny nokaut. Podciągnęłam ją na nogi, i zaraz znowu rzuciłam na ziemię, w szybkim chwycie zapaśniczym.

-Clary, dość - silne ręce Andy'iego odciągnęły mnie do tyłu. Wyrwałam się z jego uścisku, wyrzucając nogę w powietrze. Nie dosięgnęłam go.

Mężczyzna zmienił taktykę i stanął przede mną. Odwróciłam wzrok. Działał na mnie jak iluzjonista, hipnotyzer.

-Clary, to było złe - mimowolnie podniosłam wzrok.

-Serio? Kiedy ona mnie uderzyła to było dobre, a kiedy ja... -zaczęłam, wyraźnie gestykulując.

-Dość! -powtórzył i tym razem zamilkłam. W jego oczach malowała się czysta wściekłość, ale i rozdarcie. Nie był pewny co robić. Chyba po raz pierwszy w życiu - Ona jest moją narzeczoną, ty jesteś rekrutem, rozumiesz?

Zrozumiałam to już wcześniej. Teraz po prostu dobitnie się przekonałam, że nie warto próbować.

-Pierdol się, panie pułkowniku -zaśmiałam się złośliwie i wybiegłam z pokoju.

Zostawiając za sobą Andy'iego pocieszającego swoją niedoszłą żonkę.

 
                              ***

Chwyciłam za czarną, zakurzoną walizkę i wyciągnęłam ją na środek pokoju. Wszyscy byli na kolacji, ja się tam nawet nie pojawiłam.

Kucnęłam obok bagażu. A więc tak wygląda koniec tego wszystkiego? Wyjeżdżam przez jedną, głupią i pustą laskę.

Ze złością wrzuciłam to walizki wszystkie ciuchy, i te, które dostałam od jednostki i moje własne. Tamte drugie są już za małe. Urosłam przez pobyt w tym miejscu. Z metra siedemdziesięciu do osiemdziesięciu. To raczej efekt ćwiczeń, bo nigdy nie spotkałam tak wysokiej kobiety jak ja.

Nie jesteś kobietą, jesteś żołnierzem.

Stanęłam przed lustrem. Wyglądam śmiesznie. Tak bardzo się starałam przez te wszystkie lata, by teraz znowu pokazać swoją kruchą naturę. Nienawidzę jej. Nienawidzę swojego smutnego spojrzenia, prostych jak struna włosów, talii i rysów twarzy.

Naprawdę nie mam dokąd pójść. Nie posiadam domu, rodziny, przyjaciół, nawet konta w banku. Ale jakoś sobie dam radę. Szkolenie nie pójdzie na marne.

Zapięłam walizkę i wstałam, celowo otrzepując kolana.

Goodbye NS...

-Clary - przegryzłam wargę do krwi. Tylko dwie osoby stąd znały moje prawdziwe imię. A tylko jedna z nich była mężczyzną.

-Wyjdź - odpowiedziałam, zaciskając palce na torbie.

-Nie ma mowy - podszedł do mnie od tyłu i położył ręke na ramieniu. Strzepnęłam ją z mściwym uśmiechem. Spojrzałam w lustro. Stał bezpośrednio za mną, patrzył w taflę. Nasz wzrok się spotkał.

-Nie chcę cię znać - szepnęłam. Nie potrafiłam wypowiedzieć tych słów głośniej.

-Oboje wiemy, że to kłamstwo -na jego twarz wpłynął złośliwy uśmiech.

-Zostaw mnie -powtórzyłam i zacisnęłam powieki. Nie chciałam się przy nim rozpłakać- Przecież masz laskę, która dokładnie wie jak ci dogodzić. Ja na pewno nie mam zamiaru ci obciągnąć na zgodę.

Zaśmiał się. Tym swoim serdecznym śmiechem. Dlaczego ten dźwięk jest tak miły dla mojego ucha?

-Clary, życie jest trudniejsze niż myślisz - powiedział wreszcie, gładząc moje włosy - Czasem nie potrafię wybrać.

-Andrew -użyłam pełnego imienia, by go zdenerwować- Nie masz pojęcia o trudnym życiu.

-Mam pojęcie. Wiem, że straciłaś rodziców, domyślam się jak ciężko jest ci się ukrywać, ale ja też nie od razu zostałem pułkownikiem - nakręcił sobie jeden z moich kosmyków na palec.

Nie odpowiedziałam. Usiadłam na łóżku i skrzyżowałam ramiona. Brunet podszedł i kucnął przede mną, patrząc mi w oczy.

-Clary, proszę - powiedział ciszej, bez typowego dla siebie uśmiechu- Zdaj te testy i wyjedź ze mną na misję.

Olśniło mnie. Skoro on też jedzie... Ona zostaje. Zostaje, zostaje, zostaje! Bez niego. Bez swojego ukochanego. Victoria w celibacie przez kilka miesięcy, a nawet lat!

-Pojadę - uśmiechnęłam się nagle.

-Wow - zaśmiał się - Myślałem, że to będzie trudniejsze... Pomóc ci w rozpakowaniu się?

-Nie, dzięki -odruchowo nie przyjęłam pomocy- Poradzę sobie sama...

-Dobrze, niezależna pani żołnierz -wstał i musnął wargami mój policzek- Do zobaczenia na strzelnicy, Clary.

Położyłam sie na łóżku i uśmiechnęłam do siebie. Brunet wyszedł z trzaśnięciem drzwiami. Jak zwykle.

Po kilku minutach wstałam i zabrałam się za układanie wszystkiego w szafce. Czyli jednak mam jeszcze trochę czasu.

 
                               ***

-To ty złamałeś szczękę pułkownikowej? -zapytał mnie od progu Tony. Zdążyłam już się ogarnąć i dołączyć do reszty grupy.

-Mhm - potwierdziłam ze złośliwym uśmiechem - A żebyś słyszał jak chrupnęło!

Blondyn zaśmiał się głośno, podobnie jak część chłopaków.

-Wariat -skomentował Sam, ale rownież klepnął mnie z podziwem w ramię.

Usiadłam przy stole i nałożyłam sobie pięć plastrów szynki na ciemne pieczywo. Zawsze w piątkowe kolacje mieliśmy organizowamy szwedzki stół. Najlepszy posiłek w tygodniu.

Na stołówkę wszedł niedługo potem Andrew, wprowadzając pod rękę Victorię. Rzucił mi krótkie spojrzenie i mrugnął. Spuściłam z uśmiechem wzrok.

Rudowłosa "piękność" miała teraz owiniętą bandażem szczękę i patrzyła dość nieprzytomnym wzrokiem. Musi być na silnych lekach przeciwbólowych.

Cóż, wypadki się zdarzają...

***
Dzięki za 240 miejsce ok

                     

Szeregowa Clary |✔|Where stories live. Discover now