32

438 59 13
                                    

Siedziałem sztywno na swoim niewygodnym krześle przy stole dla pisarzy, których aktualnie nie było na planie. Zapewne Jeff dał im wolne gdy tylko się dowiedział, że razem z Tyler'em zniknęliśmy.
Byłem lekko zestresowany przed mówieniem kolejnych kłamstw, a zwłaszcza do osób najbliższych. Wiedziałem, że im więcej będziemy oszukiwać tym większe prawdopodobieństwo, że ktoś się domyśli co jest grane, chociaż  na każdym kroku starałem się zacierać wszelakie ślady mojej działalności dla Gry Sms. Dziś wystarczy jedna rozmowa z ekipą i Jeff'em aby to wszystko legło w gruzach.  Jeśli tak się zdarzy... Wolałem nie wyobrażać sobie co się stanie z tymi wszystkim ludźmi.

Rozejrzałem  się po pomieszczeniu, w którym siedzieli praktycznie sami aktorzy TW. Dylan Sprayberry cały czas nerwowo spoglądał to na mnie, a to na Tyler'a jakby chciał się upewnić, że na pewno nic nam nie jest. Jego oczy były lekko zaczerwienione, a pod nimi mieniły się ukryte pod makijażem sińce. Wyglądał jakby miał się zaraz rozpłakać, ale nie byłem pewny czy ze szczęścia czy strachu. W każdym razie miałem nadzieje, że w ogóle tego nie zrobi bo sam bym zaczął płakać. Czułem jak gryzie mnie sumienie, chłopak martwił się o nas podczas gdy my w najlepsze upijaliśmy się na działce Tyler'a. Poczułem mdłości więc przeniosłem wzrok na Arden. 

Też nie wyglądała najlepiej, ale w przeciwieństwie do Dyl'a, uśmiechała się chcąc dodać nam otuchy. Nie odwzajemniłem uśmiechu, nie umiałem tego zrobić. Czuć się beztrosko po tym co im zrobiliśmy.

-Was totalnie popierdoliło? - Jeff Davis wszedł do sali, trzaskając drzwiami. - Że niby ja dałem wam dwóm wolne, podczas nagrywania? Za kogo wy mnie macie? 

Tyler spojrzał na mnie, wolałem żeby to on udobruchał Jeff'a, byli bliżej ze sobą niż ktokolwiek inny w tej sali. Posey kiwną głową porozumiewawczo więc cicho westchnąłem z ulgą. Zajmie się tą sprawą. Nie wiedziałem co bym zrobił gdyby nie on. Nie dość, że gra ze mną w tą popieprzoną grę na śmierć i życie, to broni mi dupska u szefa.

Czułem się żałośnie. Jak najgorszy przyjaciel na świecie.

- Jeff - Tyler przyjął zdziwiony ton. - Nie wyjechałbym z planu gdybyś mi na to nie pozwolił, gram przecież główną rolę w serialu. Nie opuściłbym tu dnia pracy bez twojej zgody. 

Jeff przeszedł za krzesłami Holland i Hoechlin'a.  Szybkim krokiem podążał do krzesła umieszczonego na czele stołu. Widziałem jak bardzo był zdenerwowany już po samych jego krokach. 

-Niczego takiego mi nie zgłaszałeś, żaden z obecnych tu nie potwierdzi twoich słów, Tyler! -  Zatrzymał się tuż przed swoim obrotowym krzesłem i oparł dłonie na blacie od stołu. - Wiesz ile stracimy przez te cholerne pięć dni? 

Tyler rozejrzał się po obecnych osobach. Jeff miał rację, żadne z nich nie może potwierdzić naszej wersji wydarzeń, byliśmy w przysłowiowej dupie.  Nie mogłem pohamować drżenia rąk, w głowie mi huczało. 

" Wszyscy umrą" 

Jeff usiadł na swoim miejscu i uważnie nam się przyglądał, przechodząc wzrokiem to na mnie, to na mojego przyjaciela. 

- Wątpię by ktokolwiek  mógł zapamiętać tak prostą rzecz, przy wypadku jaki się zdarzył na planie z przyczepą. - Tyler udawał zdenerwowanego albo oburzonego faktem wypadku. -Jakim cudem ktoś zostawił przyczepę Dylan'a w takim stanie? Co by było gdyby ktoś był w środku? Gdybyśmy wcześniej nie wyjechali, Dylan nie siedziałby tu z nami!

Posey walnął pięścią w stół, podkreślając tym swoje słowa. Poparzył nieprzyjemnie na Davis'a.

-Uważasz, że bym cię okłamał? Może myślisz, że Dylan sam podpalił swoją przyczepę, a my uciekliśmy? 

Oddech ugrzązł mi gdzieś w płucach, a zimny pot spłyną po karku. Tyler bawił się w bardzo niebezpieczną grę, ale nie odpuszczał.  Starałem się zachować spokój ponieważ, Holland zaczęła mi się bacznie przyglądać. Wypuściłem powietrze z płuc, udając kaszel. 

Jeff patrzył na Tyler'a, a rysy jego twarzy łagodniały z każdą sekundą, aż w końcu westchną opuszczając głowę w dół. 

- Może masz rację. - Złapał się rękoma za głowę. - Może nie dopilnowałem papierków, własnie kończymy ten sezon i ciężko ze wszystkim było się wyrobić, mogłem czegoś nie dopatrzeć, zapomnieć, a jeszcze ten wypadek...

Serce zabiło mi mocniej, a żołądek ścisnął się w supeł. Poczucie winy... Czułem jak rośnie i rośnie.

Tyler spojrzał na mnie. Wiedziałem, że muszę coś powiedzieć.  Cała sytuacja wydawałaby się bardziej realna gdybym ją chociaż potwierdził. Pierwszy raz złapał mnie stres przed przemową w prywatnym gronie osób, aż krew zaczęła szumieć mi w uszach. 

Tylko nie to. 

Mój oddech przyśpieszył, a serce biło z każdą minuta coraz szybciej, jakby miało zaraz eksplodować. Czułem jak tracę czucie w palcach u rąk, a kolana, mimo że siedziałem, zmiękły mi. 

Zamknąłem oczy i delikatnie pochyliłem się nad stołem. Wiedziałem już, że zwróciłem uwagę wszystkich obecnych. Nie mogę pozwolić by napad lęku opanował moim ciałem. 

To był cholerny zbieg okoliczności, że tak samo jak moja serialowa postać, miałem napady leków. Gdybym mógł to bym to teraz wyśmiał, ale czułem jak brakuje mi powietrza w płucach. 

- Dylan? - Głos Jeff'a odbił się od ścian, niczym jak echo. 

Otworzyłem zaciśnięte powieki. Widziałem podwójnie. 

-Chyba... Chyba się czymś zatrułem. - Gdy usłyszałem swój skrzeczący głos, sam się przeraziłem. 

Tyler automatycznie zareagował. 

- O matko, Dylan - Posey walną się  otwartą ręką w twarz. - Mówiłem, że ten kebab po drodze to bardzo zły pomysł. 

Udałem, że się śmieje.  Musiałem się czym prędzej ogarnąć. 

- Może masz rację - odparłem, z trudem prostując się na krześle.- Obym nikogo nie zarzygał. 

Jeff zaśmiał się. Zabrzmiało to jak drapanie czymś metalowym po tablicy. 

- W każdym razie... - zacząłem. Moje serce nadal nie umiało się opanować. Zdawało mi się, że bardziej przyśpiesza. Miałem ochotę krzyczeć, wybiec z sali i znaleźć cichy kąt by w nim spokojnie zdechnąć, z wyrzutami sumienia.  Zdecydowanie na to zasługiwałem.  Z trudem nie wykrzywiałem twarzy  w bólu.

Lecz gdy wydawało mi się, że gorzej już być  nie może, poczułem dotyk na swym ramieniu, który niósł ogromną ulgę.  Smukłe palce delikatnie zacisnęły się na nim by dodać mi otuchy. Spojrzałem za siebie. Holland uśmiechała się do mnie, a mi na ten widok żołądek się uspokoił. Wierzyła we mnie mimo wszystko. Pragnęła mi pomóc.  

Wstrzymałem oddech chcąc  opanować się do końca. 

- W każdym razie, Jeff, Tyler mówi prawdę. Ten tydzień wolnego, zaklepaliśmy u ciebie już dawno,  ale byłeś chyba zbyt zalatany by to pamiętać. To zrozumiałe.- urwałem, odwracając wzrok od pięknych oczu Holl. - Jednak sprawa wypadku musi zostać wyjaśniona. Ktoś mimo wszystko starał się mnie zabić. 

Będę. Się. Smażył. W. CHOLERNYM. PIEKLE.

GRA SMS | Dylan O'BRIENOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz