23

512 63 6
                                    

Mój stoper odliczał czas do ucieczki. Miałem niecałe dwie minuty by wydostać się tajnym wyjściem z mojej przyczepy. Nogi miałem jak z waty, ręka z telefonem trzęsła mi się nie miłosiernie.  Za każdym razem gdy chciałem pozbierać myśli, widziałem tylko wybuch, który zaraz nastąpi.  Schowałem telefon do kieszeni i potarłem ręką kark.  Gdzieś na zewnątrz Tyler starał się uciec niezauważony przez resztę pracowników na planie.  Powiedziałem mu, że sam to zrobię, spierał się ze mną, ale po moich krzykach odpuścił.  Jedyne co musiałem zrobić, to trochę podniszczyć  gaz w kuchni, by wyglądało to na jakiś błąd w wykonaniu butli gazowej, która i tak była już pusta.

Teraz stałem bez celu na samym środku przyczepy i myślałem o Holland. Podczas kręcenia sceny w szatni, pomyliłem imiona i musieliśmy powtórzyć nagranie. Nie była zła za to, wręcz przeciwnie, wszystko w jej zachowaniu mówiło, że podobała jej się ta scena z pocałunkiem i chętnie ją powtórzy.  Uśmiechnąłem się.

Czy ona na mnie leci?

Dobry boże, o czym ja myślałem?! Przez nią jeszcze umrę w tej przyczepie zamiast spokojnie się wycofać. Zerknąłem na zegarek, który miałem założony na lewej ręce.  Miałem dokładnie czterdzieści sekund na wydostanie się z budynku. Odetchnąłem głęboko i ruszyłem do małej łazienki, w której wycięliśmy nocą mały otwór. Był naprawdę mały. Z nas dwóch tylko ja mogłem się tam zmieścić. Tyler był za bardzo napakowany w barach, a ja nie. Wątpię bym kiedykolwiek  tak wyglądał.

Wyjąłem klapę  i położyłem ją obok siebie na podłodze.  Szybko wlazłem tam nogami i kucnąłem  by móc wydostać resztę ciała.  Gdy znajdowałem się już pod przyczepą zacząłem się czołgać pod następną aby nikt mnie nie zauważył.  Musiałem się sprężać bo zaraz wszystko miało wybuchnąć za mną.

Minąłem jedną przyczepę i wczołgałem się pod następną gdy usłyszałem lekki syk, a potem ciszę. Wiedziałem co zaraz nastąpi mimo to nie zatrzymałem się by popatrzeć, bo nie wiadomo było jak daleki będzie miał zasięg wybuchu.  Kurwa, a jeśli komuś zrobimy krzywdę?

Pomyślałem o naszych znajomych z planu. O Dylanie,  Linden'ie ,  Arden...

Holland.

Przeraziłem się i czułem jak serce zamiera mi na krótką chwilę. Nie mogli tu teraz być,  wszyscy zostali zwołani na plan jakieś pięć minut temu. Oby nikt nie zaczął nas szukać.

I wtedy wszystkie moje myśli pochłoną wielki huk. Skuliłem się pod jedną z przyczep i zacisnąłem mocno powieki, ale i tak widziałem jak jasno zrobiło się od tego wybuchu.  Jakieś odłamki dolatywały do mnie i obijały się o ciało, ale nie zwracałem na to uwagi. Pragnąłem tylko wydostać się stąd nim ktoś tu przyjdzie i cały plan pójdzie na marne.

Nie oglądając się za siebie ruszyłem pod kolejną, przedostatnią przyczepę. Bolały mnie już kolana, a skóra na przedramionach zaczynała się ścierać.  Mimo to czołgałem się dalej. Przynajmniej żebra nie dawały o sobie dużego znaku.

Gdy w końcu wydostałem się spod rzędu przyczep ruszyłem biegiem za budynek, w którym najczęściej stawialiśmy samochody. Ja dziś tego nie zrobiłem. Specjalnie zostawiłem wóz  oddalony od budynku by móc spokojnie przemknąć nie zauważonym.  Czułem jak adrenalina daje mi kopa siły i biegłem jeszcze szybciej. Choć mogło mi się to tylko wydawać.  To cud, że jeszcze się nie wywróciłem.

Obiegając budynek od prawej strony usłyszałem pierwszy krzyk, ale nie mogłem dopasować go do osoby. Miałem nadzieje, że to nie była Holland.  Dobiegając do wschodniej ściany hangaru na samochody postanowiłem się zatrzymać i obejrzeć za siebie. Wątpiłem by to był dobry pomysł, ale musiałem wiedzieć...

Pierwsze co zobaczyłem to przewaga koloru pomarańczowego i czerwonego w miejscu gdzie powinna stać moja i mojego przyjaciela przyczepa.  Zostały z niej tylko szczątki, które okazały się być mocniejsze i przetrwały wybuch.  Wiele elementów odleciało nawet o sto metrów dalej, wciąż płonąc.  Plac naszych prywatnych przyczep zrobił się jednym wielkim pobojowiskiem. Wszędzie walały się odłamki i kawałki mebli. Gdzieniegdzie widziałem spadające strzępy ubrań Stiles'a, którego gram w serialu.  Wszystko spowijał ogień. Doszczętnie miał zamiar spalić każdy dowód, że istniałem jako aktor. Pochłaniałem ten obraz z otwartą buzią, wychylając się zza ściany. Jednakże kopara opadła mi bardziej gdy zobaczyłem biegnącą Roden w miejsce "wypadku". Wszędzie poznałbym jej miodowe włosy. Patrzyłem jak zatrzymuje się  niedaleko ognia i pada na kolana.  Nie wiem czy płakała, nie wiem nawet czy krzyczała, ale czułem się winny.  Winny tego, że musiała cierpieć. Nawet jeśli nic do mnie nie czuła, na pewno poczuje stratę jako koleżanka z pracy. 

- Przepraszam- szepnąłem- nie chciałem.

Ostatni raz rzuciłem okiem na pobojowisko pozostałości po moim "drugim domu". Parę ochroniarzy już gasiło pożar, trzymając w rękach gaśnice.  Nie wiele to dało, ale próbowali. Narażali swoje życie bo mi ktoś kazał upozorować własną śmierć.  Oni mogli się poparzyć nie wiedząc, że gaszą ten pożar bez sensu. Nas i tak tam nie było. Nie odnajdą ciał.  Nie ocalą nas.

Bo wcale nie trzeba.

Pokręciłem posępnie głową, spuszczając wzrok w dół. Zacisnąłem prawą rękę i walnąłem nią w ścianę budynku. Byłem wkurzony, zniesmaczony ale nie bałem się. Byłem dziś bliżej śmierci niż kiedy kolwiek, ale ja się nie bałem. A przynajmniej nie o siebie.  Przywaliłem ścianie jeszcze raz po czym postanowiłem odejść  i kierować się  do samochodu nim Tyler pomyśli, że jednak zginąłem.



GRA SMS | Dylan O'BRIENOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz