Rozdział Dwudziesty

7.7K 293 38
                                    

- Kiedyś Ci to wynagrodzę. - szepnęłam chłopakowi do ucha i mocno się do niego przytuliłam. 

- Oo, ale ja ustalałam jaka to nagroda? - poruszał znacząco brwiami i chwycił moje torby. Jedną walizkę wzięłam ja, mam zdrowe ręce, to mogę. 

- Jasne. - uśmiechnęłam się w jego stronę i wyszłam z budynku. - Przepraszam, że marnujesz na mnie czas. - prychnął pod nosem i włożył moje walizki do samochodu. 

- Jasmine.. - westchnął. - Żartujesz sobie? Nie zostawiłbym Cię tam. - wskazał na budynek, z którego przed chwilą wyszliśmy. To miłe z jego strony, ale jednak czuję się winna. 

- Miałam nawet spoko towarzystwo. - zaśmiałam się pod nosem gdy pomyśle o Peterze. Już rano zaprosiłam Cassidy i Petera do znajomych do facebooku. Polubiłam ich, nawet jeśli Cassidy znam trzy dni, a tego chłopaka z parę godzin. Są przynajmniej zabawni. 

- Tą rudą i tego jakiegoś chłopaka? - zakpił sobie ze mnie. - Weź.. Ona wyglądała jakby miała porażenie mózgowe, a on? - spojrzał się na mnie. - Zwykły gówniarz i tyle. 

- Dorosły się odezwał. - odpalił silnik i ruszył w stronę mojego domu. 

- No, a nie? Mam dziewiętnaście lat, a on może miał z szesnaście.  - nie odezwałam się, tylko sprawdziłam profil chłopaka na facebook. A to się zdziwisz, kochanie.

- A to się zdziwisz, ma dwadzieścia jeden lat. - pokazałam Aaronowi jego profil. 

- Lecisz na takich starych? - zaśmiał się chytrze i odwrócił wzrok na jezdnię. 

- Niee, wolę młodszych. Ale ładny nawet jest. - nie żeby coś, ale specjalnie tak powiedziałam. Zauważyłam, że się wkurzył, kiedy powiedziałam, że jest nawet ładny. Czyżby jest zazdrosny? Nie masz o co, ja już wszystko przemyślałam. - Jesteś zazdrosny? - ugryzłam dolną wargę i zablokowałam blokadę telefonu. 

- Ja? O Ciebie? - nie kurwa, o Hannah, która ma rozjechaną pizdę. - Nawet nie wiesz jak. - mruknął pod nosem. - Bardzo nie jestem o Ciebie zazdrosny. - kurwa, ranisz. 

- A o kogo jesteś zazdrosny? - nawet się na mnie kretyn nie spojrzał. Chuj zajebany. 

- A no wiesz, o taką jedną. - aha. 

- Jak jej na mnie? - spytałam kiedy wjeżdżaliśmy na podjazd do garażu, obok mojego domu. 

- Po co mam Ci mówić, jak jej wcale nie znasz. - wyjął moje walizki i zamknął bagażnik. - Poradzisz sobie sama? - powiedział obojętnie, oschle i tak jakby miał mnie w dupie. - Nie chce wchodzić i robić zamieszania.. No wiesz rodzice, brat.. Pewnie babcie pewnie tam jakąś masz. 

- Mówiłam Ci, że rodziców i brata nie ma, bo mają mnie w dupie i są zagranicą. - stał oparty o samochód i się mi przyglądał jak wstawiałam moje bagaże na taras przed domem. 

- I wcale im się nie dziwie, też mam Cię w dupie. - uśmiechnął się do mnie i odkleił się od samochodu. - Nara, jadę zaruchać. - wsiadł do auta i odjechał z piskiem w stronę osiedla w którym mieszka. Wcale nie zrobiło mi się przykro. Nie wiem co ja chciałam osiągnąć tym co mu powiedziałam.

Wzięłam pierwszą walizkę wniosłam do domu, potem drugą i trzecią mniejszą. Kurwa, już zmęczona. Teraz schody, ja pierdole. Nie dam rady, one są prze ogromne. Ja to mam spierdolone życie. -Wdech i wydech Jasmine.-pomyślałam. Dobra idę. Mam dwie walizki i marzę tylko o tym aby znaleźć się na górze. Jeszcze dwa progi do pokonania i jestem. Okej jestem. Rzuciłam walizki od razu koło szafy. Wszystko idzie do prania. Wyciągnęłam się świeżą koszulkę i bieliznę z szafy i podreptałam wolno do łazienki. Nic mi się nie chce, jestem zbyt zmęczona. Patrzę w lustro i nie poznaje samej siebie. Matko Boska, wyglądam jakbym nie jadła nic od miesiąca, z moich delikatnych, miękkich w dotyku, włosy zmieniły się w siano. Wory pod oczami, cała blada. Odkręcam kran i wpuszczam gorącą wodę do wanny. Rozebrałam się do naga i weszłam cała do wanny. Poziom wody sięgał mi piersi, a po chwili zanurzyłam się cała. Polałam na swoje ciało, płyn do kąpieli o zapachu róży i taki sam używałam szamponu do włosów. Po zrobieniu się piany na głowie, spłukałam ją z siebie i wyszłam z wanny. Ubrałam ubrania, które sobie przygotowałam i wysuszyłam włosy. Wreszcie czułam się świeżo. 

Wyszłam z wanny i zagościłam moje łóżko, tak bardzo mi jego brakowało, że nawet nie wiem jak bardzo. Poleżałam chwilę i przyszło mi na myśl, abym coś zjadła. Tak, jestem głodna. Szybko weszłam z łóżka i poszłam do kuchni. Zjadłam sobie kanapki i wypiłam też ciepłą herbatkę. 

- Chwila.. Przecież my mamy psa. - o ja pierdole. Wybiegłam z domu, z mokrymi włosami na dwór, a chuj, przecież na dworze jest ciepło.  - Buffi! - krzyknęłam kiedy pojawiłam się w ogrodzie. Po chwili usłyszałam szczekanie psa, pobiegłam w tamtą stronę i zobaczyłam uwiązanego psa na smyczy do budy. - Kurwa mać. - powiedziałam sama do siebie. Podeszłam szybkim krokiem do psa, który za chwile oszaleje za chwile ze szczęścia. 

- No chwilę, czekaj no. - próbowałam go odwiązać i udało mi się. Szalony od razu się na mnie rzucił. Ja kiedyś serio zabiję moich rodziców, za to, że nie dali mu jedzenia i teraz jest mój Buffi wychudzony. No ja pierdole. - Chodź, dam Ci jedzonko. - pobiegł od razu do domu, a jak zaszłam do kuchni siedział z wystawionym językiem przy lodówce i łapkę trzymał na dolnej części. Wyciągnęłam mu resztki i jakieś kiełbaski, nalałam mu wody do miseczki, ale musiałam nalać mu drugą, bo tamta mu nie wystarczyła. Pobawiłam się jeszcze trochę z psem i poszłam z nim na górę. 

Była może dziewiętnasta, bo zanim Aaron mnie z tamtą t zabrał, trochę czasu minęło. Położyłam się na łóżku, okrywając się kołdrą, a pies został na dywanie, obok łóżka. Nie pozwalam Buffiemu leżeć na moim łóżku dopóki nie jest wykąpany i tak się nauczył. Po jakiś minutach zasnęłam i w końcu mogłam odpocząć. 

                                                                                           🔻

Obudziło mnie szuranie o podłogę, czy ja do chuja nie zamknęłam drzwi? Otwieram po chwili oczy, ale jednak nic nie widzę przez tą cholerną ciemność. Chyba zacznę spać z lampką. Znów słyszę to szuranie, a po chwili czuję ciężar osoby na moim łóżku. Kurwa mać, czy ktoś chce mnie tutaj zgwałcić. Jednak nic nie robię, tylko czeka na dalszy rozbieg akcji. Czuję czyjąś dłoń na mojej tali, która jest okryta kołdrą, czyiś oddech na karku. Ja pierdole, zaczynam się bać. Tylko, że ja już wiem, kto to może być. 

- Przepraszam. - usłyszałam jego głos. Osoby którą właśnie miałam na myśli. Zranił mnie, i to bardzo. - Przesadziłem.  -pocałował policzek i zanurzył się w moich już suchych włosach. Że go pies nie usłyszał, ale przecież Buffi go lubi, to wszystko wyjaśnia, czemu nie szczekał. Nic nie robiłam tylko udawałam, że śpię. - Jasmine, wiem, że nie śpisz. - mruknął pod nosem. - Wiem, że Cię zraniłem. - ciekawe skąd. - Ale Ty też mnie zraniłaś. 

- Ciekawe czym. - odezwałam się po dłuższej chwili. 

- Tym, że.. 

- No co? - odwróciłam się w jego stronę i napotkałam jego wzrok. Jego piękne brązowe oczy, patrzy się w moje obrzydliwe niebieskie. Pogładził mnie po policzku, a ja poczułam jak nie jeden motylek rucha się z kolejnym motylkiem, niedługą sprawią, że przy nim będę mieć tryliard motylków w brzuchu. No kurwa. Ustawił się do pozycji siedzącej i zrobił to razem ze mną, tylko że, wylądowałam na jego kolanh. 

- Jesteś moja. - mruknął mi do ucha. 

- Spierdalaj.  

- Należysz do mnie, radzę Ci o tym pamiętać, jasne? - siedziałam cicho na jego kolanach. - Spytałem o coś. - warknął i zacisnął pośladek. 

- Jestem Twoja. - i wpił się w moje usta. 





Uwaga Uwaga! 

Mój pomysł na wstawiania rozdziałów przez weekend, coś nie wypalił. Więc będę je dodawała wtedy kiedy będą napisane. Od jutra zaczynam rekolekcje, więc na pewno się coś tu pojawi

Miłego Wieczoru. 




Jesteś MojaWhere stories live. Discover now