Rozdział Piętnasty

8.2K 318 22
                                    

- Hej.

- Hej. - przywitałam moją przyjaciółkę. - Dawno się nie widziałyśmy. - wyciągnęłam z kieszeni kurtki, paczkę fajek i ogień.

- Racja, daj jednego samolubie. - prychnęła pod nosem i dałam jej jednego papierosa. - Co tam?

- Jak zwykle, chociaż nie.

- A co się dzieje? - miłe z jej strony, że się o mnie martwi. - Możesz mi powiedzieć.

- Bo chyba jestem zazdrosna o Aarona. - otworzyła szerzej oczy i usta. Wiem, że jest teraz w szoku. Przez te lata nienawiści do niego, poczułam coś innego.

- Czy Ty się zakochałaś? - nie wiem. Położyła rękę na moim ramieniu.

- Nie, zwariowałaś? Teraz jest dla mnie tylko chłopakiem, podobnym do stu tysięcy innych chłopaków, i nie potrzebuję jego. I on mnie nie potrzebuje mnie. Jestem dla niego tylko dziewczyną, podobną do stu tysięcy innych dziewczyn. Lecz jeżeli mnie oswoi, będziemy się nawzajem potrzebować. Będzie dla mnie jedyny na świecie. I ja będę dla niego jedyna na świecie.

- Ja już wszystko zaczynam rozumieć.. Ty się zakochałaś! - pisnęła radośnie.

- Nie prawda. Po prostu kiedy było między nami okej, wszystko zaczęło się pieprzyć! Życie jest chujowe. Ja poluję na chłopaków, chłopacy polują na mnie. Wszyscy chłopacy są do siebie podobni i wszyscy ludzie są do siebie podobni. - już miałam jej dość boże.

- Ach, no dobrze. - zrobiła krótką przerwę na gaszenie papierosa. - No właśnie, jak nie było Cię w szkole to trener zorganizował zawody. Dla drugich i trzecich klas. Dzisiaj będziemy z jakieś dwie godziny na treningu.

- Serio, dopiero teraz mi o tym mówisz? - nie miałam zupełnie niczego. - W takim razie muszę się wrócić. - a byśmy w połowie drogi do szkoły.

- Po co?! Nie zdążymy!

- To Twoja wina. Mogłaś mi powiedzieć wczoraj.

- Jasmine! - krzyknęła za mną.

- Co - odwróciłam się w jej stronę.

- Spóźnimy się!

- To jeśli tak bardzo Ci się śpieszy, to idź! - po co ja tyle gadam.

Nic nie powiedziała, tylko odwróciła się do mnie plecami i zdążyła zrobić parę kroków do przodu.

- Victoria, stój. - machnęłam ręką. - Przepraszam, ostatnio jestem jakaś zdenerwowana. - jęknęłam z rozpaczy. Odwróciła się do mnie i spojrzała smutno. - Chodź, nie chcemy się spóźnić. - uśmiechnęłam się w jej stronę i pobiegłyśmy do mojego domu. Akurat wychodził tata.

- A wy nie w szkole? Jasmine, nie powinnaś teraz wagarować! W ogóle nie powinnaś! - powiedział stojąc w drzwiach.

- Idę po strój na trening, bo zapomniałam. A, i zawieziesz nas do szkoły? Nie chcemy się spóźnić.

- Tylko szybko, za dwadzieścia minut muszę być w biurze. - posłałam mu szczery uśmiech i szybko pobiegłam na górę, do pokoju. Wzięłam to co trzeba i zbiegłam na dół. - Dłużej się nie dało? Wsiadajcie.

- Wybacz, śpieszyłam się. - usiadłam na miejscu pasażera, obok kierowcy. - Dzięki.

- Dzień Dobry, uczniowie. - powitał nas trener. - Ale proszę was.. Bądźcie cicho, nie mam zamiaru was przekrzykiwać. - śmiechy i rozmowy umilkły. - Za dwa tygodnie są zawody z siatkówki w naszej szkolę. Z pośród was wybiorę tylko dwa składy, później jeden odpadnie. Nie będzie to żadna konkurencja, klasa na klasę, choć był to pomysł dyrektora. Za to będziemy pojedynkować się z szkołą z Miami. - pisnęły dziewczyny z tyłu. - Ale cisza! - krzyknął. - Macie się do tego przygotować! I to solidnie. Jasne?

Jesteś MojaWhere stories live. Discover now