rozdział 11 || noc w piwnicy 3/4 ||

1.2K 221 12
                                    

III Skłam

     Był wściekły. Wściekły, jak jeszcze nigdy, a najgorsze było to, że nie mógł tego okazać. Mógł sobie nakłaniać ludzi do samobójstw, ale jakie miał szanse w walce z demonem? Przegrałby. I zmuszono by go do wypicia tego czegoś, co przyniósł Will.

      Dlatego zamiast się szarpać, wyrywać i wrzeszczeć, patrzył w milczeniu na ogromne pomieszczenie, do którego zaprowadził go Bill. Czerń i czerwień dominowały w pomieszczeniu. Zapalone świecie unosiły się nad ziemią, blisko czarnych, pełnych kolejnych dziwnych symboli, ścian. Ogromne, okrągłe i do tego podwieszane łóżko znajdowało się na samym środku.

     — Co... co to ma być? — odważył się spytać.

     — Miejsce, w którym powinieneś być bezpieczny. Nie będziesz słyszał głosów, a nawet jeśli... Nie wyjdziesz i nikogo nie zabijesz. — Widząc minę Dippera, uśmiechnął się delikatnie. — Ja wiem... wiem, że to brzmi strasznie... okropnie, ale obiecuję, że znajdę sposób i sprawię, że znów będziesz wolny od głosów!

     — Bill?

     — Tak, kochanie?

     — Ja... może... może powinieneś mnie... mnie... po prostu zabić? Tak byłoby najłatwiej dla nas — mówił, starając się przy tym wyglądać jak najsmutniej.

     — Zabić? Czyś ty oszalał? Sosenko! — Bill objął go mocno. — Za bardzo cię kocham. Poza tym ja i Will nie po to tyle się męczyliśmy z tym pomieszczeniem, żebyś teraz wyskakiwał z takimi tekstami! No już do środka. Przyniosę ci coś do poczytania, dobrze?

      Nawet nie czekał na odpowiedź. Wyszedł. Dipper skrzywił się i powoli podszedł do łóżka. Nie chciał tu być. Już nienawidził tego pomieszczenia. Usiadł na pościeli i uderzył pięścią w poduszkę.

     Gleeful. Nie było go tu. Nie czuł jego obecności. To wywoływało jeszcze większy gniew. Zawył żałośnie, kiedy dotarło do niego, że jest kompletnie bezsilny. Oczywiście, gdy Bill wrócił, pomyślał, że Dipperowi jest źle z innego powodu i przytulił go. Pocałował. Prawie. Dipper cofnął się w ostatniej chwili.

     Tylko nie z nim — pomyślał, ledwie hamując odruchy wymiotne.

     Nie miał pojęcia, ile dni spędził w tym pokoju i kiedy w końcu Gleeful się do niego odezwał. Wiedział za to, że gdy doszło do ich pierwszej, po tak długim czasie, rozmowy był najszczęśliwszą osobą na świecie. Znów opowiadali sobie o najróżniejszych rzeczach. Znów się śmiał.

      Potem planowali ucieczkę.

      Dipper nie mógł tak po prostu wyjść. Nie mógł nawet dotknąć klamki. Na drzwiach umieszczono zaklęcia tak potężne, że tylko najprawdziwszy demon mógł je zdjąć. Gleeful stwierdził, że gdy drzwi są otwarte można normalnie przejść. Potem już było łatwiej. Nim się zorientowali mieli gotowy plan. Pozostało tylko czekać na Billa.

       Rano, zamiast Billa, przyszedł Will. Niestety Dipper był zbyt senny, poza tym miał wrażenie, że na tym demonie ich plan nie zadziała. Patrzył więc znudzony na to, jak Will kładzie mu tacę z jedzeniem, świeże ubrania i za pomocą czarów napełnia wodą ogromną misę.

       — Cześć — powiedział, kiedy demon na niego zerknął.

      — Cześć.

     Rozmawiali przez kilka minut.

      Kiedy Will wyszedł Dipper ruszył w stronę misy. Chwycił leżący obok niej ręcznik i zaczął się szykować. Krzywił się mimowolnie, trochę tęsknił za ogromną wanną. Za wygodą. Za wolnością.

      Jeszcze trochę. Wytrzymasz — powtarzał sobie, a Gleeful przytakiwał.

      Bill zjawił się wieczorem. Pod oczami miał cienie, a jego włosy po raz pierwszy od dawna były rozpuszczone. Nim zdążył zamknąć drzwi, Dipper zerwał się na równe nogi i podbiegł do niego. Gdyby to był Will z pewnością zorientowałby się, że coś jest nie tak. Wystarczyłby jeden ruch i już drzwi byłby zamknięte. Ale to nie Will. To tylko głupi, zakochany Bill, który pozwolił się objąć.

       — Coś się stało, Sosenko?

      — Nic. Po prostu tęskniłem — skłamał. Bez problemu. Żadna nowość. Pociągnął Billa w stronę łóżka. — Kocham cię, wiesz?

     — Mhm. Ja ciebie też.

      — Ale ja cię tak baaaardzo kocham! — mówił dalej, wciąż słodziutkim tonem. Bill usiadł na łóżku, a Dipper wszedł na jego kolana i przytulił się mocno.

      Nóż.

      Pod jedną z poduszek leżał nóż.

      Teraz była dobra okazja... ale... Zamiast sięgnąć po niego, dalej ściskał demona. Czuł ten charakterystyczny dla niego zapach truskawek. Ten cudowny zapach.

      Zmusił Billa do położenia się i zamrugał. Palcami błądził po jego twarzy. Tej cudownej twarzy. Twarzy, którą tak dobrze znał. Po raz pierwszy od dawna zaczął płakać.

     Nie zabił go.

     Nie tym razem.

     Gleeful był wściekły.

     Próbowali jeszcze trzy razy. Przy trzeciej próbuje, gdy Bill miał zamknięte oczy, Dipper w końcu dał radę sięgnąć po nóż. Ręce mu się trzęsły, gdy wbijał go w ciało demona. Usłyszał krzyk. Kolejny. Jeszcze jeden. Szarpnięcie. Próby odepchnięcia. Ale Bill nie mógł tego wygrać, bo żeby to zrobić musiałby użyć swojej siły, a przecież w ten sposób mógłby skrzywdzić osobę, którą dalej kochał.

     Po pewnym czasie przestał się ruszać. Wciąż oddychał, a niektóre rany regenerowały się, ale to nic. Wystarczyło wynieść ciało poza pokój i tam pozwolić Gleefulowi go wykończyć.

     Tak.

     Bill umrze.

     Tak.

     Będzie wspaniale.

    Tak.

     A potem pozbędą się Willa i Mabel.

    Tak.

    Płakał.

ZAUFAJ MIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz