|029| - wersja początkowa

1.4K 114 3
                                    



Była godzina szósta. Nerwowe chodzenie po pokoju Stylesa doprowadzało wszystkich do szału. Niall postanowił pomyśleć w miejscu gdzie jego głowa pracowała najlepiej. Siedział w kuchni, wyciągając zapasy chłopaków z lodówki. I tak nie mieli ich za dużo, bo wszyscy zapominali o zakupach w zaistniałej sytuacji. Kilkanaście godzin temu Louis został zabrany na policję i wciąż nie wrócił. Nie było też od niego żadnych informacji. Czekali na jakąkolwiek wiadomość.

Harry'ego trafiał szlag, chociaż po sobie tego nie okazywał. Sam nie wiedział na kogo był wściekły. Na Louisa, Maybelly czy na policję? Gdyby nie May, nie byłoby problemu. Z drugiej strony jego brat miał prawo do szczęścia i owo znalazł właśnie przy tej dziewczynie.

Payne planował, bo tylko on miał trzeźwy umysł. Harry'ego napędzała złość, a Niall często myślał o nie o tym, co trzeba. Niestety każdy z pomysłów Liama był krytykowany, ale nie przestawał się starać. Nie miał bladego pojęcia jak znaleźć Malika, ten się po prostu rozpłynął i nie pozostawił po sobie żadnego śladu. Wcześniej nie docenili jego możliwości, nie brali pod uwagę, że będzie zdolny do porwania.

A teraz cała wina za to wszystko spadła na Louisa. To był doskonały plan zemsty. Policja siedziała nad Tomlinsonem, dogłębnie go przesłuchując, a za dowody mając zdjęcia, które robił Maybelly z ukrycia. Okej, w porządku, to było podejrzane, ale kiedy May została porwana, Louis był w Los Angeles. Czy tak trudno sprawdzić?

– Och, Jezu, ile można. Co my zdziałamy? Nie jesteśmy gangiem, jesteśmy złodziejami. – Odezwał się Harry, opierając ręce o ścianę. – Nie przeszukamy całego stanu, a co dopiero kraju. On jest sprytny, ma odpowiednich ludzi, którzy wszystko zaaranżowali. Tyle.

– Zawsze coś można zrobić. – Liam, denerwujący optymista. Czasem ma się ochotę nieźle mu przypierdolić.

– Słucham. Co zrobisz, czarodzieju? – Harry odwrócił się w jego stronę i pokonał dzielącą ich odległość. Mocno zacisnął ręce na koszuli Payne'a. – Za dwa dni Maybelly ma być w tym jebanym Seattle i nic mnie to nie interesuje. A mój brat ma wrócić z tego komisariatu.

– To może mi pomóż, a nie pieprzysz o tym co ty chcesz. – Liam odepchnął go, mając dość.

Chciałby w końcu położyć się spać i odpocząć. Czekał go kolejny dzień poszukiwań i jeszcze kłótnia miedzy nim a Harrym.

– No, a co robię? Dzwoniłem już do każdego, kto ma jakiekolwiek kontakty, kto zna Zayna. Szukają. Nie jestem informatykiem, Liam.

Ich bezowocną wymianę zdań przerwało pukanie do drzwi. Tylko towarzystwa im tu brakowało.

– Otworzę. – Niall wyszedł z kubki i przebiegł do przedpokoju.

Drzwi prawie go uderzyły, kiedy do środka wkroczyła Alyssa. Spojrzała na niego przepraszająco i ruszyła w stronę salonu. Usiadła na fotelu, zakładając nogę na nogę. Harry przeniósł na nią wzrok i uniósł brew. Oczywiście. Tylko Alyssy tutaj brakowało. Kiedy miał na głowie Louisa, Maybelly, Zayna, teraz ta dołoży mu tę ciążę!

– Chcę wiedzieć co planujecie – odezwała się.

Nawet na niego nie spojrzała, duma jej na to nie pozwoliła. Nie po tym co ostatnio powiedział.

Styles otworzył usta, po czym je zamknął. Nie wiedział, czy ma się roześmiać, czy zacząć płakać.

– To nie jest jebana informacja, Aly, idź stąd, dobra? – wycedził przez zęby i przeczesał włosy palcami, po czym sam opuścił pokój.

FEAR →psycho romansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz