|028| - wersja początkowa

1.4K 112 14
                                    

Od autorki: W TYM TYGODNIU 365 DNI - ZOBACZYMY SIĘ ZNÓW BĘDZIE DO KUPIENIA. OOOMG.


A Milion Loves Song rozchodziło się po salonie, do którego weszła zdezorientowana Maybelly. Tak romantycznej piosenki nie spodziewała się w domu swojego porywacza, którego jeszcze nie spotkała. Wiedziała, że to Zayn, ale ich drogi mijały się przez dwa dni, od kiedy się tutaj znalazła. Starała się też unikać Victorii, która nie szczędziła sobie złośliwości. Cały ten czas May przesiedziała w pokoju i wychodziła jedynie coś zjeść. Myślami była w Seattle ze swoją rodziną i Louisem, za którymi tak tęskniła. Chciałaby móc zapewnić ich, że nie dzieje jej się krzywda. Chociaż tyle. W nocy rozmyślała nad tym, że nagle stała się bohaterką jakiegoś kryminału. Spokojna dziewczyna z Los Angeles została porwana. Wciąż nie dochodziło do niej to wszystko, a luksus, który ją otaczał, nie pomagał zrozumieć faktów.

Maybelly zauważyła, że w salonie nie jest sama. Przy barku stał Zayn, nalewając sobie alkohol do szklanki. Nabrała powietrza do ust i momentalnie postanowiła się wycofać.

– Witaj, kochanie. Zapraszam. – powiedział, nie odwracając się.

Wiedziała, że nie ma już odwrotu i została na miejscu. Obserwowała czarnowłosego mężczyznę.

Zakołysał szklanką, upił łyk i podszedł do okna. Zachowywał się, jakby Maybelly znała go bardziej niż powinna, jakby nie musiała niczego oczekiwać. Ale tak nie było. Chciała wyjaśnień, choć bała się zapytać.

– Podoba ci się tutaj? Jest cieplej niż w tym ponurym Seattle – westchnął, oglądając ogród.

Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Nawet nie wiedziała, gdzie byli. Jedyne co widziała, to ten ogromny dom, których był jej więzieniem. Zacisnęła dłonie w pięści, które drżały od strachu.

– Czemu jesteś taka cicha? – Zayn odwrócił się do niej i uśmiechnął tajemniczo. – Myślałem, że masz ostrzejszy charakterek. Louis nie lubi nieśmiałych, niewinnych dziewczynek. No, chyba, że coś się zmieniło. Lub po prostu chciał się zabawić.

– Gdzie ja jestem? – Spytała, puszczając mimo uszu to co powiedział na temat Louisa.

– W moim domu. – Podszedł do niej, poprawiając koszulę w różne wzorki. Wyglądał jakby właśnie był na wakacjach.

May cofnęła się o krok do tyłu, spuszczając wzrok. Szukała w sobie odwagi, ale na marne. Tak naprawdę to Louis dawał jej siłę, dzięki niemu umiała walczyć o ich związek. Teraz była bezbronna.

Zayn uniósł dłoń i dotknął jej policzka, po czym mocniej złapał za podbródek. Nie pozwolił, by się odsunęła.

– Nie wkurwiaj mnie, a będzie dobrze. Chciałbym, żebyś wiedziała, że w tej chwili ja podejmuję decyzje za ciebie i lepiej, żebyś się z nimi zgadzała. – Wyjaśnił chłodno.

Do jej oczu napłynęły łzy. Bardzo się bała, chciała, aby Louis po nią przyszedł, ale wiedziała, że to jest niemożliwe. Nikt oprócz Zayna nie miał pojęcia gdzie ona się znajduje. Ach, i oczywiście ta blondynka, Victoria, która chyba była kobietą Malika. Obie nie pałały do siebie sympatią i nic nie wskazywało na to, żeby choć trochę się polubiły.

– Po co ja tutaj jestem? – spytała nieśmiało.

– Po to, że lubię robić Louisowi na złość. Poza tym może chciałbym cię zobaczyć w swoim klubie? Jak tańczysz? Na barze.

– Przestań. – Powiedziała nieco głośniej, zaciskając ręce w pięści. – Nie będę tego robić. Czego ty chcesz?

Zayn roześmiał się i chwycił Maybelly mocno w pasie, nie pozwalając jej na żaden ruch. Próbowała się wyszarpać, lecz niepotrzebnie, jedynie bardziej zacisnął palce na jej biodrze. Przerażona, ale jednocześnie zła, patrzyła mu w oczy.

FEAR →psycho romansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz