|021| - wersja początkowa

1.7K 140 20
                                    


Tomlinson stał w swojej szatni, uderzając w worek. Miał jeszcze pół godziny przed walką, które zamierzał wykorzystać na trening. Musiał zniszczyć Malika. Obiecał to sobie dziś rano, popołudniu i teraz. Obiecał to sobie już dawno. Przyśpieszył swoje ruchy, a worek ledwie utrzymywał się na łańcuchach. W Louisie rozpalała się furia i nienawiść, którą zamierzał wykorzystać na ringu. Liam siedział na ławce, obserwując ruchy chłopaka. Był pewien wygranej Louisa, dzięki dobremu przygotowaniu i zaparcia. Nie ukrywajmy, ale Zayn Malik był teraz jego jedynym celem. Czasem Liam obawiał się własnego przyjaciela, nie ukrywał, że był nieprzewidywalny, podejmował pochopne decyzje i nigdy nie żałował. Jeśli ktoś raz zdradzi Louisa lub nadwyręży jego zachowania, do końca życia pozostaje wrogiem. Tylko kiedy ten koniec życia nastąpi? To również może zależeć od Tomlinsona. Jeśli Zayn wyprowadzi go z równowagi, jego życie skończy się po dziesięciu minutach. Jak wspomni o dziewczynie Tomlinsona, jego czas skróci się o pięć minut. Każdy wiedział, że Maybelly była słabością Louisa. Dla niej był w stanie zabić, dlatego cieszył się, że May została w domu. Nie chciał, by rozpraszała na ringu bruneta. Liam miał duże doświadczenie, a do walki trzeba być przygotowanym nie tylko fizycznie. Wystarczyłoby krzywe spojrzenie w stronę Maybelly i Louis zająłby się nie tym, co potrzeba. Poza tym dziewczyna mocno by się wystraszyła, bo tym razem Tomlinson nie zamierzał odpuszczać, nie ukrywajmy tego. Był tak bardzo zmotywowany, jego umysł był maszyną, której nikt nie będzie w stanie powstrzymać od zabójczych myśli.

Demony zawładnęły nim. Jego oczy z niebieskich zrobiły się praktycznie czarne. Jego ruchy stawały się bardziej precyzyjne. Worek zerwał się z łańcuchów. Louis wytarł nadgarstkiem pot z czoła. Był gotowy i czuł to w kościach. Dzisiaj ten dzień, dzień w którym Louis Tomlinson zabije swojego wroga. Zwilżył językiem dolną wargę i uniósł delikatnie kąciki ust, czując satysfakcję, choć walka jeszcze się nie rozpoczęła. Zrzucił z rąk rękawice, które upadły koło nóg jego trenera.

– Dobrze ci idzie. Ale musisz nad sobą panować. Inaczej źle skończysz. Wiem, co chcesz zrobić, tylko pomyśl o konsekwencjach – rzucił Payne.

– Pieprzyć konsekwencje. Nie pozwolę mu, żeby przejął to miasto. To one się liczy, a ja jestem w nim królem. – Odkręcił butelkę z wodą i wypił połowę.

Otarł usta dłonią i oparł się o szafki, wbijając wzrok w Liama. Ten pokręcił głową, wzdychając.

– Louis, nie. Wygraj, ale nie zabijaj.

– Zobaczymy na ringu. Ja ci nic nie obiecuję, ale to od niego będzie zależeć czy przeżyje tę walkę. – prychnął Tomlinson.

Z korytarza dochodziły głosy mężczyzn. Poznał jeden z nich. Zayn Malik. Człowiek, który jako jedyny go pokonał. Na tę myśl, zadrżał z gniewu, zaciskając palce na butelce wody. Zgniótł plastik i rzucił go w kąt, rozlewając resztkę wody.

– Odpieprz się, bo będziesz miał rozgrzewkę przed walką, kutasie – warknął Harry, będący na korytarzu. Jego głos był dość donośny.

Louis kierował się w stronę wyjścia, ale dłoń Liama powstrzymała go. Pokręcił głową. Musiał poczekać jeszcze parę minut. Pieprzonych minut, które dłużyły się nie miłosiernie. Drzwi się otworzyły, a jego brat wszedł do środka.

– Zajebałbym mu. – Mruknął Styles i spojrzał na Louisa. – Powodzenia. Śliczna bezpieczna, siedzi w domu. Alyssa powiedziała, że ma szlaban, ale w zasadzie nie jest najgorzej. Podobno Evans łyknął kłamstwa.

Brunet przytaknął. Żałował, że jego dziewczyna ma szlaban, ale zawsze znajdzie sposób by do niej dotrzeć. Była jego, słuchała się jego, to jego stawiała na pierwszym miejscu. Nie przejmował się za bardzo jej ojcem. Zamierzał odwiedzić Evansa w pracy, trochę go zaskoczyć.

FEAR →psycho romansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz