Rozdział 42

555 32 4
                                    

Mineły trzy dni! Trzy dni od kiedy dowiedziałam się, że mój przyjaciel jest gejem. I trzy dni od kiedy siedze w domu i się z niego nie ruszam. Po pierwsze nie chce mi się, po drugie nie mam jakiś ambici, żeby skończyć szkołe. Max truje mi codziennie, że muszę się uczyć, a ja mu tłumacze, że nie mam najmniejszego zamiaru. Ciągle się kłócimy. Jazz trzyma strone bruneta i twierdzą, że nie powinnam siedzieć sama w domu, że powinnam być między ludzimi.

Taka jest prawda, powinn się rozerwać, a nie siedzieć na tyłku w salonie z miską popcornu.

W sumie nie wiem czemu nie wychodzę, to chyba z obawy przed Dylanem, ostatnio jest za spokojnie! Najpierw grozi i odwala jakieś szopki, a teraz co? Nic.  Taka cisza przed burzą. Chciałabym, żeby coś się wydarzyło, nie chcę czekać. To mnie dobija. Max jest spokojny, twierdzi, że jestem bezpieczna, no właśnie ja! Nie wspomniał o sobie. Martwie się, że coś mu zrobi, chodź z drugiej strony, Dylan mówił, że albo ja, albo Jazz. 

Mój przyjaciel o niczym nie wie. Bo po co go martwić? Go to nie dotyczy.

***

Cały dzień na kanapie, idealnie wykorzystany czas! Jest siódma, Max kończy za godzine, a Jazz powinien już dawno być! Skończył o pietnastej, a droga tu trwa najwięcej dwadziścia minut. A ten gej nie odbiera i nie odpisuje! Obiecuje, że jak to jakieś głupie żarty to mu jebne! Dzwoniłam do Max'a, ale on stwierdził, że napewno poszedł do Isaac'a  tylko problem, że ten pacan też nie odbiera.

Chodziłam po salonie w te i spowrotem. Martwiłam się, miałam złe przeczucia do tego wszystkiego. Wydaje mi się  że te pare dni spokoju były ciszą przed burzą, czułam się tak jakby coś musiało się wydarzyć i to z mojej winy. Czułam się źle, przecież mogłam iść do szkoły, prawda? Przecież nic by się nie stało, a bynajmniej wiedziaiabym gdzie on jest. A tak? Siedzę w domy i się martwie. Żeby trochę wyluzować postanowiłam wziąć prysznic.

Właśnie wychodziłam z kabiny kiedy usłyszałam trzask frontowych drzwi. Oznacza to, że jeden z idiotów wrócił do domu. Miałam cichą nadzieje, że to Jazz. Szybko wytarłam ciało miękim materiałem i ubrałam czarne spodnie z wysokim stane i białą koszulkę, którą wsadziłam do spodni. Ogólnie miałam zamiar iść na spacer, ale to odrazu po tym jak dowiem się kto wrócił. Zostawiłam rozpuszczone włosy, które powinny same wyschnąć za góra pietnaście minut. Nałożyłam jeszcze rozświetlacz pod cienie pod oczami i lekko wytuszowałam rzęsy, kiedy spojrzałam w lustro stwierdziłam, że nie jest źle.

Schodziłam po schodach, mówią szczerze na dole było stnowczo za cicho! Przecież oni nie umieją być cicho! Nigdy! To są wieczne dzieci, które czasami, ale to naprawdę sporadycznie mniewają przejawy odpowiedzialności. Kogo ja okłamuje oni są odpowiedzialni jak chodzi o to by jedzenia nie zabrakło, a nie zapomniałam to ja o to dbam.

Weszłam najpierw do kuchni, nikogo nie ma. Wchodząc do salonu, zatrzymałam się w progu czują czyjeś ręcę na tali, a napewno nie były to dłonie Max'a! Stałam nie ruchomo, boją się tego kogo mogę zobaczyć za sobą. Chodź byłam pewna, że to nie kto inny jak sam Dylan. Czułam jego perfumy, od których robi mi się nie dobrze.  A o chwili poczułam jego oddech na karku.

-Tęskniłem księżniczko.-wymruczał mi do ucha, a ja myślałam, że zaraz zwróce śniadanie.

-Wyjdź z tego domu.-wysyczaiam, nadal nie zmieniają pozyci.

-Właśnie taki miałem zamiar, ale nie obędzie się bez twojego towarzystwa.

-Zaraz zwymiotuje.-powiedziałam oschle  ale naprawdę poczułam mdłości, które z całych sił próbowałam powstrzymać.

-Spokojnie, wydaje mi się, że bardzo chętnie pojedziesz ze mną.-wydawał się za pewny siebie. Chciałam widzieć jego twarz więc jednym zwinnym ruchem obróciłam się w jego strone.

Przedemną stał naprawdę dość przystojny mężczyzna z kilku dniowym zarostem. Gdyby nie fakt, że prawdopodbnie uciekł z psychiatryka i, że w najbliższym czasie spróbuje mnie zabić to może bym go polubiła. Ha, kogo ja chcę okłamać? Najszczerzej  świecie mam ochotę dać mu w twarz.

-Nie wydaje mi się, żebyś miał jakieś przekonujące argumenty, żeby miała to zrobić.-powiedziałam bez wyrazu i mogę się założyć, że tak też wyglądałam.

-A mi się wydaje, że mam argument.-powiedział pewnie, a w jego oczach dostrzegłam radość? Psychiczną satysfakcje? Sama nie wiem.

-Zaskocz mnie.

-Jazz.- tak i właśnie te słowa dotarły do mnie bardziej niż się spodziewałam.

-Nie możesz mu nic zrobić.-powiedziaiam niemal szeptem, pokonując wielką gule w gardle.

-Mogę o wiele więcej niż Ci się wydaje.

-A mi się wydaje, że zmyślasz. Bo niby skąd byś miał Jazz'a?-zapytałam kpiącą. Tak wiaśnie w tym pomęcię byłam najlepszą aktorą na świecie. Mimo, że w środku czułam, że powinnam rzucić się na kolana i błagać tego zwyrodnialca o to, żeby wypóścił mojego przyjaciela to stałam i nie okazywałam żadnych uczuć.

-Chcesz dowodów? No nie wiem mogę Ci wysłać pocztą coś. Tylko powiedz co chcesz? Palec? Rękę, nogę?-zakpił ze mnie.

-Nie odważysz sie.

-A chcesz się złożyć?-zaśmiał się. A ja wiedziałam już, że przegrałam.

-Nie. Powiedz czego chcesz?

-Niech pomyśle.-powiedział i udając zamyślonego podrapał się po karku.- A no tak! Już wiem.

-Możesz szybciej?-powiedziałam bez emocji.

-No wiesz, że to nie zależy odemnie! Ae szef kazał dać Ci wybór.

-Dajesz, no dobij mnie badziej.

-Jazz czy ty?-zapytał z chytrym uśmieszkiem, a ja już znałam odpowiedź, w sumie znałam ją już dawno.

-Ja.-odpowiedziałam twardo.

-Cieszę się.-odparł, a na jego twarzy zagościł szeroki uśmiech.

-Psychol.-mruknęłam.

-Och słońce. Ty nawet nie wiem na co mnie stać.-wyszeptał mi do ucha, a mnie przeszedł dreszcz.

***

Podoba się? Bo ogólnie to tego prawie nikt już nie czyta! Serio jest, aż tak źle?  Mam skończyć, czy noże pisać?  Sama nie wiem:')

Smak Grzechu ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz