Rozdział 5

1.8K 65 6
                                    

Dom wydawał się całkiem przytulny, ciepły kolor, spokojne otoczenie.
Trochę przeraził mnie fakt, że w jednym z okien paliło się światło. Co oznaczało, że ktoś jest w domu.

Jazz ciągnął mnie w stronę domu, jednak ja stałam jak wryta. Nie chciałam nikogo poznawać. I tak znałam już za dużo ludzi.

-Co jest?-zapytał lekko zdezoriętowany moim zachowaniem.

Spojrzałam na niego lekko zagryzając dolną wargę, nie wiem czemu ale zaczęłam się denerwoać. Potrzebowałam chwili, żeby się oswoić i reagować normalnie.

Spojrzałam na niego, on przyglądał mi się bacznie. Jego oczy przeszywały mnie na wylot.

-Wiem.-powiedział pewnie.-Zobaczyłaś światło w oknie i się przestraszyłaś.

Cholera jak on dobrze mnie zna.

-Nie przejmuj się, to tylko mój fajny braciszek.-powiedział z sarkazmem. Na co ja się zaśmiałam, momentalnie cały stres ze mnie zszedł.

-Ja? Ha, chciałbyś.-zaśmiałam się.

-Ta i wróciła moja Carm.-wywrócił teatralnie oczami.

Poprowadził mnie w stronę drzwi, w środku było przyjemnie. Wcale nie wyglądało jak mieszkanie trzech facetów.

Ruszyliśmy w stronę schodów. Na górze dostrzegłam męską sylwetke, schodziła w dół. To na pewno jego brat, chłopak był zupełnym przeciwieństwem Jazza. Brązowe włosy, idealnie ułożone, zielone, przenikliwe oczy, które w tym momencie były zapatrzone jedynie w telefon. Ubrany był w czarne spodnie z dziurami i zwykły biały T-shiry. Spojrzałam na siebie. Praktycznie wyglądałam tak samo. Tylko czemu on prezentował się w tym tak cholernie dobrze, a ja wyglądałam jak dziecko?

Gdy go mijaliśmy, przypadkowo i lekko szturchnął mnie w ramię, co sprawiło, że oderwał wzrok od telefonu. Jego oczy zabłysły, przeszył mnie wzorkiem od góry do dołu.

-O kurwa.-stwierdził patrząc na mnie, zawstydziłam się i lekko zaczęłam przygryzać dolną wargę. A on kontynuował.-Braciszku nic nie powiedziałeś, że masz taką fajną koleżankę.-on sam delikatnie oblizał usta i puścił oczko, chyba do mnie. Nie wierzyłam, jak on mógł wogóle na mnie spojrzeć, fuj.

-Bo nie pytałeś.-odparł spokojnie Jazz. Chwytając mnie za ramię.

-Szkoda.-powiedział z uśmiechem chłopak i poszedł w dół.

Tak uznajmy, że to było dość dziwne. Gostek potrzebuje okularów albo jakiegoś dobrego specjalisty.

Ruszyłam dalej za Jazzem. Byliśmy w jego pokoju, rozłożyłam się wygodnie na łózku i patrzyłam na posunięcia mojego owego przyjaciela.

On sam poszedł w stronę wielkiej, białej szafy, otworzył dolną szufladę i wyjął z niej wino i dwa kieliszki.

-Napijemy się trochę?-zapytał z zachęcającym uśmiechem.

-No troszkę możemy.-zaśmiałam się.

-Troszkę.-zaczął się śmiać. Podszedł do łóżka i rzucił we mnie kieliszkiem. Na jego szczęscie spadł obok mnie, na poduszkę. Usiadł wygodnie na przeciwko mnie i z szerokim uśmiechem otworzył wino, nalał każdemu. Napiłam się troche i zaczęłam rozmowę.

-Co, zamierzasz mnie upić, a potem przelcieć?-zapytałam ze złośliwym uśmieszkiem.

- O kurwa. Odkryłaś mój plan!

Zaczęliśmy się smiać. Oczywiście to były żarty.  Wiedziałam, że Jazz traktuje mnie jak własną siostrę i w ten sposób by mnie nie tknął.

-No przykro, ale Ci się nie uda, alkohol nie za bardzo na mnie działa.-wyznałam zgodnie z prawdą, mogłabym pić chodźby i do rana a i tak będę kontaktować.
-Bo uwierze.-parsknął.

Jakoś po pietnastu minutach picia stwierdziliśmy że keliszki nam tylko wadzą i zaczęliśmy pić wino z butelki. I tak przez dobrą godzinę paplaniny bez sensu, obrażając się nawzajem i śmiejąc do rozpuchu.

Wiedziałam, że własnie dziś muszę mu powiedzieć prawdę o sobie. Może miał mnie wyrzucić i już ze mną nie gadać, ale zasługiwał, żeby wiedzeć z kim się zadaje.

-Jazz.-powiedziałam niepewnie. Zagryzając wargę.-Muszę Ci coś wyznać.

-Wiesz, że możesz mi powiedzieć wszystko.-uśmiechnął się zachęcająco i usiadł bliżej mnie i przytulił.

-Tak wiem.-posmutniałam.

-Brzmisz jak byś chciała mnie prosić o pomoc w ukryciu zwłok.-zażartował, ja mimowolnie parsknęłam, ale nie było mi do śmiechu.

-Musze Ci powiedzieć coś co powinnam zrobić dawno temu. Nie chodzi o to, że Ci nie ufam tylko o to, że sama cholernie mało wiem.- spojrzałam mu w oczy, chciałam zobaczyć jego rekacje, jego oczy wykazywały radość. Wahałam się czy mówić dalej.

-Kontynuuj.-popędził mnie.

-Masz prawo być na mnie zły, ale proszę Cię, żebyś zanim Ci powiem obiecał mi, że nadal będziesz moim bratem.

-Zawsze Carm.-powiedział z przekonaniem, po czym uściskał mnie.

-To tak.-westchnęłam i kontynuowałam.-Moje całe imie to Carmen, na nazwiko mam Sull. To moi rodzice, nagle podjęli decyzję o wyprowadze. Ja dowiedziałam się przed samym wyjazdem. Nie chcieli mi nic powiedzieć, zabronili kontaktować się z kimkolwiek. Jak już przyjechaliśmy tutaj to mama dała mi fałszywe dokumenty i powiedziała, że to konieczne, chciałam się dowiedzieć czegoś więcej, ale jak sam wiesz w ogóle ich nie widuje.-skończyłam mój monolog i wbiłam wzrok w łóżko nie chciałam widzieć jego rekacji, a może porostu bałam się jej?

On nic nie mówił, co doprowadzało mnie do szału. Już wolałam, żeby nakrzyczał na mnie, powiedział, że jestem straszną kłamczuchą niż, żeby milczał.
Milczenie to najgorsze co może być, ponieważ nie wiesz co danej osobie chodzi po głowie.

Rozmyślałam nadal wbijając wzrok w pościel. Gdy nagle jego ramiona oplotły mnie i mocno przytuliły. Cały mój niepokój zniknął. To, że mnie przytulił oznaczało, że rozumie. Poczułam taką straszną ulgę.

-Moja biedna Carm, mogłaś powiedzieć wcześniej.-wyszeptał mi do ucha nadal mnie ściskając.

-Przepraszam.-powiedziałam łkając

-Ah nie masz za co. Wiesz, że Cię kocham siostrzyczko, to nic nie zmienia.

Tak cieszyłam się, że mnie zrozumiał, że nadal może być moim przyjacielem. Dopiero jak powiedziałam mu o sobie i nie znałam jego rekacji poczułam jak cholernie mi na nim zależy, tak się bałam, że mnie odepchnie i, że zostanę z tym sama. Nie wiem jak mogłam w niego zwątpić.

***

Siedziałam, już w autobusie do domu.Jazz odprowadził mnie na przystanek, gdzie opowiedziałam mu resztę mojej dziwnej histori, a potem się pożegnaliśmy.

Bylo po dwudziestej drugiej, gdy wysiadłam na swoim przystanku. Od niego do mnie było około pięć minut drogi. Gdy już byłam na miejscu, niezdziwiłam się, że w oknach jest ciemno, sięgnęłam po klucz spod okapu, i odkluczyłam drzwi.

Poszłam prosto do kuchni, byłam taka głodna. Gdy sięgałam do lodówki zobaczyłam na niej przyczepioną kartkę, ściągnęłam ją i zaczęłam czytać.

Moja droga Carmen, wiesz, że kochamy Cię nad życie. Bardzo przepraszamy za te wszyskie tajemnice, ale tak musiało być. Musimy wyjechać, wiem, że sobie poradzisz, jesteś juz duża. Zostawiamy Ci pięniądze, dom i dokumenty wrazie co. Zawsze chciałam byśmy byli razem, jednak okoliczności na to nie pozwoliły. Nigdy nie chciałam tego zrobić, ale tak będzie lepiej, tu będziesz bezpieczna. Nie powinnaś brać udziału w tym cały syfie, dlatego tak postanowiliśmy. Już się nie zobaczymy. Ale pamiętaj, że zawsze będziemy Cię kochać.
Mama, tata i Zek.

Smak Grzechu ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz