Rozdział 25

845 40 2
                                    

  Ona mnie kochała, mimo tego, że byłam taka straszna. Powinnam z nią porozmawiać, zrozumieć. Dobijał mnie fakt, że już nigdy jej nie zobaczy, nie uściskam. Chciałam by było tak jak kiedyś, żeby zawsze była blisko. Pamiętam jak mówiłyśmy sobie wszysko, ufałam jej bez granicznie, ona mi też. Śmiałyśmy się nawzajem ze swoich problemów. Pomagałyśmy sobie w każdej sprawie, zawsze była. Ten wyjazd wszysko zniszczył.

Moje rozmyślania przerwał Dylan, który nadal znajdywał się w niebezpiecznej odległości.

-Mam nadzieje, że będę musiał zabić go.-powiedział ze skruchą w głosie.

-Ta, masz nadzieje. Czemu ty to robisz?-mówiłam jąkając się. Nie wiedziałam czy chcę znać odpowiedź na to pytanie.

-Mówiłem Ci, taką mam pracę.-odparł niewzruszony.

-Super praca. To napewno iteresujące zajęcie, zabijać.-powiedziałam, a moje słowa ociekały ironią.

-Nie wybrałem sobie tego.-odpowiedział ciszej.-Wtedy nie widziałem innej możliwości, a teraz już nie mogę się cofnąć.

Nic nie powiedziałam, nie chciałam go słuchać. Każdy ma wybór, zawsze jest więcej niż tylko jedna obcja.

-Jesteś odważna.-stwierdził ni z tego ni z owego.

-Nieprawda.

-Widziałem jak reagujesz na strach. Jak reagujesz na mnie. Jesteś odważna, nie boisz się śmierci.

-Tylko udaje, chcę żeby ludzie tak myśleli. Tak naprawdę strasznie się boje.

Sama zdziwiłam się swoją szczerością, nie wiem czemu mu to powiedziałam. To jebane uczucie kiedy najpier robisz, potem myślisz.

-Ale nie boisz się śmierci, boisz się, że zostaniesz sama, a to owiele gorszę.

-Śmierć jest łatwa. Prawdziwym wyzwaniem jest życie, które nikogo nie oszczędza.

-Masz rację. Lubie Cię, naprawdę żałuję, że muszę to teraz zrobić.

Po tych słowach wyjął z kieszeni nóż, który prawdopodobnie tam wcześniej schował. Zastygłam, chciałam by zrobił to jak najszybciej. Zamknęłam oczy i mocno zacisnęłam zęby. Nie chciałam krzyczeć to i tak by nie pomogło.

Nic się nie działo, nic nie poczułam. Przez to zaczynałam się jeszcze bardziej denerwować.

-Mała otwórz oczy.-powiedział łagodnie.

Może lubi patrzeć ofiarą w oczy, może to go też jara. Mimo wolnie zaczełam otwierać oczy, poczułam jak po policzkach spływają mi łzy. Nie chciałam płakać, nie teraz.

-To będzie boleć, ale proszę Cię nie krzycz.-powiedział ze spokojem w głosie.

Chwycił moją dłoń w żelaznym uścisku. Po czym dodał.

-Nie płacz.

Widziałam jak jeździ po mojej ręcę nożem. Nie rozumiałam, miał mnie zabić, szybko. A on się kurwa bawi w jakieś cięcie. Mam rozumieć, że zaplanował mi powolną śmierć spowodowaną wykrwawieniem.

Zatrzymał się na chwile i przyjżał się mojej ręcę. Sam wykonał dopiero z dwa lekkie cieńcia, nie sprawiały mi bólu, lekko szczypały.

-Mała.-zająkał się.-Ty się kiedyś ciełaś?-spytał, był smutny. Albo bynajmniej na takiego wyglądał.

Tak to prawda ciełam się, ale było to dawno. Był to mój sposób na odreagowanie. Ten ból wtedy spraiwał mi przyjemność, sprawiał, że zapominałam.

Nie odpowiedziałam mu, to nie była jego sprawa. Nie będę mu się teraz żalić, chcę żeby jak najszybciej to zakończył.

-Ciełaś się.-stwierdził i zaczął kręcić głową.-Mogę wiedzieć po co?

-Nie twój interes.-powiedziałam poważnie i wyrwałam mu rękę.

-Dobrze. Zrozum muszę to zrobić.-wskazał na moją dłoń.-Kazali mi.

Ponownie przyciągnął moją dłoń i zaczął kreślić na niej. Tam gdzie przejeżdzał zostawały ślady krwi.

Cholernie piekło, nie rozumiałam co robi, po co to robi. Ale już mu nie przeszkadzałam, to i tak byłoby bez sensowne.

Myślałam o mojej mamie, o tym ile razem przeszłyśmy, o tym jak bardzo ją kochałam. Już prawie zapomniałam o pieczeniu na ręcę.

-Wiem, że boli. Przepraszam.-powiedział, bez uczuciowo, bo tak wypada.

-Po co to?-powiedziałam opanowana i spojrzałam na rękę. Była cała we krwi, prawie w ogóle nie było widać skóry.
Szybko odwóciłam zwrok i spojrzałam na Dylana. Który też patrzył na mnie. Jakie to było dziwne siedzę sobie na kanapie, obok mordercy. Który właśnie mnie pociął i prawdopodobnie w najbliższym czasie mnie zabije. Naprwdę ciekawe spotkanie.

-Pamiątka dla Max'a od szefa.

-Miło, napewno ucieszy się z prezentu.-powiedziałam sarkaztycznie.

-Szkoda mi Cię

-Powtarzasz się.

-Powinnaś zdezynfekować ranę i ją opatrzeć.-zmienił temat.

No kurwa, ale ten człowiek jest pierdolnięty. Najpier mnie tnie, teraz się kurwa martwi.

Wstałam i zaczełam się kieriwać do kuchni. Nie zważałam już na rękę, kiedyś ten widok by mnie uspokojł.
Poczułam jak ktoś, mianowicie Dylan przytwierdza mnie do ściany. Poczułam jak mnie całuje, nachalnie i  z agresją. Próbowałam go odepchnąć, jednak on był silniejszy.

Teraz już całkowicie się zgubiłam. Ten człowiek ma rozdwojenie jaźni. Cięcie, zamartwianie się i teraz jeszcze całowanie. Wymiękam.
Wiedziałam, że z nim nie wygram, przestałam się wiercić. Stałam i czekałam, aż skończy, czułam w oczach łzy. Nie powole im wypłynąć, nie jestem słaba.

Po chwili uwolnił mnie z objęć i uśmiechnął się przepraszająco.

-Do zobaczenia Carm.

Po tych słowach wyszedł z mieszkania, jak by nigdy nic.

Już nic nie rozumiałam, nie pojmowałam tego, po co to wszysko. Jakby nie mógł mnie poprostu zabić. Tak by było prościej i szybciej, nie musiała bym się martwić i czuć. To by było ukojenie. Za dużo się działo, a czułam, że to dopiero początek.

Osunełam się po ścianie, na podłogę. Teraz byłam sama,  mogłam w spokoju się wypłakać. Przemysleć wszystko.

Czułam, że już nad sobą nie panuję. Za dużo jak dla mnie. Zaczełam zanosić się płaczem. Schowałam twarz w dłonie i płakałam. Jak małe dziecko, któremu ktoś zapierdolił lizaka.

Czułam się bezwartościowa, jak szmata. Nie rozumiałam tylu rzeczy, po pierwsze czemu od mnie pocałował, czemu pociął mi rękę, czemu zabił moją ukochaną mamę. Na myśl o tym, zaczełam jeszcze głosniej płakać. Chciałam być z nią z Zekem i tatą. Czy gdyby nie było tych problemów mogła bym żyć z nimi i z Maxem. Pomyślałam o tym, że albo ja albo Jazz umrzemy. Chciałam żeby trafiło na mnie, mój przyjaciel nic nie zrobił, nawet nic nie wie. Jak padnie na niego zrobie wszystko by przeżył.

Marzyłam o tym by zniknąć, by w jednej chwili przestało świecić dla mnie słońce. Zadużo uczuć teraz we mnie siedziało. Od bólu do nienawiści.

Siedziałam pod tą jebaną ścianą nie wiadomo ile, ruczałam, chciałam by ktoś tu był. By wytłumaczył mi co się dzieje.

Usłyszałam głośnie trzasknięcie które powiadomiło mnie o tym, że już nie jestem sama.

Smak Grzechu ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz