Rozdział 3

2.3K 68 12
                                    

Wbiegłam przez drewniane drzwi. Momentalnie poczułam się jak w raju. Było pięknie, idealnie, jakby ktoś urządzał to wnętrze dokładnie pod mój gust.

Pobiegłam schodami na górę, na wprost nich były drzwi też z drewna, prawie tak duże jak frontowe.

Za nimi ukazało się piękne, duże pomieszczenie, całe ściany były pokryte cytatami. Piękna tapeta, czarne litery na białym tle. Po drugiej stronie stało wielkie łóżko z jakże by inaczej białą pościelą. Przy drzwiach mieściła się ogromna szafa z lustrem. Ciekawe po co ona taka wielka skoro i tak wzięłam, aż dwie walizki. Na prawej ścianie wisiała plazma, a przed nią stała piękna, biała sofa.

No niemal, że idealnie, tylko po co mi taki wielki pokój skoro i tak będę przebywać w nim zupełnie sama, ah co za ironia losu. W Warszawie miałam mały pokoik i przyjaciół, a tu mieszkam w willi i jestem sama.

Nie żebym miała ochotę poznawać kogoś, nie chciałam towarzystwa, poza tym nie sądziłam by ktoś chodź na mnie spojrzał.

Usiadłam na łóżku i przypatrywałam się cytatom na ścianach, nie które były po polsku inne po angielsku. Dostrzegłam na ścianie moje motto życiowe:

,,Peace is a restriction; Here is freedom."

Może miało się sprawdzić, może w tym miejscu miałam poczuć się wolna? Nie wierzyłam w to o czym myślałam, przecież to bez sensu, nigdzie nie ma wolności, jest tylko nudna, życiowa rutyna. 

Siedziałam tak i rozmyślałam o niczym. Usłyszałam skrzywienie drzwi, nawet nie drgnęłam, byłam pewna, że to ktoś z mojej ,,tajemniczej rodzinki". Nie chciałam znów okazać słabości.

Poczułam, że ktoś chwycił mnie za bark, a wnioskując po dużej ciężkiej ręce był to Edward, mój "super" tata.

-Córeczko.-zaczął niepewnie.-Wiem, że jesteś na nas zła, masz prawo.-nie dałam mu dokończyć.

-Nie córeczkuj mi tu.-powiedziałam to udając niedbały ton głosu.

-Masz prawo być zła, ale uwierz, tak jest lepiej. Przyszedłem odstawić twoje walizki i powiedzieć Ci, że masz jutro na dziewiątą do szkoły, zawiozę Cię.

-Nie potrzebuję twojej łaski.-prychnęłam.

-Ale ja nalegam.-powiedział stanowczo i wyszedł trzaskając drzwiami.

       ***

Rano wstałam zaspana, jak ja nienawidziłam wstać rano. Chwycilam telefon i odblokowałam, zegarek pokazał 7:46, super mam trochę czasu. Usiadłam przeciągając się, po czym przeczesując włosy palcami stwierdziłam, iż gorzej być nie może. Wstałam i powlokłam się do szafy, do której wczoraj się rozpakowałam. Wziełam pierwsze z góry jeansy i bluzkę. Podążyłam w stronę komody z której wyjęłam też pierwszą lepszą bielizne.

Na szczęcie łazienka była tuż obok mojego pokoju. Rzuciłam rzeczami na podłogę i niezdarnie wgramoliłam się pod prysznic.

Po jakiś piętnastu minutach wyszłam już troszkę bardziej ożywiona. Zawiązałam turban na głowie i szybko ubrałam to co ze sobą przyniosłam. Okazało się, że mam na sobie zwykle czarne rurki i bluzkę z jakimś nadrukiem, czyli standart, luźno i wygodnie, moje kolejne motto.
Następnie wysuszyłam włosy i związałam w niedbały kok, trochę tuszu na rzęsy, umyłam zęby i byłam gotowa.

Weszłam do pokoju i zdałam sobie sprawę, że nie mam, żadnych książek i zupełnie w ogóle niczego, normalnie spłynęło by to po mnie i wróciłabym do łóżka, ale wiem, że i tak by mi nie dopuścili. Ubrałam Vansy i czarną kurtkę, po czym wzięłam telefon i wyszłam.
Nie miałam w zwyczaju jeść śniadania, zazwyczaj mój posiłek na cały dzień składał się z jakieś bułki i kawy w szkole, ewentualnie coś podgryzałam wieczorem. Nie miałam czasu na jedzenie, za dużo czasu mi to zajmuje, jak dla mnie mogli byśmy żyć samym tlenem.

Wyszłam na korytarz, zdziwiłam się. Zobaczyłam matkę stojącą przy drzwiach, w ręce trzymała chyba czarny plecak z Adidasa. Cholera, czemu ja tak zwracałam uwagę na te marki. Uśmiechała się promienie i wysunęła rękę z plecakiem w moją stronę.

-Sądzę, że Ci się to przyda.

-A ja sądzę, że wsadź to sobie w dupę.-wiem byłam strasznie nie miła, w stosunku co do nich, miałam straszne wyrzuty sumienia ale w końcu sami tego chcieli. Było nie mieć przede mną tajemnic.

-Weź, przyda Ci się, chyba nie chcesz podpaść pierwszego dnia?-zapytała, a uśmiech zniknął z jej twarzy.

-Dobrze wiesz, że to po mnie spływa.

-Wiem. Proszę bądź ostrożna i nie pakuj się w kłopoty.-powiedziała  z udawaną troską w głosie, musiała bym jej nie znać, żeby to kupić.-A i to twoja legitymacja.-wyciągnęła dłoń z czarnym pokrowcem, w którym była legitka, wzięłam ją i odruchowo otworzyłam. Zamurowało mnie.

Imię i nazwisko: Carm Brend.

Co przecież ja się tak nie nazywam, to było zdrobnienie a nazwisko pierwszy raz słyszałam.

-Czemu fałszywki?

Nie wierzyłam. Moja przykładna matka miałaby się posunąć do czegoś takiego? To niemożliwe!

-Od teraz tak się nazywasz i radzę i Ci się nie wygłupić.-powiedziała surowo i zeszła po schodach.

Ale to wszystko było dziwne, ucieczka do innego kraju, w tajemnicy przede mną, to nowe auto i wielki dom, nadal nie miałam pojęcia skąd wzięli na to kasę, do tego fałszywe dokumenty. Normalnie przeskoczyli na złą stronę mocy. Po tym stwierdzeniu zaśmiałam się lekko, czułam się jak w jakimś kiepskim kryminale, gdzie rodzinka ucieka i zmienia całe swoje życie z powodu problemów.

Według mnie powinno się stawić im czoła. To dziecinne uciekać. 

Chwyciłam plecak chowając do niego "dokumenty", po czym zeszłam na dół, gdzie stał już Edward. Opierał się o framugę drzwi i ze zdenerwowania bawił się kluczykami.

-Nareszcie, ile można czekać!-wymamrotał gniewnie pod nosem, ja w odpowiedzi parsknęłam śmiechem. Oni wszyscy wyglądali tak groźnie, że normalnie zaczynałam się ich bać.

Wyszliśmy z domu. Padało, nie powiem, że mnie to jakoś mnie to nie wzruszyło. Stałam i patrzałam jak kropelki wody uderzają o moje policzki a następnie spływają w dół. To było takie miłe uczucie, takie delikatne. W takich miłych chwilach zapominałam o świecie. Tata wyrwał mnie z zamyślenia delikatnie szarpiąc za ramię i mówiąc:

-Wsiadaj, bo się spóźnimy.

-A to by było staszne przestępstwo?-wywrócilam oczami, po czym wykonałam jego polecenie.

Jechaliśmy w milczeniu, jakieś pięć minut później zauważyłam duży znak który głosił: „Highgade Wood School"

Oznacza on początek mojej długiej męki. Jak ja bardzo "lubię" ludzi.
To miał być jeden z najgorszych dni w życiu. Nowa szkoła, nowi ludzie. Jak ja bardzo chcałabym zostać niezauważona.

Smak Grzechu ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz