Rozdział 26

828 45 3
                                    

  Cieszyłam się, że Max wrócił, niechciałam dłużej być sama, to za bardzo mnie przytłaczało. Ale tak cholernie się bałam jego reakcji. Wiem, że musze mu wszysko powiedzieć, o Dylanie i o mojej mamie.

  A swoją drogą zastanawiałam się co się dzieje z moim małym braciszkiem i ojcem. Będę musiała go odnaleźć i wyjaśnić sobie z nimi wszysko.

Słyszałam jak Max wchodzi po schodach do góry i trzaska różnymi drzwiami. Prawdopodobnie mnie szukał. Chciałam wstać i do niego pobiec, przytulić go. Powiedzieć, że jestem głupia nie uważna, ale nie mogłam. Siedziłam pod tą ścianą cała zaryczana i nie byłam wstanie nic zrobić. Nawet krzyczeć nie mogłam, moje gardło mnie nie słuchało.

-Słońce gdzie jesteś?-krzyczał chłopak zbiegając po schodach.

Siedziałam prawie, że za ścianą, ale wiedziałam, że musi wejść do kuchni żeby mnie zobaczyć.

-Carm, to nie jest śmieszne.-powiedział już troszkę poirytowany.

I w tym samym momenice wyszedł za rogu. Spojrzał na mnie i zamurowało go. Napewno musiałam wyglądać strasznie. Zaryczana, pocięta z rostrzepanymi włosami. Ape kto by się w takiej chwili przejmował wyglądem.

Patrzył na mnie przez pare seknund i szybko do mnie podbiegł. Podniósł mnie z ziemi i przeniósł na kanape. Przy tych czynnościach się nie odezwał. Położył mnie na sofe, obchodził się mnąm jakbym była z porcelany. Usiadł obko i mocno przytulił.

-P-przeprasz.-udało mi się wykrztusić pomiędzy szlochem.

-To ja Cię przepraszam, nie powinienem Cię zostawiać samej.-powiedział gładząc mne po włosach.

Super, teraz jeszcze będzie się za to obwiniał. A przecież to moja wina, jestem strasznie nie uważna. Już dawno temu powinnam zrozumieć, że coś z tych kolesiem było nie tak.

-Max.-wyszeptałam.-Dylan nie odpuści.-dodałam jeszcze ciszej.

Brunet wyraźnie się spioł, gdy wypowiedziałam ,,Dylan". Może nie wiedział, że to on? Może nie podejrzewał, że jest do tego zdolny?

-D-dylan? Powiedziałaś Dylan?-głos jeszcze bardziej mu zachrypiał.

-Tak.

-Boże, Carm on Cię mógł nawet zabić. Jaki ja jestem głupi.

-Nie pierwszy i nie ostatni raz.-stwierdziłam, bez zawachania.

Wiedziałam, że wróci. Wiedziałam też, że szanse na powstrzymanie go są minimalne. Jedyne co mogłam zrobić to-to, że jak wybierze Jazza, to go ochronić. Wiem, że liczy się to z moją śmiercią, ale nie pozwole, żeby on umarł, nic mu nie zrobił.

-Nie pozowle Cię już nigdy skrzywidzić.-powiedział poważnie. Odchylił moją głowe tak, żebym była zmuszona patrzeć mu w oczy.

Trzymał moją twarz w dłoniach. Świdrował mnie zwrokiem i na dłuższą chwile zatrzymał się na oczach. Mogła by utonąć w tych jego gałkach, chciałabym wiedzieć co myśli. To było tak nie możliwe, jak to, żebym przeczytała Biblie. Różnica jest taka, że chciałam poznać sekret skrywany przez te piękne oczy, a tej starej książki z bajkami nigdy nie otworze.

-Zobił Ci krzywdę?

-Nie wiekszą niż widać. Max ja nie rozumiem.-powiedziałam najspokojniej jak mogłam. W kącikach moich oczu czaiły się łzy.

-Chciałem Cię przed tym chronić, ale nie umiem.

-Max, on zabił moją matkę.-wypowiadając te słowa na głos, załamałam się. Znów zaczełam płakać i się trząść.

Te słowa brzmiały owiele gorzej, niż jak powtarzałam je sobie w głowie. Mówiąc szczerze, chyba dopiero teraz to do mnie dotarło. Już nigdy jej nie zobaczę.

-Czemu?-brunet był skołowany. Było widać, że się pogubił.

-To przed nim moja rodzina uciekała...-opowiedziała mu te całą zajmującą historię. O tym co działo się w samolocie, o tym, że widziałam go w sklepie. Jednak najbardziej zdenerwował go fakt, że mnie pocałował.

Nie myślałam już o pociętej ręcę, o matce. Myślałam o tym, co jest najbardzije istotne, a oczym mu nie powiedziałam. Nie wspomniałam nic o tym, że on wróci i zabije albo odrazu mnie, albo będzie próbował zabić Jazza.

-Przepraszam. To wszysko moja wina.-przytulił mnie.

-Moja matka.-nadal łkałam.

-Kochała Cię. Okazała to w najlepszy sposób z możliwych.

-Proszę Cię nie mów tak.

-Ale to prawda.-uśmiechnął się, starając poprawić mi humor.

-Nie chcę prawdy.-westchnęłam.-Max, on mnie zabije.-w końcu to powiedziałam, nawet się nie zawachałam.

-Nie pozwole na to.

-Albo ja, albo Jazz. Przepraszma ale już zadecydowałam. Nie pozowle mu umrzeć.

-Nie!-krzyknął.-Nie będziesz się poświęcać. A teraz chodź, trzeba to obmyć.

Nic nie odpowiedziałam i tak postawie na swoim. Max wstał chwytając mnie za rękę i ciągnąc w strone łazienki.

Gdy byliśmy już przy wannie Max zdjął mi koszulkę. Której zapewne nie chciał umoczyć, chodź takoba i tak była cała we krwi, moje.

-Będzie szczypać.-powiedział i lekko włozył moją rękę pod chłodną wodę.

Mylił się, to było ukojenie. Tak cholernie przyjemne, oczyszczało moją brudną rękę. Widziałam jak woda spływa po mojej ręcę. Była zaczerwieniona przez krew. Twn widok był piękny, taki uspakajający.

Max zakręcił kran i zaczął delikatnie wycierać mi rękę ręcznikiem. Gdy go zabrał na mojej ręcę ukazał się wycięty napis ,,Księżniczki nie boją się śmierci". Chłopak najpierw spojrzał na moją rekę, a następnie w oczy.

W jego krył się ból, ogromny. Smutek i nienawiść. Tyle uczuć w jednym człowieku. Ukrytych gdzieś w zakamarkach naszego umysłu.

-Pocałuj mnie.-wypaliłam bez chwili zastanowienia. Pragnełam tego, potrzebiwałam tego teraz jak tlenu.

Ale tego własnie chciałam. Kontakt fizyczny ma w sobie wielką siłe, tylko trzeba umieć jej użyć.

Nie czekałam długo, Max momentalnie wbił się w moje wargi. Czułam jego perfekcyjne usta na moich ustach. Całował delikatnie i z pasją. Jednak ten pocałunek z każdą chwilą się zmieniał. Coraz bardziej agresywny i namiętny.

Max mnie całował jakby to miał być nasz ostatni raz.
Był zachłanny, nasze języki walczyły o dominacje, w końcu to ja mu się poddałam.

Wplotłam palce w jego idealne włosy, on objął mnie w tali mocniej przyciskając do siebie. Między nami nie było, żadnych barier.

Zszedł na moją szyję, czułam jak się zatrzymuje w jednym miejcu. Wiedziałam, że zostawi po sobie krwisty ślad.
Podmuchał i ucałował swoje dzieło.

Wrócił do ust. Był agresywny. Ten pocałunek był inny, bardziej  erotyczny. Po chwili oderwał się odemnie.

W jego oczach był smutke, zagubienie. Usłyszałam tą piękną chrypkę, która była dla mnie jak muzyka, jednak nie tym razem. To co usłyszałam mnie załamało, dobiło. Nie spodizewałam się tego, nie po nim.

-Musisz odejść. Wyprowadzić się raz na zawsze.

†††

Co o tym sądzicie?? Podoba się? Mam nadzieje, że tak.
Nie wiem czemu tak mało osób to czyta:( Czy to jest naprawdę, takie słabe?? Może jakieś opinie czy coś!!

Smak Grzechu ✔ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz