37. Cavendish Hotel

Start from the beginning
                                    

− Niby jak mam pomóc? I niby dlaczego powinienem? – unoszę brew ku górze. Josh spogląda na mnie tak poważnym wzrokiem, jakiego wcześniej u niego nie widziałem.

− Sam byłem na odwyku, wiem jak to jest uzależnić się od tego świństwa, dalej jednak sprzedawałem to ludziom i pozwalałem im popaść w takie gówno w jakim sam byłem. Teraz... kiedy ten koleś jest już na granicy, coś we mnie pękło, nie mogę pozwolić, by kolejna osoba pożegnała się z życiem, nie mogę żyć ze świadomością, że kolejna osoba umrze, a ja do tego się przyczynię, rozumiesz? – Josh odchrząkuje. − Pomyślałem, że możesz mi pomóc, sam wiesz jak to jest...po sprawie z Melissą...wiem, że mógłbyś coś zdziałać, a przy okazji pomóc mi. Pomóc mi pożegnać się z tym interesem na zawsze – Josh kończy patrząc na mnie wyczekująco.

Nie, nie, nie. Absolutnie nie chcę mu pozwolić znowu wciągnąć się w ten cały bajzel. Faktycznie, Joshua ma rację mówiąc o tym, że nie można pozwolić, by kolejna osoba zginęła przez głupie prochy...ale nigdy nie chciałem do tego wracać. Gdzieś z tyłu umysłu jednak czuję, że byłaby to odpowiednia rzecz do zrobienia, pomóc komuś wyjść z początkującego nałogu, w momencie, kiedy nie udało mi się to z Melissą. Może, w ten sposób mógłbym się jakoś odkupić, kompletnie zapominając o przeszłości? Pomoc nieznajomemu brzmi dobrze, lecz boję się, że coś może nie wyjść, coś pójdzie nie tak i wylądujemy jeszcze w gorszym miejscu niż byliśmy. Spoglądam na Josh'a, dalej wyczekującego na moją odpowiedź...

− Kurwa...- łapię się za głowę. − Żeby było jasne, nie pomagam tobie, pomogę temu kolesiowi – mówię. Muszę upchnąć swoją dumę gdzieś na bok. − Jak się nazywa ten chłopak? - Joshua gasi papierosa w popielniczce po czym opiera się wygodnie o zagłówek kanapy.

− Evan Coles, student wychowania fizycznego, najwyraźniej musi pożegnać się już z karierą sportowca... - odpowiada, a ja ściągam brwi.

− Czekaj, czekaj, powtórz to imię i nazwisko...

− Evan Coles, koleś nazywa się Evan Coles – powtarza się, aby mieć pewność, że usłyszę. Tego mi kurwa brakowało, podnoszę się z kanapy i zaciskam dłonie na głowie. Tak, w tym całym bałaganie brakowało mi tylko tego, żeby ratować dupsko byłego chłopaka Scarlett...

Scarlett's POV:

Otulam się cieplej kurtką, kiedy wychodzę z samochodu, którego Zayn zatrzymał na stacji benzynowej podczas drogi powrotnej do domu. Jest już ciemno, a temperatura spadła chyba o pięć stopni odkąd popołudniu spacerowałam z rodzicami po High Bradfield - małym miasteczku w okolicach Worrall. Popycham mocno drzwi wejściowe do sklepu przy stacji i momentalnie czuję ulgę, kiedy ciepłe wewnętrzne powietrze otula mnie niczym gruby, zimowy szal. Podchodzę do ekspedientki z uśmiechem na twarzy.

− Dzień dobry, witamy na Shell'u, co mogę podać? – starsza, przysadzista ekspedientka patrzy na mnie czekając na odpowiedź.

− Poproszę puszkę coca-coli, paczkę niebieskich Lucky Strike i... dwa batoniki Hershey's – dodaję myśląc, że Zayn też może mieć ochotę na coś słodkiego. Kobieta po kolei zabiera każdy wymieniony przeze mnie produkt i nabija na kasę.

− Pakować do siateczki? – pyta.

− Nie dziękuję, nie trzeba – uśmiecham się do kobiety.

− To będzie 11 funtów i 58 pensów – podaję kobiecie banknot dwudziestofuntowy po czym odbieram resztę i pod rękę zabieram zakupy.

− Dziękuję bardzo, do widzenia – żegnam się i wychodzę ze sklepiku, aby znów przekonać się o zdradliwej, angielskiej pogodzie. Kieruję się w stronę parkingu, gdzie zaparkował Zayn i z daleka potrafię dostrzec jak nerwowo spaceruje przy samochodzie, paląc papierosa i rozmawiając przez telefon. Ściągając brwi, przyspieszam kroku zmartwiona jego dziwnym zachowaniem, kiedy znajduję się na tyle blisko, aby usłyszeć rozmowę, którą właśnie odbywa Zayn.

InstruktorWhere stories live. Discover now