37. Cavendish Hotel

4.7K 245 95
                                    

Świetnie się spisaliście! Ponad 70 głosów do tamtego rozdziału, a to pewnie jeszcze nie koniec. Podwyższmy poprzeczkę: 40 głosów = rozdział 38 :)

Jeśli lubicie słuchać muzyki podczas czytania, zachęcam do puszczenia sobie ostatnio przeze mnie odkrytego wykonawcy, który skradł moje serce: Jaymes Young - Two More Minutes.

Miłej lekturki :)

___________


Harry's POV:

Wpatruję się w Joshuę, który siedząc na kanapie w moim salonie zaciera dłonie jedna o drugą. Cokolwiek chce mi powiedzieć, zajmuje mu to za dużo czasu. Coraz bardziej boję się tego, co ma mi zamiar przekazać, co gorsze – mam nadzieję, że nie będzie prosił mnie o jakąkolwiek pomoc. Niepotrzebnie bym się tylko zdenerwował wypraszając go od razu z mieszkania.

− Streszczaj się, chciałbym położyć się spać, jest już grubo po północy dla twojej uwagi – mówię i siadam naprzeciw niego, kładąc na stole popielniczkę, a zaraz obok niej zapałki. Odpalam szybko papierosa, aby mentalnie odstresować się zanim dowiem się po co przywlekł tu swoje szmaty.

− Rok temu wyszedłem z kliniki odwykowej – zaczyna odchrząkując. Unoszę brwi i spoglądam na niego z wyrazem kpiny w oczach.

− Powiedz mi coś, czego nie wiem – prycham zaciągając się dymem papierosa.

− Tylko posłuchaj... - Josh irytuje się. − Zaraz po wyjściu z kliniki ogarnąłem dupę i wszystko było dobrze...ciągle jednak potrzebowałem pieniędzy i wróciłem do dilowania, nie brałem tego gówna od wyjścia, ale wciąż je sprzedawałem – wciągam powietrze do ust, to co mówi Josh nie zwiastuje niczego dobrego.

− Mów dalej – przecieram twarz wolną dłonią.

− Mieszkałem w Standon. Wiesz... pomiędzy Londynem, a Cambridge – Joshua tłumaczy co tylko mnie denerwuje. To co najbardziej mnie zastanawia, to fakt, iż Joshua jest niesamowicie potulny w tym momencie. Może uświadomił sobie, że nie warto ze mną zadzierać po tamtej bójce?

− Wiem gdzie jest Standon, nie jestem idiotą – mówię ponownie przykładając papierosa do ust.

− Wracając... - Joshua spogląda na paczkę papierosów, która leży na stole. − Mogę? – pyta wyciągając dłoń w jej stronę. Wzdychając tylko potakuję głową i czekam, aż Josh odpali papierosa, by mógł ponownie wrócić do tego, po co tu przyszedł. − Jak mówiłem, mieszkałem w Standon, ale interesy prowadziłem też w Londynie, co jakiś czas też przyjeżdżałem do Cambridge, tak naprawdę paru klientów miałem w bloku naprzeciw twojego, nawet nie wiedziałem, że tu mieszkasz... - prycha Josh. − Przechodząc do sedna, w Londynie miałem jednego klienta, mniej więcej w naszym wieku... z czasem stał się stałym klientem, dzwonił od dwóch do trzech razy w tygodniu, brał po kilka gramów... Sęk w tym, że koleś zachowywał się normalnie, przez dwa miesiące odkąd sprzedawałem mu towar nie zauważyłem niczego dziwnego...aż do dzisiaj... - Josh zaciąga się dymem papierosa. Opieram łokcie na kolanach, coraz bardziej zaciekawiony, ale i też przerażony tym co powie Josh.

− Niech zgadnę, kolejny uzależniony na amen pod twoimi skrzydłami, brzmi znajomo – prycham.

− Zadzwonił dzisiaj, spotkaliśmy się na obrzeżach Londynu. Przysięgam Styles, chłopak wyglądał gorzej niż... - Josh przerywa. Dokładnie wiem czyje imię chciał teraz wypowiedzieć. Ma jednak szczęście, że nie padło z jego ust. − Oczy przekrwione, niekontrolowane ruchy... nie był naćpany, ale na pewno wywarło to na niego jakiś wpływ. Próbowałem z nim pogadać, mówił, że cały czas tego potrzebuje, że musi mieć to przy sobie, żeby zapomnieć o byłej dziewczynie... - Josh prycha. − Czego się nie robi z miłości – dodaje. − Bredził, że jedną zranił, a kolejna mu uciekła, kiedy dowiedziała się, że bierze prochy. Z resztą, to teraz nie jest ważne... Przyszedłem, prosić cię o pomoc – no i to powiedział. Joshua Johns przyszedł, aby prosić mnie o pomoc, tego nie było w scenariuszu. Jest jednak coś w tej historii, co sprawia, że nie mam ochoty od razu wyrzucić Josh'a za drzwi.

InstruktorOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz