Na nic więcej nie było mnie stać, nie chciałam z nikim się zaprzyjaźniać. Nie miałam takiej potrzeby. Dobrze mi było samej.

-Zaprowadzę Cie.-Jazz dalej nie tracił pewności siebie. Z uśmiechem chwycił mnie za ramię i pociągnął w dół.

-Dzięki.-powiedziałam znudzona.

-Każde twoje słowo wręcz ocieka sarkazmem.-prychnął po tym stwierdzeniu.

-Taka już jestem.

-Wydajesz się spoko.

Gadaliśmy jeszcze długo. Przed lekcją i także w trakcie, bo akurat siedziałam z nim. Profesorka okazała się w miarę normalna, wcale nie zwracała uwagę na nasze rozmowy ani śmiech.
Jazz się fajny i w miare normalny. A jak ja sądzę, że ktoś jest nawet nawet, z moją antypatią do ludzi, to musi być nieźle.

***

Spędzaliśmy coraz więcej czasu razem, przypominało to nawet przyjaźń.

Mijały kolejne dni, a my zaczynaliśmy traktować się jak brat z siostrą. Bolało mnie tylko to, że musiałam go okłamywać, nie znał prawdy o mnie. Nie wiedziałam czy jak opowiem mu historię z ucieczką i tymi wszystkimi tajemnicach to on będzie nadal mnie lubił. Ale źle czułam się gdy on był w stosunku co do mnie szczery, a ja nie.

A nawiązując do moje walniętej rodzinki, to sprawa wyglądała dość dziwnie. Nie było ich całymi dniami, wychodzili gdy jeszcze spałam, a wracali około północy,. Wcale z nimi nie rozmawiałam, a do szkoły jeździłam autobusem razem z Jazzem. I taka tam rutyna.

Raz po szkole mój przyjaciel zaprosił mnie do siebie. Zgodziłam się. Jakoś nie miałam ochoty, na spędzenie dnia sama w czterech ścianach. Zazwyczaj siedzieliśmy u mnie, gdzie i tak nikogo poza nami nie było.

W czasie gdy akurat podążaliśmy autobusem do domu Jazza, mój telefon zawibrował. Wyjęłam, żeby sprawdzić o co chodzi.

Od:Mum

Kocham Cię! Pamiętaj.

Znów coś sobie ubzdurała. Od jakiegoś czasu próbowała ze mną rozmawiać.

-Co jest?- z zamyślenia wyrwał mnie głos Jazza.

-Jak zwykle moja szurnięta mamuśka.-parsknęłam z zarzenowaniem.

-Co tym razem?-zapytał parskając śmiechem.

-Że mnie kocha i takie tam.-przewróciłam teatralnie oczami.

-Ta, współczuje Ci.-powiedział z ironią. - Masz gorzej.

Jazz mieszkał ze starszym niby to walniętym bratem i ojcem, który co rusz wyjeżdżał na jakieś spotkania, a jego matka zginęła w wypadku samochodowym. Miał o wiele gorzej, ja mimo tego, że z nikim nie rozmawiałam. Bynajmniej miałam wszyskich żywych.

-Może i masz rację. Nawet nie wiesz jak oni mnie denerwują.

-Nie będzie problemu, żebym przyszła do ciebie?-zapytałam niepewnie.

-Jasne, że nie.-zaśmiał się.-i tak prawdopodobnie nikogo nie ma. Ojciec znów wyjechał, a Max napewno na jakieś imprezie z kumplami.

-Ta, to nawet lepiej.

-Ta, a co boisz się?-parsknął.

-Tak i to ogromnie, jeszcze by sie chcieli zapoznać ze mną. Jak ja bym to przeżyła?!-powiedziałam z ironią, uśmiechając się do niego. Byliśmy tacy szczerzy wobec siebie, no prawie. Zero krępacji, czy czegoś. Jak najlepsi kumple.

-Tak to cała moja Carm, wiecznie każde słowo ociekające sarkazmem.-zaśmiał się i przytulił do mnie. To całkiem normalne u nas.

Zarumieniłam się, a na mojej bladej twarzy było to jeszcze bardziej widoczne. Jazz zaczął się głośno śmiać, co zwróciło uwage inny ludzi. Jeszcze bardzej oblałam się rumieńcami.

-Jesteśmy.-powiedział z radością, wstał i pociągnął mnie za sobą. A ja rawie się glebłam o własne nogi, norma.

-Kiedyś będziemy musieli nauczyć Cię chodzić.-westchnął.-Jesteś zagrożeniem w ruchu.

Na te słowa uderzyłam go w ramie, jak my lubilismy się na wzajem irytować. I własnie na tym polegała nasza chora, dość specyficzna znajomość.

-A tobie będzie trzeba kiedyś kupić mózg.-odgryzłam się.

On nic już nie powiedział tylko ciągle trzymając mnie za ramie prowadził przez chodnik.

Zaczełam się zastanawiać jak mam mu powiedzieć, że go okłamywałam przez ten cały czas. Był moim jedynym przyjacielem tutaj. Tak właśnie tak, z nikim innym nie gadałam. Mimo, iż dziewczyny próbowały do mnie zagadać, to od razu je spławiałam. Wystarczył mi jeden, ale za to prawdziwy przyjaciel. Mimo to poznałam jeszcze Cat, która wydawała się nawet spoko, ale jakoś mało się kolegowałyśmy.
Moje rozważania przerwał Jazz, lekko szturchając mnie w bok.

-I jesteśmy!-powiedział niepewnie, potem wskazał na średniej wielkości dom, o żółtych ścianach.

Smak Grzechu ✔ Where stories live. Discover now