23

6.6K 307 23
                                    

Harry

Jestem taki wkurwiony na siebie. Tak bardzo ma ochotę sobie zajebać w twarz po tym co jej powiedziałem. Nie wiem czemu to zrobiłem. Trafiłem w jej najczulszy punkt i szczerze siebie za to nienawidzę.

Zamiast za nią biec i przeprosić ja poszedłem na tą pieprzoną ustawkę. Chuj z tego, że wygrałem jak nie było jej obok mnie. Powinna być obok, patrzeć na mnie, martwić się tak jak kiedyś. Powinienem do niej jechać jeszcze dziś. Może potraktuje mnie ulgowo, gdy zobaczy moje obrażenia?

Kiedy już miałem wychodzić z mojego pokoju ktoś z powrotem wepchnął mnie do środka.

-Co jest kurwa?

-Styles może grzeczniej co?

Zac? Ten ze szkoły fiut, który trzymał się zbyt blisko Carrie? Co on tutaj do chuja robi? Parsknąłem pod nosem widząc, że ma obstawę. Śmieszne.

-Wypierdalaj.

-Zignoruję twój niemiły ton jak i wulgarne słownictwo. Słuchaj mnie teraz bo nie będę powtarzać. Bardzo dobrze pamiętasz Frederico. Jestem jego przyszywanym wnukiem.

Co?

-Kiedyś byłeś jego prawą ręką dzięki czemu nie mogę zrobić ci krzywdy, a bardzo bym chciał. Sprawa jest prosta masz znów dla niego pracować.

-Nie.

-Chyba nie zrozumiałeś. Nie pytałem cię o zdanie. - zaśmiał się.

-Posłuchaj chory pojebie w dupie mam co on ode mnie chce. Już dawno odszedłem z tego gówna i nie będę do tego wracać. Skoro jesteś jego wnukiem ty zajmij moje dawne miejsce. Ja się znów w to wpierdalać nie będę. - wstałem na równe nogi.

-Carrie to piękna dziewczyna.

Momentalnie odwróciłem się w jego stronę. Siedział na fotelu i patrzył na mnie z wyższością w oczach. Podszedłem i chwyciłem go za szmaty. Ci dawaj już szli w moją stronę, ale Zac odprawił ich ręką.

-Spróbuj tknąć ją palcem, a przysięgam zabiję cię. - wysyczałem do jego ucha.

-Palcem może nie, ale czym innym zdecydowanie tak. - i to był ten moment.

Z całej siły jaką w sobie miałem zajebałem mu w twarz. Spadł z pieprzonego fotelu, uderzył łbem o ziemię i przez chwilę się nie ruszał. Ci dawaj zamiast ruszyć do mnie to podbiegli do tego lalusia.

Zabiłem gnoja?

-Szafie żyjesz?

-Kurwa chyba go zabił. - nie mogłem powstrzymać śmiechu.

-Przekażcie Federico, że nie wrócę do tego gówna. Ma się trzymać z daleka od moich bliskich i ode mnie. Dobrze wie do czego jestem zdolny. - i już miałem wychodzić..

-Zabiłeś go! - przerażenie.

-To samo stanie się z nim jeśli się ode mnie nie odpierdoli.

Jestem zły i trochę przestraszony. Nie mogę pozwolić, żeby coś stało się moim bliskim. Zwłaszcza mojej Carrie. Nie mogę jej tego powiedzieć, a może jednak powinienem? Byłaby wtedy bardziej ostrożna. Przecież to jest kruszynka nie da sobie rady. Na samą myśl, że któryś z tych fiutów mógłby położyć na jej porcelanowym ciele swoje brudne łapy krew się we mnie gotuje.

Wsiadłem szybko do samochodu i ruszyłem w prosto do jej domu. Między czasie starałam się do niej dodzwonić, ale cały czas włączała się poczta głosowa. Wstąpiłem do kwiaciarni i kupiłem jej tuzin czerwonych róż. Pędziłem jak szalony byle by być blisko niej. Wiem, że ona ma teraz mnie dość..ale mam to w dupie. Ja jej potrzebuję.

Jestem cholernym egoistą.

Zaparkowałem na chodniku. W kuchni świeciło się światło, a to dobry znak. Podbiegłem szybko drzwi i zapukałem. Nie musiałem długo czekać.

-Harry witaj. - ciepłe powitanie ze strony pana Wilsona.

-Cześć Bob. Jestem może Carrie?

-Myślałem, że jest z tobą. - zmarszczył brwi.

-Nie wróciła do domu? - zaczynałem się o nią kurwa martwić.

-Przed chwilą dałem ci to jasno do zrozumienia.

-Tak przepraszam racja. Może jest u Katty albo Zayna.

-Poczekaj zadzwonię do niej.

-Tylko proszę nie mówić, że tutaj jestem. - pokiwał tylko głową i kazał mi czekać.

Co jeśli ten przyjeb Zac miał rację? Coś jej zrobili? Zabrali albo coś? Nie wybaczyłbym sobie tego nigdy, gdyby coś jej się stało z mojej winy. Co dopiero jej ojciec. Powiesiłby mnie za jaja na trzepaku za ich domem. Nie raz mi to powtarzał i wiem, że nie żartuje.

A ja chciałbym jeszcze mieć dzieci i uprawiać seks.

Powtarzam - uprawiać seks.

-Jest u Katty. Zostaje u niej na noc. - kamień spał mi z serca.

-Dziękuję Bob zaraz tam pojadę.

-Nie ma ich teraz w domu. Są na jakiejś imprezie u Zarda? - zimny pot oblał moje ciało.

-Zac?

-O! Właśnie. - zaśmiał się.

-Proszę dać jej te róże do pokoju, a ja muszę do niej jechać. - starałem się nie pokazać po sobie zdenerwowania.

-Harry wszystko w porządku?

-Tak! - krzyknąłem na odchodne.

Wsiadłem do samochodu próbując dodzwonić się do Carrie albo Katty. Tutaj jak i tutaj włączała się poczta głosowa. KURWA! Zadzwoniłem do Zayna i reszty mówiąc jak w skrócie wygląda sytuacja. Powiedzieli, że mogę na nich liczyć i zaraz tam będą. Liam w między czasie podał mi adres zamieszkania tego dupka.

Jeśli coś jej się stanie

Zapierdolę chuja.

You are mineWhere stories live. Discover now