22. So let's start right now...

Start from the beginning
                                    

− Chciałem przynieść ci różę z okazji urodzin...- chłopak wyciąga kwiatek przed siebie. Ściągam brwi i zanoszę się cichym śmiechem...

− Chyba sobie ze mnie żartujesz? Czy ty wiesz jaki mętlik robisz mi w głowie? Zrywasz ze mną, przychodzisz przeprosić, wyzywasz przy swojej nowej dziewczynie, a teraz oferujesz mi kwiaty urodzinowe? – prycham. − Jesteś hipokrytą Evan.

− Scarlett, wiem. Przepraszam za wszystko. Nie chcę niczego od ciebie, przysięgam nie przyszedłem błagać cię, żebyś wróciła, wiem... że nie ma na to już szans. Mam wyrzuty sumienia i muszę jakoś zadośćuczynić, proszę weź tą różę...- widzę, że zaczyna się irytować. Wyciągam rękę do przodu i zabieram kwiat. Głośno wzdycham i patrząc na chłopaka kręcę głową.

− Evan, miło z twojej strony, że pomimo tego, że nie jest między nami dobrze, pamiętasz o moich urodzinach, ale proszę cię, żebyś w końcu zdecydował się czy mnie nienawidzisz czy tolerujesz...nie możesz tak po prostu wpadać, by robić mi awanturę, a później przychodzić z przeprosinami, rozumiesz?

− Rozumiem Scarlett. Rozumiem. Spieprzyłem, wiem. Nie naprawię tego, nie zmienię zdania i wiem, ze ty też nie, ale nie chcę mieć nikogo na sumieniu. Źle się z tym czuję... wiedząc, że kogoś zraniłem...

− To niczego nie naprawi Evan... - mówię smutnym głosem. − Przyjmuję twoje przeprosiny, ale to nie jest sposób na to, żeby pozbyć się takiego uczucia. Zraniłeś mnie ogromnie, kochałam cię... a ty to zaprzepaściłeś. Teraz... teraz jest już za późno. Myślę... że znalazłam kogoś innego – mówię niepewnie przestępując z nogi na nogę. Chłopak unosi głowę i spogląda mi w oczy.

− To ten typ, który tu był ostatnio? – pyta z niewiadomym bólem w oczach.

− Tak Evan, to on – mówię cicho.

Na jego usta wstępuje tajemniczy uśmiech. Evan prycha wsadzając dłonie do kieszeni.

− Spadłaś trochę w guście, ze mnie przeszłaś na niego...

− Przestań Evan...

− Mam nadzieję, że jest lepszy w łóżku.

− Evan, daruj sobie! – zaciskam pięści. − Widzisz? Pomimo tego, że przez ciebie się rozpadliśmy nie potrafisz pojąć rzeczy, że mogę kochać już kogoś innego, taki jesteś fałszywy. Możesz mnie przepraszać ile chcesz, ale nieważne ile razy będziesz przychodził z podkulonym ogonem i tak w sekundzie spierdalasz sprawę. Nigdy tego nie naprawisz, nigdy!

− Scarlett? – słyszę męski głos dobiegający spod windy. Spoglądam w jej stronę i widzę Harry'ego z bukietem pięknych, czerwonych róż.

− Idź już – mówię do Evan'a rzucając w niego różą, którą mi podarował. − Nie mam ochoty cię już więcej widzieć.

Evan łapie różę i kręcąc głową odchodzi w stronę windy. Kiedy jej drzwi rozsuwają się mówi na odchodne.

− Skurwiel – a ja domyślam się, że było to skierowane do Hazzy...

****

Siedzimy w ciszy w samochodzie chłopaka jadąc, nie wiem dokładnie gdzie. Od początku Harry jest zamyślony i tajemniczy.

− Harry? – chłopak spogląda na mnie pytająco. – Przepraszam, że musiałeś go poznać... on... przyszedł przeprosić, ale jak zwykle od razu spieprzył sytuację... Przepraszam, że musiałeś oglądać mnie w stanie złości i przepraszam za to, że nazwał cię skurwielem... − kładę swoją dłoń na jego udzie, co wydawało mi się w tym momencie naturalną rzeczą.

InstruktorWhere stories live. Discover now