Ranny ptaszek

118 18 2
                                    

W słoneczny poranek lipcowy
Na parapecie przysiadł kos
Odchylił lekko swoją głowę
I z krtani swej wydobył głos

Jakże uroczy był to śpiew
Zgoła do kosa nie pasujący
Niejeden inny chciałby mieć
Talent podobnie zachwycający

I tak zasłuchani tkwią ludzie przy oknie
Niemal w bezruchu wśród oddechów cichych
I żaden z zebranych nawet nie mrugnie
Bojąc się o to, że kos jest płochliwy

Ptak zaś udając, że nie dostrzega
Słuchaczy wiernych za szybą zebranych
Ciągnie swą piękną pieśń acappella
Z pasją i sercem zajęciu oddany

I wznosi się coraz to wyżej i wyżej
Na strome szczyty swych możliwości
I nagle...
Spada, śpiewa już niżej
Cichutki tli w sercu się głosik

Słuchacze za oknem dziwują się wielce
Jak bowiem czar ten mógł prysnąć
A to zwyczajnie popękało serce
Starego kosa, co chciał zabłysnąć

Myśli pisane nocąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz