Zjadła swoje śniadanie i poszła wziąć torbę do szkoły. Dopakowała ostatnie książki, kiedy jej mama pojawiła się w drzwiach.
– Jedziemy – powiedziała. – Przyjadę około piętnastej. Pojedziemy zrobić zakupy. Albo zdążę je zrobić przed odebraniem ciebie – dodała.
Maybelly kiwnęła jedynie głową i wyszła za matką. Wzięła na ręce siostrę, którą zaniosła do samochodu. Posadziła małą w foteliku, a sama zajęła miejsce obok kierowcy. Była trochę zła na rodzicielką. Przecież ona też kiedyś była młoda i powinna zrozumieć. Oparła głowę o szybę. Spróbuje wyłudzić od Aly telefon ,żeby zadzwonić do swojego chłopaka. Nie pamiętała numeru. Miała nadzieję, że może ona miała go w kontaktach, albo spotka Nialla. A jeśli nie, to cóż, trudno. Chociaż rankiem miała całkiem dobry humor, to teraz wszystko się popsuło.
W samochodzie pojawiła się jej mama. Odpaliła samochód i ruszyła. Droga mijała w ciszy. May nie zamierzała się odzywać. Może to i lepiej, bo mogła pogorszyć sprawę z szlabanem.
– Nie bądź zła. Tata chce dobrze – odezwała się Margaret.
– Nie jestem małą dziewczynką, żeby musiał mnie pilnować cały czas.
– Ale jesteś w takim wieku, kiedy łatwo popełnić głupi błąd. Podoba ci się ten chłopak i rozumiem to, ale bądź bardziej rozważna. Znam ciebie i twoje wrażliwe serce. Wiem jak łatwo się przywiązujesz. – Westchnęła i spojrzała smutno na córkę. – Zaufaj nam. Ten szlaban dobrze ci zrobi.
– Ale pamiętaj mamo, że nie jestem idiotką. Jeśli mogę tak powiedzieć. Może się przywiązuję, ale nie popełnię błędu. Chcę, mamo, po prostu spróbować sama decydować o sześćdziesięciu procentach swojego życia.
– Wiem. Słuchaj ojca, to skróci karę. – poradziła jej.
Maybelly jedynie mruknęła coś pod nosem. Do szkoły dotarły dziesięć minut później. Wyszła z samochodu nie żegnając się. Chciała odpocząć od tego. Najgorsze było to, że nie mogła się spotykać z Louisem.
Zła szła korytarzem do szafki, żeby zabrać książki, z których musiała korzystać. Dwa tygodnie. Czternaście dni. To było mnóstwo czasu, biorąc pod uwagę, jak wiele stało się w ciągu siedmiu dni. Czy Louis przestanie się nią interesować? A może pomyśli, że to ona go olała? To wszystko było pomieszane. Rodzice wyjadą w niedzielę i wrócą we wtorek, ale była pewna, że ojciec dowie się o opuszczeniu domu, w innej porze niż szkoła. Mogłaby się wtedy zerwać, ale to nie leżało w jej naturze i o nieobecności rodzice zostaliby poinformowani. Chyba, że Louisowi udałoby się wkraść do domu. Może rodzice nie dowiedzieliby się.
– Czyżbyś miała zły dzień? – spytała Alyssa, podchodząc do swojej przyjaciółki.
– Nie wygrałam w loterii – mruknęła i zatrzasnęła szafkę. – Nie masz numeru do Louisa, prawda?
– Nie. A nie masz go w telefonie? – zmarszczyła brwi.
– Nie mam telefonu. W tym problem. Mój tata uznał, że potrzebuje detoksu od znajomych i zabrał mi komórkę oraz dał karę. Na dwa tygodnie. – Niemal wycedziła to przez zęby. Naprawdę dawno nie była tak zła jak dzisiaj.
– Twój ojciec chyba dostał chwilowo świra. Numer możemy załatwić od Nialla, a my możemy rozmawiać na skypie chyba, że laptopa też ci zabrał. – Pokierowały się na lekcje, które miały na pierwszym piętrze.
– Dobra. Nieważne. Powiedz lepiej o co chodzi z tobą i Harrym. Wczoraj był jakiś... bardziej dziwny niż przeważnie. – Maybelly spojrzała na przyjaciółkę. – O czym nie wiem?
BẠN ĐANG ĐỌC
FEAR →psycho romans
Lãng mạnStrach - jedna z podstawowych cech pierwotnych (nie tylko ludzka) mających swe źródło w instynkcie przetrwania. Aby zapanować nad człowiekiem, trzeba sprawić, by zaczął się bać. Niech nienawidzą. Byleby się bali...
|015| - wersja początkowa
Bắt đầu từ đầu