|015| - wersja początkowa

Bắt đầu từ đầu
                                    

Zjadła swoje śniadanie i poszła wziąć torbę do szkoły. Dopakowała ostatnie książki, kiedy jej mama pojawiła się w drzwiach.

– Jedziemy – powiedziała. – Przyjadę około piętnastej. Pojedziemy zrobić zakupy. Albo zdążę je zrobić przed odebraniem ciebie – dodała.

Maybelly kiwnęła jedynie głową i wyszła za matką. Wzięła na ręce siostrę, którą zaniosła do samochodu. Posadziła małą w foteliku, a sama zajęła miejsce obok kierowcy. Była trochę zła na rodzicielką. Przecież ona też kiedyś była młoda i powinna zrozumieć. Oparła głowę o szybę. Spróbuje wyłudzić od Aly telefon ,żeby zadzwonić do swojego chłopaka. Nie pamiętała numeru. Miała nadzieję, że może ona miała go w kontaktach, albo spotka Nialla. A jeśli nie, to cóż, trudno. Chociaż rankiem miała całkiem dobry humor, to teraz wszystko się popsuło.

W samochodzie pojawiła się jej mama. Odpaliła samochód i ruszyła. Droga mijała w ciszy. May nie zamierzała się odzywać. Może to i lepiej, bo mogła pogorszyć sprawę z szlabanem.

– Nie bądź zła. Tata chce dobrze – odezwała się Margaret.

– Nie jestem małą dziewczynką, żeby musiał mnie pilnować cały czas.

– Ale jesteś w takim wieku, kiedy łatwo popełnić głupi błąd. Podoba ci się ten chłopak i rozumiem to, ale bądź bardziej rozważna. Znam ciebie i twoje wrażliwe serce. Wiem jak łatwo się przywiązujesz. – Westchnęła i spojrzała smutno na córkę. – Zaufaj nam. Ten szlaban dobrze ci zrobi.

– Ale pamiętaj mamo, że nie jestem idiotką. Jeśli mogę tak powiedzieć. Może się przywiązuję, ale nie popełnię błędu. Chcę, mamo, po prostu spróbować sama decydować o sześćdziesięciu procentach swojego życia.

– Wiem. Słuchaj ojca, to skróci karę. – poradziła jej.

Maybelly jedynie mruknęła coś pod nosem. Do szkoły dotarły dziesięć minut później. Wyszła z samochodu nie żegnając się. Chciała odpocząć od tego. Najgorsze było to, że nie mogła się spotykać z Louisem.

Zła szła korytarzem do szafki, żeby zabrać książki, z których musiała korzystać. Dwa tygodnie. Czternaście dni. To było mnóstwo czasu, biorąc pod uwagę, jak wiele stało się w ciągu siedmiu dni. Czy Louis przestanie się nią interesować? A może pomyśli, że to ona go olała? To wszystko było pomieszane. Rodzice wyjadą w niedzielę i wrócą we wtorek, ale była pewna, że ojciec dowie się o opuszczeniu domu, w innej porze niż szkoła. Mogłaby się wtedy zerwać, ale to nie leżało w jej naturze i o nieobecności rodzice zostaliby poinformowani. Chyba, że Louisowi udałoby się wkraść do domu. Może rodzice nie dowiedzieliby się.

– Czyżbyś miała zły dzień? – spytała Alyssa, podchodząc do swojej przyjaciółki.

– Nie wygrałam w loterii – mruknęła i zatrzasnęła szafkę. – Nie masz numeru do Louisa, prawda?

– Nie. A nie masz go w telefonie? – zmarszczyła brwi.

– Nie mam telefonu. W tym problem. Mój tata uznał, że potrzebuje detoksu od znajomych i zabrał mi komórkę oraz dał karę. Na dwa tygodnie. – Niemal wycedziła to przez zęby. Naprawdę dawno nie była tak zła jak dzisiaj.

– Twój ojciec chyba dostał chwilowo świra. Numer możemy załatwić od Nialla, a my możemy rozmawiać na skypie chyba, że laptopa też ci zabrał. – Pokierowały się na lekcje, które miały na pierwszym piętrze.

– Dobra. Nieważne. Powiedz lepiej o co chodzi z tobą i Harrym. Wczoraj był jakiś... bardziej dziwny niż przeważnie. – Maybelly spojrzała na przyjaciółkę. – O czym nie wiem?

FEAR →psycho romansNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ