|015| - wersja początkowa

2.5K 176 14
                                    


Gorący prysznic postawił Maybelly na nogi i pomógł myśleć. Budzik zadzwonił równo o siódmej, a ja chciała rzucić nim o ścianę. Sześć godzin snu, nawet mniej, to było za mało. Czuła się zmęczona, dlatego poszła się wykąpać.

Wysuszone w pośpiechu włosy, związała i ubrała się w granatową sukienkę. Lubiła w niej chodzić, mama kupiła ją dla May rok temu. Zakupy z nią zawsze kończyły się sukcesem. Posiadała świetny gust, co było widać po stylu jaki prezentowała. Miała wyczucie i klasę. Czasami wpadło jej w oko coś naprawdę ładnego i idealnie do niej pasowało.

Zerknęła na kosmetyki, ale zdecydowała się użyć jedynie tuszu do rzęs. Nie miała ochoty na większą zabawę z makijażem, więc po chwili wyszła gotowa z łazienki. Zabrała czarny sweter, który swobodnie mogła założyć na ramiona, i zbiegła do kuchni. Mama stała przy kuchence, smażąc jajka. Miała na sobie czerwoną sukienkę, która podkreślała jej świetną figurę. Długie włosy spięła w kok. Cholera, mój tata to prawdziwy szczęściarz. O wilku mowa. - pomyślała. Zanim się odezwała, wszedł do kuchni z April na rękach. Mała tuliła się do niego zaspana.

– Musimy porozmawiać – powiedział do Maybelly.

Te słowa zawsze oznaczały coś złego. Ostatnim razem jak je powiedział dowiedziała się, że czeka ich przeprowadzka. Przywitał się z jej mamą buziakiem w policzek. Widać było, że ich miłość kwitnie z dnia na dzień chociaż są coraz starsi. Małą dziewczynkę posadził w krześle.

– Coś się stało? – spytała zdziwiona.

– Tak. – Spojrzał na straszą córkę. – Posłuchaj. Po pierwsze nie podoba mi się to, że w ciągu tygodnia wracasz tak późno. Jest szkoła i na tym się skup. Dlatego masz szlaban na dwa tygodnie. Poproszę telefon. Po drugie z mamą lecimy do Los Angeles. Mam kilka spraw tam do zamknięcia. Wyjeżdżamy w sobotę, a wracamy we wtorek. Bierzemy April. Jeśli myślisz, że wtedy będziesz mogła wyjść, to się mylisz. – Ostrzegł i wyciągnął rękę po komórkę.

Nie docierały do dziewczyny jego słowa. Szlaban? Na dwa tygodnie? Żadnych spotkań z Louisem, ani Alyssą. Tak to sobie tłumaczyła. Oceny miała w normie, może nie raz była nie wyspana. Nie żałowała. Chciała móc zaprzeczyć. Powiedzieć, że się nie zgadza. Nie mogła, dopóki mieszkała pod dachem rodziców. Spojrzała na ojca zraniona i zaskoczona. Nie wiedziała, co takiego zrobiła źle, ale dyskusja nie miała sensu.

Poszła do przedpokoju, gdzie wcześniej położyła telefon na komodzie. Zobaczyła jedną wiadomość od Louisa.

Zerknęła na drzwi i upewniła się, że tata nie patrzy. Wybrała do niego numer, chcąc szybko powiedzieć, że na razie się nie zobaczą. Nie było sensu dyskutować z tatą. Przecież to on ustalał zasady. Jednakże zanim Louis odebrał, ojciec wszedł do przedpokoju.

– Telefon – powtórzył.

Rozłączyła się i oddała swoją własność ojcu. Nie wiedziała jak poinformować o tym wszystkim Louisa. Ale da radę. Dla niego jest w stanie zrobić dużo rzeczy. Był pierwszym chłopakiem na którym jej zależało.

Wróciła do kuchni, gdzie stały talerze z nałożoną jajecznicą. Bez słowa usiadła do stołu i zaczęła jeść. April śpiewała piosenkę z bajki, karmiona przez Margaret. Mogła jeść sama, ale była zbyt senna. Dzisiejsza atmosfera przy śniadaniu nie przypominała codziennych. Zawsze było dużo śmiechu, rozmów. Maybelly nie zamierzała się odzywać. Rozumiała szlaban szlabanem, ale nie była już małą dziewczynką. Za parę lat pójdzie na studia, zacznie dorosłe życie, może założy rodzinę z Louisem. Nie zauważyła kiedy myślami wypłynęła tak daleko. Ona i Lou mogli być razem tak długo? Czy to był poważny związek? Co jeśli naprawdę mocno się zakocha? Czułam się przy nim wyjątkowo. Motylki w brzuchu, dreszcze, podekscytowanie. To przecież dużo znaczyło. Nigdy też nie spodziewała się, że poczuje coś takiego do kogoś., ale chyba jednak nie powinna się tak rozpędzać.

FEAR →psycho romansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz