|02| - wersja początkowa

5.9K 373 121
                                    


Czarny van zatrzymał się na szkolnym podjeździe, zajmując miejsce przy starym Mercedesie. Od rana świeciło słońce i tylko gdzieniegdzie, na niebie, pojawiały się białe chmurki, a powietrze było parne i duszne. Maybelly Evans siedziała w samochodzie swojego ojca, chcąc nabrać sił przed pierwszym dniem w nowej szkole. Ewidentnie obawiała się tego jak przyjmą ją uczniowie. Co o niej pomyślą? Czy będzie samotna? Od kiedy wstała zżerał ją ogromny stres. Pierwszy raz zmieniała szkołę, to było dla niej całkiem nowe doświadczenie. Rozmawiała z Kaylem, który zapewnił ją, że wszystko będzie dobrze i nie musi się denerwować. Czy wierzyła w siebie dostatecznie mocno, by odsunąć troski na bok?

Spojrzała w stronę taty i posłała mu delikatny uśmiech, który miał przekonać bardziej jego niż ją. Nie chciała, żeby i on się denerwował, kiedy będzie w pracy, gdzie wszystko musiał ogarnąć. Nowy zespół, biuro, inne zasady, chociaż to on był szefem. Maybelly postanowiła, że zachowa obawy jedynie dla siebie. Była ubrana w zwiewną sukienkę w kwiaty oraz czarne baleriny. W dłoni trzymała szkolną torbę. Żołądek podchodził jej do gardła, rano ledwo zjadła śniadanie. Cóż, może nie zemdleje.

Neil dokładnie zlustrował ją wzrokiem i uniósł brew do góry.

– Od kiedy chodzisz tak ubrana? – Zapytał pierworodną z wyraźnym zdziwieniem. Czas szybko leciał, a on nawet nie zorientował się, że z jego małej córeczki wyrosła już młoda kobieta.

– Nie mam już dwunastu lat... – Odpowiedziała zmieszana.

Czuła, że najlepszym rozwiązaniem będzie wyjście z auta, bowiem ojciec za chwilę rozpocznie swój monolog na temat odpowiedniego ubioru. Nienawidziła tego, ponieważ uważała, iż nie ubierała się wylewnie. Jak każda normalna nastolatka chciała wyglądać po prostu dziewczęco. Nie zamierzała nosić jeansów i golfu, kiedy na dworze panowała wysoka temperatura. Tata musiał to zaakceptować. I lepiej aby to zrobił szybko. Jej makijaż był delikatny, by podkreślić oczy, a zatuszować niedoskonałości na skórze. To też nie była zbrodnia.

Opuściła samochód i chłodny wiatr musnął jej nagie ramiona. Musiała przyzwyczaić się do temperatury w Seattle. Los Angeles to zupełnie inna bajka. Ciepło, słońce, czasami burza, ale nie wiatr...

Odwróciła się i pomachała tacie na pożegnanie. Ruszyła żwawym krokiem w stronę budynku, który po raz pierwszy ją przerażał. Miała piętnaście minut, aczkolwiek musiała zajść do sekretariatu po plan lekcji oraz mapkę szkoły, aby się nie zgubić. Mijała uczniów, nie zwracając na nich uwagi. Starała się być niezauważalna najdłużej, jak tylko mogła. Weszła do góry po kamiennych schodkach, po czym przeszła przez otwarte drzwi. Od razu poczuła się lepiej w ogrzewanym korytarzu i współczuła sobie, że kolejne lata spędzi w chłodnym Seattle.

Kolejne dziesięć minut spędziła na załatwieniu spraw z miłą sekretarką, która przywitała ją w liceum. Teraz May szła przed siebie zgodnie z mapką. Musiała znaleźć salę od biologii, w której zaczynała lekcje. Przyśpieszyła kroku, bo do dzwonka zostało pięć minut, a nie chciała się spóźnić. Pokonała schody na pierwsze piętro, minęła kolejny tłum i gdy spojrzała na mapkę, by sprawdzić numer sali, nie zauważyła osoby, stojącej tyłem. Uderzyła w plecy jakiegoś chłopaka kompletnie zaskoczona.

– Prze... Przepraszam – wydukała, kiedy uczeń odwrócił się w jej stronę.

Był od niej sporo wyższy, co sprawiało, że musiała unieść głowę do góry, aby spojrzeć mu w oczy. Tęczówki miały kolor niebieski, jego blond włosy lśniły w tym świetle, a uśmiech sprawiał, iż wyglądał na naprawdę sympatycznego. Cienki materiał czerwonej koszulki uwydatniał mięsnie jego brzucha, natomiast czarne spodnie dopełniały całość perfekcji. W Seattle mają bardzo przystojnych chłopców – pomyślała.

FEAR →psycho romansOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz