Rozdział 50.

266 40 4
                                    



Wsiadłam na przednie siedzenie w aucie Michaela. Poprosiłam, żeby Luke usiadł z tyłu bo po prostu się bałam. W bagażniku leżał związany Patrick. Nie miałam pojęcia co chcą z nim zrobić.
-Zawieście mnie do domu – rozkazałam nawet na nich nie patrząc.
-Słoneczko... - Kątem oka zobaczyłam jak Mike zaciska ręce na kierownicy.
-Mike, miałam odpocząć.
-Wiem, ale...
-No co? Każdy z nas był już gdzieś zamknięty, porwany, związany i... kurwa, kiedy to się skończy? Kolejna poleci od początku?
Michael nic nie mówił.
-Co? Może teraz powinien z bagażnika wyskoczyć Patrick, zadzwonić po swoich ludzi i mnie znów porwać?
-Ara, spokojnie. To już koniec.
-Nie. To nie jest koniec – machałam rękami jak nienormalna.
Odwróciłam się na siedzeniu tak, żeby widzieć Luka.
-A Ty...Ty mnie znów okłamałeś. Odnowić zaufanie? Jaja sobie robiłeś? Chcę jechać do domu, zobaczyć się z mamą. Jeszcze powiedzcie mi, że ona nigdy nie została porwana, co? Może naprawdę była u ciotki a ta cała historyjka z wypadkiem i porwaniem to kolejne kłamstwo? -chciałam powiedzieć wszystko co kotłowało mi się w głowie.
-Ara, przepraszam – Luke w końcu się odezwał.
-Nie przepraszaj mnie już nigdy więcej, rozumiesz!? - Wydarłam się patrząc prosto w jego niebieskie oczy.
-Okłamałeś mnie Luke kolejny raz! Powinnam była się przyzwyczaić. Ostatnio na nikim nie mogę polegać. Do tego moja siostra myśli, że jej mama nie żyje. Ba! Moja babcia myśli, że je córka już nigdy nie wróci. Cholera, Luke! Czemu to zrobiłeś?
-Ara...
-Powtarzanie mojego imienia nic nie zmieni.
-Nie chciałem Cię okłamywać.
-Ale to robiłeś. Patrick chce was a moja matka nie chce widzieć Michaela na oczy bo myśli, że on za to wszystko odpowiada. Zaufała Tobie Luke. Zobaczyła jak fajnie dogadujesz się z moją siostrą. Pamiętasz jak razem oglądaliście z rana telewizję? Było super, takiego Ciebie chciałabym już na zawsze.
-Wysiadaj Luke.
Popatrzyłam w stronę Michaela. Zauważyłam, że zjeżdża na pobocze jezdni. Była noc a na drodze nie było praktycznie żadnych aut.
-Mike? - Chciałam wiedzieć co chce zrobić.
-Wysiadaj kurwa bo inaczej wyciągnę Cię siłą.
Zignorował mnie.
-Michael, uspokój się – próbowałam przemówić mu do rozsądku.
-Co ty pierdolisz? - Blondyn patrzył na Michaela z niedowierzaniem.
-WYSIADAJ.
Nie powiedział nic więcej.
-Co chcesz zrobić? - Złapałam Michaela za ramię.
-Nikt nie będzie ranił, okłamywał i nadszarpywał zaufania mojego Słoneczka.
-Pozwól mi zostać – Luke powiedział to dość cicho.
-Czemu miałbym Ci pozwolić? - Mike odwrócił do niego głowę.
-Bo sam nie poradzisz sobie z Patrickiem.
-O to się nie martw. A teraz wypad.
Luke nic nie powiedział. Odpiął pas, otworzył drzwi a następnie zatrzasnął je chukiem i zniknął w ciemności.
-Mike? Czemu to zrobiłeś?
-Nie chce, żeby ktoś znów Cię skrzywdził.
-On może zginąć, nie po to go ratowaliśmy chyba nie?
-Da sobie radę.
-Michael, ON MOŻE ZGINĄĆ.
-TY TEŻ MOGŁAŚ – odwrócił się do mnie tak, że zobaczyłam jego idealnie zielone oczy.
Nie odpowiedziałam. Odwróciłam się do okna przyciskając rękę do ust. Nie chciałam się znów rozpłakać.
Michael zaproponował, żebyśmy poszli coś zjeść. Zgodziłam się tylko dlatego, że byłam strasznie głodna. Pojechaliśmy do McDonalda. Tylko to było obecnie otwarte.
Przez całą drogę tłumiłam łzy które paliły mnie pod powiekami. Gdzie teraz był Luke? A co jeśli coś mu się stało? A może złapał stopa i jest już pod moim domem?
Usiadłam przy stoliku w kącie i czekałam na Michaela. Wrócił z pełną tacką jedzenia. Dla siebie zamówiłam tylko frytki i duży, czekoladowy shake. Mike zamówił dla siebie tego trochę więcej...
-Czyli moja mama żyje? - Spytałam w końcu.
-To nie ja Cię okłamałem ale czuje, że żyje. Mam taką nadzieję.
-Powinieneś wiedzieć. Ona w ogóle została porwana?
W tym momencie zadzwonił mój telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni. Mama. Modliłam się, żeby tylko usłyszeć jej głos po drugiej stronie słuchawki.
-Halo? - Głos mi się załamał.
-Hej, córcia! - O. MÓJ. BOŻE.
-Mamo! - Krzyknęłam tak głośno, że cały personel na sali oraz kilku innych klientów się odwróciło.
-Niedługo będę w domu i wszystko Ci opowiem! Mam dla Ciebie kilka świetnych rzeczy. Mam nadzieję, że się ucieszysz – nie przestawała mówić. - A jak tam u Ciebie? Co porabiasz? Ara...?
-Jestem, mamo.
-Czy ty płaczesz?
-Muszę Ci coś wytłumaczyć. No i babci, i Sandy...
-Co się stało? Ara, zaraz będę w domu. Gdzie jesteś?
-Jestem... -popatrzyłam na Michaela- z Mikiem na mieście.
-Z Mikiem? Ara, wracaj do domu. TERAZ.
-Mamo, proszę. Uwierz lub nie ale Michael nic mi nie zrobił. To o czym opowiem Ci w domu na pewno zmieni Twoje zdanie w stosunku do Luka.
-Do domu. Na razie – rozłączyła się.
Westchnęłam, otarłam łzy. Wzięłam łyk napoju i znów spojrzałam na chłopaka przede mną.
-My nadal mamy go w bagażniku – przy ostatnich słowach przyciszyłam głos.
-Ta...
-Co z nim zrobisz?
-Sam nie wiem, muszę pomyśleć. Policja mi nie uwierzy.
-Może jeśli wytłumaczę wszystko mamie sama pójdzie na komisariat?
W końcu byliśmy pod moim domem.
-Wyśpij się jutro porządnie, okay? - Popatrzył na mnie kładąc jedną rękę na moim udzie.
-Jasne.
Nie wiedziałam co mówić.
-Może zostaniesz? Nie...Patrick. Powinnam już pójść.
Chciałam, żeby spędził ze mną noc ale miał człowieka w bagażniku. Nie mógł go tam tak zostawić.
-Przyjadę po Ciebie w poniedziałek rano.
Uśmiechnął się do mnie kiedy wysiadałam z auta.
-Dobranoc, Mike – powiedziałam zamykając za sobą drzwi.
Widziałam tylko jak poruszył ustami w odpowiedzi. Kiedy zamykałam za sobą drzwi od odmu szybko do niego pomachałam. Kiedy odwzajemnił ten gest zamknęłam je do końca, zakluczyłam a następnie zdjęłam buty. Światło w kuchni się paliło. Popatrzyłam na schody, z góry także wydobywało się światło.
Weszłam do kuchni. Przy stole siedziała mama z herbatą i gazetą.
-Mamo?
Nie wierzyłam własnym oczom. To naprawdę była ona.
-Aruś! - Wstała rzucając gazetę na stół.

Aruś? Nigdy tak na mnie nie mówiła.
-Martwiłam się – powiedziała ściskając mnie, prawie dusząc.
-Mamo, ja bardziej.
-Co?
-Zaraz Ci wszystko opowiem – wydostałam się z jej uścisku, popatrzyłam na nią. Z uśmiechu jej wyraz twarzy zmienił się w zmartwiony i pełen troski.
Usiadłyśmy razem do stołu.
-Opowiadaj.
Popatrzyłam na nią i nie wiedziałam od czego zacząć. Zauważyła to więc sama zaczęła mówić.
-Chciałam do Ciebie zadzwonić ale coś w mi się w telefonie popsuło. To chyba głośnik, tak mówił Bill. Kat powiedziała, żebym spróbowała napisać sms-a.
Kat. To właśnie do niej pojechała mama. Była to jej siostra. Wyjechała jakieś sześć lat temu z naszego miasteczka z mężem Billem. Oczywiście skłoniła ich do tego praca. Nie widziałam ich od czasu ich przeprowadzki. Bardzo ich lubiłam, dobrze się dogadywaliśmy.
-Nie ma sprawy, mamo.
-Opowiesz mi w końcu co się działo?
-Musisz pojechać do babci i Sandy.
-Jutro pojadę odebrać Twoją siostę.
-Mamo, cholera...
-Wystarczy 'mamo' – upomniała mnie.
-Przepraszam.
-Powiesz mi? Bo zaczynam się denerwować.
-Babcia i Sandy nie uwierzą kiedy Cię zobaczą. One myślą, że nie żyjesz.
-Że co? Możesz mi to wytłumaczyć?
-Mówiłam, żebyś uwierzyła Michaelowi. On nie jest niczemu winien.
-Czemu niby „nie żyje"!?
Nasza rozmowa nie kleiła się kupy ale chciałam jej to wytłumaczyć.
-Mike był w szpitalu. Byłam tam z nim...
-Czy to ma coś wspólnego z całą resztą?
-Mamo, daj mi dokończyć. Nic nie powiedziała.
-Luke też tam był.
-Chociaż on...-znów mi przerwała.
-Zasnęłam. Kiedy się obudziłam jego nie było. Zobaczyłam przez okno, że jest z Patrickiem. Kłócili się. Patrick powiedział Lukowi, że nie żyjesz. Potem Luke przekazał to mnie...
Oświeciło mnie. Cholera jasna. Co ja zrobiłam... Oskarżyłam Luka o to, że znów mnie okłamał. Krzyczałam na niego, że nie mówił prawdy w sprawie mamy. Nie dałam mu dojść do głosu a on sam został przecież oszukany. Skąd miał wiedzieć, że tamten debil mówił prawdę?
Łzy zaczęły napływać mi do oczu, moje policzki szczypały mnie niemiłosiernie. Czułam, że zaraz rozryczę się przez moją głupotę.
Luke chciał zdobyć moje zaufanie a ja go tak po prostu odtrąciłam. Nie dałam mu do końca powiedzieć co myśli i ile wie. Czułam się jak skończona idiotka.
-Ara? - Usłyszałam głos swojej rodzicielki.
-Mamo, ja muszę...
-Co się dzieje?
Nie byłam wstanie skleić sensownego zdania.
-Przepraszam...
Wybiegłam z kuchni kierując się do swojego pokoju. Sięgnęłam po telefon po czym napisałam do Luka.
_Musimy się spotkać.
Po chwili nastał nowy problem. Gdzie on w końcu był? Zaczęłam płakać jak nienormalna.
Kłamstwo, że moja mama nie żyje.
Luke wywalony z samochodu gdzieś w środku lasu.
Sandy i babcia zalane łzami.
Mike szukany przez policję i szpital psychiatryczny.
Patrick w bagażniku.
Ostatnie brzmiące najbardziej absurdalnie wybiło mnie z zamyślenia. Co Michael zamierzał z nim w końcu zrobić. A jeśli już zrobił? Coś poważnego? Może...śmiertelnego?
Wybrałam numer Michaela i zadzwoniłam. Jeden sygnał, nic. Drugi sygnał, także nic. Za trzecim razem chciałam się rozłączyć lecz usłyszałam głos.
-Mike! - Wydarłam się nie kontrolując swojego głosu.
-Słoneczko, miałaś spać.
-Mike, co z nim zrobiłeś?
-Z kim?
-Z Patrickiem, idioto! - Nigdy go tak nie nazwałam. Od razu zaczęłam żałować.
-Leży nadal w bagażniku. Sprawdzałem, żyje. Nie martw się.
-Poszukaj Luka. Muszę z nim koniecznie porozmawiać. On mnie nie oszukał w sprawie mamy, on sam przecież nie miał pojęcia. Mike, słyszysz mnie do cholery!? Masz go odnaleźć.
Rozłączyłam się rzucając telefon w kąt. Osunęłam się pod łóżko, oparłam głowę na kolanach. Nadal płakałam. Chciałam, żeby to wszystko się skończyło. Miałam dość psychicznie jak i fizycznie. Z każdym kolejnym dniem było coraz gorzej.
Nagle usłyszałam dźwięk mojego telefonu. Rzuciłam się na podłogę, przeczołgałam się i złapałam za komórkę.
Lucy.
Lucy? Moja imprezowa przyjaciółka przypomniała sobie o mnie? Nie możliwe.
-Halo? - Spytałam zaciekawiona jej telefonem.
-Czy ty zamierzasz się jeszcze kiedyś odezwać? Ara, tęsknie.
Kiedy obie milczałyśmy usłyszałam jej szloch, płakała. 

Rozdział byłby już na początku tygodnia ale mój internet postanowił nie działać :") Zostawiajcie komentarze i gwiazdki, bardzo dziękuje i do następnego rozdziału :3

Basement ||M.C & L.H|| PLWhere stories live. Discover now