Rozdział 45

548 67 30
                                    

Poczułam na sobie ciepły oddech. Po chwili doszedł do mnie zapach charakterystycznych męskich perfum, które dobrze znałam. Sięgnęłam prawą ręką do włącznika lampy. Pokój się rozświetlił a ja ujrzałam Michaela. Niebieskie kosmyki włosów opadały mu na zmęczoną twarz.
-Co tu robisz? - Spytałam cicho patrząc w jego zielone oczy.
-Napisałaś do mnie.
-Napisałam co się dzieje w domu. Nie prosiłam, żebyś przychodził.
-To źle, że się martwię? - Michael zszedł ze mnie i usiadł na końcu łóżka -Chciałem się spotkać, tak jak pisałem Ci wcześniej.
-Dziękuje, że przyszedłeś – Usiadłam obok niego i objęłam ręką. Oparłam głowę o jego ramię a następnie mocno się wtuliłam.
-Luke jest na dole? - Pogładził mnie po nodze.
-Tak, śpi.
-Jesteś pewna?
-Sprawdzałam.
-To ja to powtórzę.
Michael wstał z łóżka i złapał za klamkę drzwi ale szybko mu przerwałam.
-Stój!
-Spokojnie, Słoneczko. Będzie dobrze – Uśmiechnął się.
-Idę z Tobą.
-Nie! Absolutnie. Nie chce, żeby coś Ci się stało.
-Albo idę z Tobą albo rzucę się na Ciebie z najgrubszą encyklopedią jaką mam. A kiedy już Cię ogłuszę zaciągnę do pokoju i wpakuje do łóżka. Jasne?

Po chwili oboje zeszliśmy do salonu. Luke nadal leżał przykryty szczelnie kocem na kanapie. Nie zmienił pozycji. Wyrwałam się z uścisku Michaela i podeszłam jeszcze bliżej blondyna.
-Nie podchodź tak blisko – Ostrzegł mnie Michael sycząc. -O co ci chodzi? Śpi.
W tym momencie poczułam, że Luke łapie mnie za nadgarstek i ciągnie do siebie.
-Co on tu robi? - Warknął.
-Uspokój się, proszę.
-Mam się uspokoić? - Powiedział groźnie.
-Zostaw ją idioto! - Mike pchnął go do tyłu tak, że znów leżał na kanapie.
Uwolniłam się z jego uścisku i odeszłam na bezpieczną odległość.
-Spytam jeszcze raz. Co on tu robi do cholery? - Wstał z kanapy rzucają koc za siebie. Podszedł krok bliżej.
-Po co go tu sprowadziłaś? Mieliśmy umowę – Wskazał na mnie palcem.
-Chyba Ci się przyśniło. Na nic się nie umawialiśmy.
-O czym ty pieprzysz? - Wtrącił się Mike.
-Nie wtrącaj się kretynie!
Luke nie wytrzymał. Podszedł bliżej Michaela i uderzył go z pięści w brzuch. Powtórzył tą czynność jeszcze trzy razy. Mike automatycznie się zgiął i upadł na ziemie a z ust poleciała ciemna krew. Rzuciłam się na blondyna. Upadł na ziemię a ja wprost na niego. Przycisnęłam go do ziemi. Dziwił mnie fakt, że Luke tak spokojnie leżał.
-Lubię czuć Twoje ciało na sobie – Uśmiechnął się mrużąc oczy jakby o czymś marzył.
-Milcz.
Obie dłonie trzymałam na jego szyi. Jego ręce przytrzymałam z dwóch stron nogami.
-Nie podobało Ci się ostatnio? - Uśmiechnął się szerzej.
-Niby co?
-Nie pamiętasz?
-NO MÓW! - Wrzasnęłam jak najgłośniej umiałam.
-Przypomnę Ci... - Oblizał dolną wargę, zahaczając o kolczyk – Śniadanie, ból głowy, wygodne łóżko. Dalej nic sobie nie przypominasz?
Przez tą chwilę totalnie zapomniałam o Michaelu który leżał skulony dwa metry dalej z ustami pełnymi krwi.
-Wypierdalaj – Powiedziałam.
-Słucham...? - Jego wyraz twarzy momentalnie się zmienił.
-I to w podskokach! - Wydarłam się raz jeszcze – Już wystarczająco poprzewracałeś mi w życiu. Ty i Patrick! Wiesz, kiedy Cię poznałam to byłeś naprawdę super. Jedyne co mi przeszkadzało to to, że palisz.
-Próbowałem przy tobie nie...
-WIEM – Przerwałam mu. Czułam jak oczy napełniają mi się słonymi łzami.
-Przepraszam – Powiedział patrząc mi prosto w oczy.
-Zaufałam Ci. Myślałam, że jesteście przyjaciółmi. Skąd mogłam wiedzieć, że namawiałeś go do zabicia mnie!? Skąd mogłam wiedzieć, że Mike jest chory, potrzebuje pomocy i... - nabrałam powietrza – po prostu wsparcia? - Dokończyłam tym razem o wiele ciszej.
Już nie trzymałam go za szyje. Moje nogi zwiotczały. Straciłam całą siłę. Było mi wszystko obojętne. Zsunęłam się z niego i oparłam o kanapę.
-Możesz mi chociaż pomóc zawieść go do szpitala? - Spytałam czując, że pierwsza łza spływa mi po policzku.
-Zrobię wszystko, żebyś znów mi zaufała.
-Wiesz, że to nie będzie proste?
Popatrzyłam na niebieskookiego chłopaka siedzącego przede mną.
-Zdaje sobie z tego sprawę.
-Jak już będziemy w szpitalu chce żebyś odpowiedział mi na kilka pytań.
-Jak sobie życzysz – Odpowiedział spokojnie wciąż na mnie patrząc. Szliśmy główną ulicą mojego osiedla. Między nami szedł ledwo przytomny Michael nadal zgięty w pół. Kiedy już coś mówił to tylko to, że „strasznie boli". Szłam z prawej strony a Luke z lewej. Każde z nas podtrzymywało go za ramiona, nie był z tych najlżejszych. Zamówiliśmy taksówkę ponieważ stwierdziliśmy, że sami nie damy rady. Luke usiadł obok kierowcy. Ja towarzyszyłam Mikiemu z tyłu. Mówiłam do niego, żeby nie zasypiał. Jego powieki były bardzo ciężkie, co chwile je zamykał.

 Udało mi się w końcu napisać rozdział. Zauważyliście, że dawno nie było nic o Patricku, Kebabie a matki najwidoczniej w świecie pozbyłam się na jakiś czas? Eh...To tylko dlatego, że chce się skupić na Michaelu, Luku i Arze ,i doprowadzić to opowiadanie do końca. To najdłuższe fanfiction jakie udało mi się napisać dotychczas :") Ogólnie zauważyłam, że po dwóch mega długich przerwach nie dodawania rozdziałów wyświetlenia spadły. Jestem na siebie zła, że tak długo nie dodawałam dlatego też się zmobilizowałam i napisałam ten rozdział. Szykujcie się , że niedługo nastąpi koniec Basementu. Zostawcie po sobie ślad w postaci komentarza i gwiazdki. To bardzo motywuje! Dziękuje :))


Basement ||M.C & L.H|| PLOù les histoires vivent. Découvrez maintenant