Rozdział 36.

731 100 15
                                    

-Daj mu szansę mamo. - Mówiłam patrząc na Luka i Sandy siedzących przed telewizorem.
-No nie wiem...
-Ja mu dałam.
-Ale znów jest to samo. Spędza tu czas, ogląda kreskówki z twoją siostrą. Potem znów Cię wywiezie?
-A co z Patrickiem?
Dlaczego osądzała ciągle Luka? Przecież to Patrick mnie skrzywdził.
-Jak to co? Zeznałaś na policji i myślę, że go znajdą...
-Mamo, on tu jest! - Powiedziałam to chyba za głośno.
Zobaczyłam jak Luke mówi coś do mojej siostry a następnie wstaje z kanapy i wchodzi do kuchni w której obecnie przebywałam wraz mamą.
-Proszę mnie posłuchać... - Zaczął Luke – Patrick jest gdzieś w mieście.
-Widziałam go. Uwierz mi! - Dodałam.
Mama na moje słowa przewróciła tylko oczami.
-Jutro idziecie do szkoły. Jasne? - Patrzyła raz na mnie a raz na Luka.
-Jasne. - Powiedzieliśmy jednocześnie.
Mama wyszła z kuchni zostawiając nach samych.
-Co robimy? - Spytałam.
-Pojechałbym do Michaela ale po ostatnim razie mogą nas nie wpuścić.
-Masz rację.
-Jestem strasznie zmęczony. Niby dobrze spałem a jednak oczy same mi się kleją.
-Więc może wyjdziemy na spacer z Kebabem a potem się zdrzemniemy? Mnie też łapie senność...
-Dobrze.
-Kebab! - Zaczęłam wołać psa.
Zwierzę od razu przybiegło. Uwielbiałam moment kiedy pies wie, że idziemy na dwór i macha ogonem na lewo i prawo. Założyłam buty, narzuciłam na siebie bluzę. Wzięłam smycz w dłoń.
-Masz, załóż mu a ja jeszcze skoczę po telefon. - Powiedziałam do Luka
-Okej.
Pobiegłam do pokoju po telefon. Odblokowałam i ujrzałam trzynaście nieodebranych wiadomości od prywatnego numeru. Przeraziłam się. Zbiegłam szybko na dół.
-Luke! Ktoś do mnie dzwonił.
-Czemu nie odebrałaś?
-Dzwonił do mnie trzynaście razy!
-Jaki numer?
-Nie ma podanego. To prywatny.
-Cholera. Jeśli ten skurwiel gdzieś tu jest rozprawię się z nim od razu.
-Miejmy nadzieję, że to nie on. Dobra, chodźmy.
-Dobrze. - Przytaknął.
-Mamo! My idziemy z psem! - Krzyknęłam.
-Dobra! - Usłyszałam gdzieś z góry domu.
-Sandy, zamknij za nami drzwi.
-Gdzie idziecie? - Podeszła do nas.
-Na spacer.
-Mogę z wami?
-Nie. Zamknij drzwi.
-Nigdy mi na nic nie pozwalasz. - Powiedziała kiedy już wychodziliśmy przed dom.
-Nie marudź. - Powiedziałam pod nosem.
Wyszliśmy poza działkę domu. Zamknęłam za nami furtkę.
-Chcesz go prowadzić? - Spytałam Luka.
-Pewnie. W sumie nigdy nie miałem psa...
-A jakieś inne zwierze?
-Szczura.
-Na prawdę?
-Na prawdę. Był śnieżno biały...o ile się czymś nie uwalił. - Zaczął się śmiać.
-Chciałabym mieć szczura. Słodkie są.
Blondyn na te słowa się uśmiechnął ale nic nie odpowiedział. Poczułam wibracje w kieszeni. Wciągnęłam go z kieszeni.
-Luke, to ten numer.
-Odbierz.
Zrobiłam tak jak mi kazał.
-Halo? Proszę? Ale...
Na początku nie wiedziałam kto to był. Wiem tyle, że dzwonił mężczyzna.
-Gdzie mam przyjechać? Proszę powtórzyć! - Mało rozumiałam z tego co mówił.

-Ara, co jest? - Pytał Luke.

-Michael? Za ile? Dobrze! Do zobaczenia.

-Musimy jechać do Michaela.

-Co się dzieje?

-Mówią, że ma ataki paniki i agresji naraz. Do tego wykrzykuje moje imię. Zawieziesz mnie prawda?

-Oczywiście!

Pobiegliśmy do domu. Ukucnęłam przy psie.

-Przepraszam Kebab. Wynagrodzę Ci to jakoś. Zgoda? - Zdjęłam mu smycz i znów wyszliśmy na zewnątrz.

Wsiedliśmy do auta Luka i szybko popędziliśmy do szpitala.

Przepraszam, że znów taki krótki rozdział... Za to zapraszam na krótkie shoty na tym koncie "Photos" :)
Zostawiajcie komentarze i gwiazdki! Pokażcie, że żyjecie ;d 
Ano i chcielibyście rozdział z perspektywy Michaela? 

Basement ||M.C & L.H|| PLWhere stories live. Discover now