Rozdział 49

257 36 5
                                    



Wjechaliśmy na teren budynku w którym rzekomo był Patrick z Lukiem. Wszystkie okna były ciemne, oprócz jednego. Małe okienko na samym dole jarzyło się pomarańczowym światłem. Było to okno od piwnicy.
-Napisał, że mamy wejść tyłem – powiedział Michael wysiadając z auta.
Wyskoczyłam tuż za nim. Zatrzasnęłam za sobą drzwi i naciągnęłam rękawy bluzy na dłonie. Zrobiło się dość chłodno.
W końcu doszliśmy na tył domu. Były tam tylko jedne drzwi więc to właśnie do nich się skierowaliśmy.
-Mike, boje się – objęłam się ramionami.
-Będzie dobrze, obiecuje.
-Nie obiecuj – popatrzyłam na niego. Miał smutny wyraz twarzy.
Michael złapał za klamkę, nacisnął a drzwi automatycznie ustąpiły. Zawiasy cicho skrzypnęły kiedy zamykałam je za sobą.
Poszliśmy w głąb budynku. Dotarliśmy do schodów. Zobaczyłam na dole palące się światło. Właśnie tam musieli być.
-Pójdę pierwszy – szepnął Michael a ja skinęłam głową.
Złapałam się poręczy schodów. Była przeraźliwie zimna. Czy nikt nie ogrzewał tego miejsca? Miałam wrażenie, że jest tak samo zimno jak na zewnątrz.
Weszliśmy do małego betonowego pomieszczenia. Na środku zobaczyłam Luka, siedzącego na krześle. Był związany linami przy nogach i rękach.
-Luke... - powiedziałam prawie nie słyszalnie.
Stanęliśmy przed nim nie za bardzo wiedząc co chcemy zrobić.
-Dobry wieczór – między nami stanął Patrick.
Wyglądał obrzydliwie. Miał na sobie białą lecz ubrudzoną koszulkę, czarne spodnie i znoszone buty. Wyglądał jakby właśnie wytarzał się w ziemi.
Odeszłam kilka kroków w tył.
-Czego chcesz? - Tylko to przychodziło mi na myśl.
-To proste, któregoś z nich.
-Po co Ci „któryś z nich"?
Patrick nieznacznie się uśmiechnął.
-Zdradzili mnie więc teraz chce zemsty.
-Jaką mam pewność, że kiedy dokonasz zemsty na jednym to po jakimś czasie się wrócić po drugiego?
-Słuszna uwaga, dziecinko. Jednak jesteś mądra.
-Jest bardzo mądra, debilu – usłyszałam głos Luka.
Nastała chwila ciszy.
-Luke, jak w końcu się odezwałeś to... - Patrick podszedł bliżej blondyna – może opowiesz Arze co się stało tuż po wyjedźcie Twojej mamy? Bo wiesz, obserwowałem was.
-ŻE CO!? - Przypuszczam, że było mnie słychać w całym domu.
-Tak, malutka – Patrick zaczął zacierać ręce. - Dalej, Luke. Przyznaj się. Przyznaj się jej, ja znam prawdę. Prawdę która niezbyt mi się podoba.
Zobaczyłam jak Luke zaciska szczękę a dziurki od nosa szybko się poruszają. Denerwował się.
-Ara, przepraszam – powiedział.
-Luke, pamiętam tylko śniadanie i kawałek tego co się stało w moim pokoju. Powiedz mi! - Chciałam go uratować, wydostać go stąd ale okazja na dowiedzenie się tego co, się wtedy stało mogła się już nie powtórzyć. - Luke?
-Podałem Ci leki usypiające.
Zamurowało mnie. Dałam mu mówić dalej.
-Powiedziałaś,że źle się czujesz. Poszłaś do góry. Taki był plan. Patrick kazał mi to zrobić. Powiedział, że jeśli to zrobię, to tobie nie stanie się krzywda. Poszedłem za Tobą do góry, pamiętasz?
Zauważyłam pot spływający po jego czole.
-Pamiętam – wyszeptałam.
-Upadłaś na łóżko, obróciłem Cię.
-Wiem co się ze mną działo. Rozebrałeś mnie, całowałeś..- głos mi się załamał.
-Co kurwa? - Wtrącił Mike.
-Michael, nie denerwuj się. Jest okej. Chcę wiedzieć co było potem.
Popatrzył na mnie groźnym wzrokiem. Zobaczyłam, że ma zaciśnięte pięści.
-Udawałem, że tego chce i takie tam...dopóki nie zasnęłaś do końca.
-Co potem zrobiłeś?
-Ubrałem Ci koszulkę. W sumie ze wszystkiego nie zdjąłem Ci skarpetek...Przykryłem Cię i wyszedłem.
-Nic mi nie zrobiłeś? - Zrobiłam krok do przodu.
-Nic – patrzył ciągle na mnie.
-Kurwa, on Cię widział nago – Michael był ewidentnie wkurzony.
-Zazdrościsz czy jak? - Luke zmarszczył brwi.
-Hej, dzieciaki – w końcu odezwał się Patrick – super ogląda się wasze kłótnie. Super się słucha o nagim ciele Ary ale jeszcze lepiej byłoby gdybyś w końcu wybrała któregoś z nich.
Cisza. Nikt nic nie mówił. Patrzyłam na Patricka, on na mnie.
-No wybieraj do cholery! - Krzyknął wymachując rękami.
-Weź mnie! - Wydarłam się równie głośno.
Położyłam dłonie na głowie wplatając palce we włosy. Czy ja powiedziałam, żeby wziął mnie?
-Ara... - Mike stał nieruchomo z otwartymi szeroko oczami.
-O tym nie pomyślałem, dziecinko.
Patrick zaczął się śmiać nadal na mnie patrząc. Trzy pary oczu były skierowane w moją stronę. Czułam się mocno przytłoczona. Popatrzyłam na Michaela. Miał kamienną minę. Patrick stał do niego plecami więc nie mógł go widzieć.
Nie zauważyłam kiedy Mike rzucił się na Patricka przygniatając go do ziemi.
-Mike! - Krzyknęłam.
-Rozwiąż Luka i daj te liny.
Zrobiłam o co prosił. Czym prędzej podbiegłam do blondyna. Zaczęłam rozwiązywać supły na jego nadgarstkach. W końcu się udało. Podałam pierwszą linę siłującemu się Michaelowi. Zablokował Patricka taka by ten nie mógł się ruszyć. Związał mu ręce. Luke uwolnił swoje nogi, podszedł i zawiązał je na nogach Patricka. Leżał teraz na brzuchu, związany i bezwładny.
-Gratuluje, dzieciaczki. Jesteście niesamowici – Powiedział szczerząc się do nas.
-Zamknij się, kretynie! - Luke z całej siły uderzył go nogą w żebra. Ten zwinął się z bólu mocno zaciskając powieki.
-Co z nim zrobimy? - Spytałam.
-Niech też trochę pocierpi – Pusty wzrok Michaela wbił się w leżącego Patricka.
-Kotek? - Odezwał się głos z dołu. Popatrzyłam na niego.
-Czego? - Patrzyłam w te okropne, ciemne oczy.
-Twoja mama żyje.
To była jedyna miła rzecz jaką powiedział mi ten drań. Ale jeśli moja mama żyje to...czy Luke znowu mnie okłamał? Popatrzyłam na niego. Powiedział coś bezgłośnie. Wyczytałam z ruchu jego ust „przepraszam". 
Trochę się pokomplikowało... Zostawiajcie komentarze i gwiazdki, bardzo dziękuje ^m^

Basement ||M.C & L.H|| PLWhere stories live. Discover now