Rozdział 20.

914 97 8
                                    

Obudziłam się na tylnej kanapie samochodu. Kątem oka dostrzegłam, że na siedzeniu kierowcy spał Michael. Nie wiedziałam która była godzina. Nie miałam telefonu. Przetarłam oczy. Kiedy spojrzałam na ręce zobaczyłam, że są całe czarne. Zapomniałam o makijażu. Wytarłam dłonie w koszulkę. Usiadłam na siedzeniu. Szyby z tyłu były przyciemniane więc nie wiele widziałam. Spojrzałam znów na Mikiego. Spał bardzo mocno. Jak się tyle prowadzi to się nie dziwie! Wysiadłam z auta. Nadal byliśmy pod tą samą stacją benzynową. Ziewając przeciągnęłam się. Dotknęłam swojego opatrunku. Odklejał się i był cały brudny. Nie pamiętam po jakim czasie miałam się zgłosić na całkowite zdjęcie bandażu. Moje włosy były brudne i całe potargane. Nawet nie miałam szczotki! Nie miałam nic. Na podjeździe było dużo ludzi. Podjeżdżali, tankowali, płacili i odjeżdżali. Myślałam kiedy Mike się obudzi. W tym momencie usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi a chwilę potem ich zamknięcia.

-Hej słoneczko. - Uśmiechnął się.

-Cześć.

-Ale masz włosy...

-Ty też. Takie oklapnięte. - Zaczęłam się śmiać.

Michael zrobił minę zbitego pieska. Podeszłam do niego. Włożyłam palce między posklejane kosmyki jego włosów. Zaczęłam je układać.

-Słoneczko. Bez lakieru do włosów nic z tego nie wyjdzie.

-A masz lakier?

-Sprawdzę w bagażniku.

Puściłam jego czerwoną czuprynę. Już po chwili Mike nurkował w swoim bagażniku.

-Masz? - Spytałam zaglądając do niego.

Na początku coś wymamrotał ale nie byłam w stanie zrozumieć co.

-Mam! - Krzyknął.

Wręczył mi lakier. Jedną ręką zasłoniłam jego oczy a drugą popsikałam. Zaczęłam układać czerwone kosmyki.

-Gotowe.

Wrzuciłam butelkę z powrotem do auta.

-A ty słoneczko? Masz wielką szopę na głowie.

-Szczotkę też masz?

-Ja mam wszystko.

Właśnie tak było. Chłopak wręczył mi szczotkę. Zaczęłam czesać moje kudły. Było dość ciężko bo miałam dużo kołtunów ale jakoś dałam radę. Nie obeszło się bez powyrywania części włosów. Stwierdziłam, że pozbędę się opatrunku. Złapałam za róg białego materiału i delikatnie pociągnęłam. Nie bolało. Zdjęłam.

-Mike, możesz mi te waciki wyciągnąć z nosa?

-To może być trudne.

-Proszę.

Michael z auta wyciągnął czarną walizkę. Otworzył ją a moim oczom ukazała się masa narzędzi. Wyjął cienkie kombinerki.

-Odchyl głowę do tyłu. Może zaboleć.

Zrobiłam o co prosił. Poczułam metal w nosie.

-Ał! - Jęknęłam.

-Przepraszam. Staram się być delikatny.

Wyjął wszystko co tam miałam.

-Gotowe.

-Dziękuje.

Zjedliśmy śniadanie. Michael kupił na stacji dwie kawy.

-Z mlekiem? - Spytałam odbierając swój kubek od Mikiego.

Basement ||M.C & L.H|| PLOnde as histórias ganham vida. Descobre agora