Rozdział 38

778 101 10
                                    

Kiedy wyszłam z pomieszczenia a drzwi się za mną zamknęły stanęłam w miejscu. Lekarze odeszli. Przyłożyłam ucho do grubych, metalowych drzwi po czym zaczęłam nasłuchiwać. Ze środka usłyszałam cichy płacz, szlochanie i kilka niewyraźnych zdań. Nie byłam w stanie usłyszeć co Michael mówił dokładnie.
-Trzeba go stąd wyciągnąć Luke. - Odwróciłam się do blondyna.
-No ale na pewno nie teraz. Jedźmy do domu. Mieliśmy się zdrzemnąć maleńka...
-Czemu nie teraz? Możemy się gdzieś ukryć i no wiesz...
-To się nie uda. Tu są wszędzie kamery. Po korytarzach ciągle chodzą ochroniarze. Nic z tego! - Złapał mnie za rękę.
-Obiecałam mu.
-Nie rób miny małego szczeniaczka. To nie przejdzie! Rozumiesz?
-Damy radę. Luke, proszę Cie.
-No tak...najwyżej nas zamkną w osobnych izolatkach za próbę wyprowadzenia „psychicznie chorego".
-Wiesz, że to nie on powinien tu być tylko ty i Patrick. Prawda? - Wyrwałam dłoń z jego uścisku.
-Ja?
-Pomagałeś mu.
-Już o tym rozmawialiśmy.
-Chyba jednak za mało.

-Ara, daj spokój. Proszę Cię.
-Nie dam spokoju. Mike jest nie winny i dobrze o tym wiesz. Jednak chyba robisz wszystko w tym kierunku aby tu został. Nie jest tak?
-To nie prawda. - Widziałam oburzenie na jego twarzy.
-A niby jak jest? Przychodzisz tutaj ze mną tylko, żeby przyjść. Ani razu nie gadaliśmy o tym jak go stąd wyciągnąć. Dalej będziesz zaprzeczać?
-Ara...
-Luke! Przejrzyj na oczy. ON JEST NIEWINNY. Dalej nie rozumiesz? Posłuchaj! Płacze tam i znów mówi sam do siebie. Zaraz będzie wykrzykiwał moje imię do ściany.
Patrzył na mnie i nic nie mówił. On nie chciał Michaela w swoim życiu. Ale czemu? Przecież mówił, że są przyjaciółmi. Nie rozumiałam.
-Ciekawe ile dają mu tu leków. - Przerywam ciszę.
-Co?
-Nic. Chodźmy stąd.
-Nie chcesz zostać tu na noc? - Uniósł jedną brew po czym krzywo się uśmiechnął.

-Przed chwilą nie chciałeś. Ty nie chcesz mu pomóc.
-Ale chce pomóc Tobie. Okej?
-Gdzie będziemy spać?
-Jest tu jakaś biblioteka?
-Pewnie tak.
-Zaśniemy między regałami. Trzeba się jeszcze zorientować gdzie trzymają klucze do jego izolatki.
-Chodźmy. - Rozkazałam.
Ruszyliśmy przed siebie. Zaglądaliśmy do otwartych pomieszczeń. Szukaliśmy pokoju gdzie składują wszystkie klucze. W końcu znaleźliśmy bibliotekę. Obok nas czasami przechodzili jacyś chorzy ale nie zwracali na nas uwagi.
-Tam...- Wyszeptałam do Luka i pociągnęłam go za rękaw.
Na końcu korytarza zobaczyłam otwarte pomieszczenie w którym siedział gruby mężczyzna w szarym kombinezonie. Miał przy spodniach przypięty pęk kluczy. Kiedy podeszliśmy bliżej okazało się, że spał.
-Poczekaj maleńka.
Przytaknęłam po czym się zatrzymałam. Luke wszedł do pokoju.
-Jaki to był numer? - Zapytał bardzo cicho.
-Czego? - Zajrzałam do środka.
-Jego izolatki.
Zobaczyłam, że na ścianie były rozwieszone wszystkie klucze od pokoi i izolatek. -Chyba dziewięć.
-Mam.
Od razu się skierowaliśmy do Michaela.
-Mam nadzieję, że wziąłeś dobry klucz. - Popatrzyłam na blondyna po czym włożyłam klucz do zamka.
Drzwi się otworzyły. Zobaczyłam, że Mike siedział w kącie. Trzymał ręce na twarzy. Zobaczyłam, że płakał.
-Michael. Musimy stąd szybko uciekać. Chodź...
Mówił coś pod nosem, jednak nie byłam w stanie zrozumieć co dokładnie. -Chodź, proszę... - Podeszłam do niego bliżej.
Złapałam go za rękę i pociągnęłam ku górze. Przytuliłam mocno.
-Słuchaj Mike. Musimy stąd wyjść tak aby nikt nas nie zauważył. Dobrze?
-Mhm... - Przytaknął.
Wyszliśmy z izolatki. Po cichu przemierzaliśmy długie, ciemne korytarze szpitala. W końcu znaleźliśmy się na zewnątrz. Było bardzo zimno. Wsiedliśmy do auta. Pojechaliśmy prosto do mojego domu. W końcu jest rozdział! Po tygodniu nie dodawania...ewww. Krótki, bez sensu ale no jest :x Zostawiajcie komentarze i gwiazdki! Wybaczcie brak rozdziałów ;-; Ano i jeszcze powiem, że Basement nie zakończy się na 40 rozdziałach tak jak mówiłam :D

Basement ||M.C & L.H|| PLWhere stories live. Discover now