Rozdział 46.

397 53 4
                                    



Siedziałam w jasnym korytarzu szpitala. Widziałam jak na jego końcu Luke kuca przy automacie i kupuje nam kawę. Nie spałam całą noc. Bardzo tego potrzebowałam. Byłam chwile wcześniej w łazience, moje oczy były przekrwione i napuchnięte. Po chwili blondyn usiadł obok mnie i podał mi kubek z ciepłym napojem.
-Nie wyglądasz najlepiej – Powiedział po czym wziął łyk kawy.
Nic nie odpowiedziałam. Nie chciałam się denerwować.
Czekaliśmy na pielęgniarkę.
Oczy kleiły mi się niemiłosiernie. Miałam ochotę położyć się do mojego łóżka i spać kolejne piętnaście godzin. Kiedy tylko moja kawa trochę ostygła wypiłam ją za jednym razem. Była strasznie niedobra ale nie zwróciłam na to większej uwagi. W końcu moje oczy mimowolnie się zamknęły a ja oparłam się o ramię Luka. Pusty kubek wypadł mi z rąk.
Obudziłam się leżąc na dwóch krzesłach, nadal na tym samym korytarzu.
-Luke? - Wymamrotałam.
Usiadłam, przetarłam oczy a następnie odgarnęłam włosy z twarzy. Luka nie było.
-Luke!? - Krzyknęłam.
Wstałam a następnie zaczęłam się rozglądać. Kubek który wypuściłam z dłoni nadal leżał na ziemi lecz ktoś kopnął go bardziej pod ścianę.
-Luke! - Zawołałam na co jakaś pielęgniarka odwróciła się w moją stronę.
Wpadłam w panikę. Najpierw mówił o zaufaniu a następnie zostawiał mnie samą w szpitalnym korytarzu? Gdzie był Mike? Nie miałam pojęcia co robić.
-Luke! - Krzyknęłam jeszcze raz dla pewności, że nigdzie go nie ma.
Nie było. Poszłam w głąb korytarza mając nadzieje, że go znajdę. Zatrzymałam się przy jednym z okien. Dostrzegłam go na dole, przed budynkiem. Gadał z Patrickiem. Zaraz...To był Patrick! Czy on sobie robił jaja? Po chwili przyglądania się zobaczyłam, że ewidentnie się kłócą. Oboje mocno gestykulowali rękami pokazując prawdopodobnie kto ma większą racje. Nie byłam w stanie wymyślić o co chodzi. Po około minucie blondyn popchnął Patricka obiema rękami w tył. Ten jednak wydarł się na niego ale po chwili zaczął odchodzić. Luke wskazał na niego palcem i raz jeszcze coś wykrzyczał. Szybko pobiegłam do korytarza z którego wyszłam i usiadłam na swoje miejsce. Przy okazji wyrzuciłam kubek do śmieci.
Ustaliłam, że będę udawać, że o niczym nie wiem.
W końcu pojawił się Luke.
-Luke! - Zawołałam go.
Uniósł rękę do góry na znak, że usłyszał. Podszedł bliżej a ja w tym czasie wstałam. Zobaczyłam kropelki potu na jego czole, zmierzwione włosy oraz wystające żyły na wierzchu dłoni.
-Coś się stało? Wyglądasz na zdenerwowanego - Wiedziałam co się stało. To znaczy...mniej więcej.
-Nic takiego. Przepraszam, że Cię zostawiłem...musiałem się przejść.
-Nie ma sprawy – Skłamałam. Wkurzyło mnie to, że nic mi nie powiedział.
-Wiesz może co Michaelem? - Znowu próbował odbudować zaufanie?
-Nie mam pojęcia, dopiero się obudziłam.
Dziwiłam się, że był ze mną tu w szpitalu. Przecież to przez niego Mike tu trafił. Pewnie by się tłumaczył tym, że byli pijani.
Luke podszedł do pielęgniarki, spytał o coś a następnie pokazał mi ręką, że mam iść za nimi. Dogoniłam ich a następnie dowiedziałam się, że idziemy do Michaela. -Ara – Odezwał się Luke, bardzo cicho. Nie patrzył na mnie. Miał ręce w bocznych kieszeniach spodni.
-Tak?
-Muszę Ci coś potem powiedzieć.
-Co takiego? - Zaczęłam się denerwować.

-Potem...
-Czemu nie powiesz teraz? - Chciałam się dowiedzieć W TYM MOMENCIE.
-Ara, proszę...
-To ja proszę. Jeśli masz mi coś do powiedzenia to mów teraz! - Naciskałam. Nie chciałam dać za wygraną. Jednak gdy chciałam przekonywać go dalej by mi powiedział dotarliśmy do sali w której leżał Mike. Jego łóżko było pod samym oknem. Leżał z zamkniętymi oczami, głową skierowaną w stronę nieba.
Oczy zeszkliły mi się momentalnie, poczułam łzę na policzku a następnie szybkim krokiem podeszłam do niego.
-Mike? - Jęknęłam. Zaczęłam płakać jeszcze bardziej.
Luke usiadł na krześle po drugiej stronie sali.
-Państwo są rodziną? - Usłyszałam niski, męski głos.
Podszedł do nas lekarz. Był ubrany w biały kitel a w ręku trzymał plik papierów. -Nie, ale najbliższymi znajomymi. Co mu jest?
-Dwa dolne żebra po lewej stronie uległy złamaniu. Czy ktoś z was był świadkiem tego co się stało? - Kiedy spytał oboje umilkliśmy. Byliśmy tam, oboje. Jedno z nas było sprawcą.
Nie powiedział nic więcej. Zaczęłam płakać jeszcze mocniej. Zależało mi na nich obu. Na Michaelu bo o mnie dbał cały ten czas choć czasami miałam wątpliwości. A Lukowi...nie ufałam mu nadal to prawda, ale się starał. Wygonił Patricka spod szpitala, przynajmniej tak to wyglądało. Chciałam mu zaufać.
Dla nas wszystkich byłoby najlepiej cofnąć się w czasie do dnia mojego wyjścia na przystanek autobusowy. Najlepiej byłoby nie wsiadać do auta Michaela i poczekać na autobus. Bardzo ich lubiłam ale gdybym nie pojechała z Mikiem nie wiedziałabym co straciłam. Zarywałabym noce tak jak teraz tyle, że na czytaniu książek a nie uciekaniu. Tylko...jeśli Patrick miał złe zamiary w końcu i tak by mnie dopadł. Za dużo myśli naraz.
Mike otworzył oczy.
-Jeju! - Pisnęłam i położyłam dłonie na jego rozpalonych policzkach.
-Słoneczko – Powiedział tak chicho, że ledwo dało się usłyszeć.
Uśmiechnęłam się od ucha do ucha na to jedno słowo. Luke nie drgnął z krzesła ani trochę.

Następny tydzień przemijał bardzo spokojnie. Spotykałam się z Lukiem tylko w szkole. Zapomniałam zadać mu kilka pytań w szpitalu. Zapomniałam też o tym, że to on miał mi coś powiedzieć.
Mama w tym czasie napisała kilka sms-ów, że niedługo wraca. Czułam, że coś jest nie tak. Zawsze dzwoniła. Twierdziła, że rozmowa przez telefon to nie to samo co w cztery oczy ale sms-y były jeszcze gorsze. Bardzo mnie to dziwiło.
Szłam głównym korytarzem mojej szkoły. Przez ostatnie dni ludzie patrzyli na mnie dość dziwnie. Wyglądałam jak chodzący trup, to by wyjaśniało. Niektórzy pytali co się stało z Michaelem, szczególnie zakochane w nim dziewczyny. Odpowiadałam, że powinny zająć się raczej swoimi sprawami. Wszystkie odchodziły obrażone.
Kiedy szłam na kolejną lekcję przez zatłoczony korytarz na końcu zobaczyłam Luka. Miał na sobie czarne spodnie, swoje czarne, zniszczone conversy i tego samego kolory koszulę która była była u góry rozpięta. Kiedy byliśmy coraz bliżej zobaczyłam, że jest nieogolony a jego włosy nie są ani trochę potraktowane lakierem do włosów. Stanęliśmy przed sobą bez słowa. Luke przeczesał swoje włosy palcami a następnie schował dłonie do kieszeni.
-Hej – Rzuciłam szybko i bez zastanowienia.
-Cześć – Widziałam zdenerwowanie w jego oczach.
Nie zwracaliśmy uwagi na ludzi, staliśmy na środku przejścia więc musieli nas wymijać.
-Miałeś mi coś powiedzieć, tydzień temu.
-Co takiego?
-W szpitalu.
-Ah, nie powiedziałem Ci? No tak... - Zmartwił się jeszcze bardziej. Spuścił wzrok.
-Luke? - Wykrzywiłam głowę by spojrzeć mu w oczy.
-Spotkajmy się po lekcjach pod moim autem. Odwiozę Cię do domu i wszystko opowiem.
-Spotkamy się, ale wrócę sama.
-Nalegam – Popatrzył mi prosto w oczy.
-Zobaczymy. Do zobaczenia – Powiedziałam ostatnie słowa po czym szybko go wyminęłam zostawiając w tłumie.
Nie odwróciłam się. Wiedziałam, że będzie patrzeć. Nie musiałam sprawdzać, żeby wiedzieć. Byłam tego pewna.
-Ara! - Usłyszałam piskliwy głos mojej przyjaciółki.
Lucy mnie dogoniła więc razem poszłyśmy do klasy.
-Jak tam ? - Trzymała w rękach kilka grubych książek. Na pewno było jej ciężko.
-Szkoda gadać – Nie chciałam jej opowiadać o tym wszystkim. Była mi najbliższą osobą dla mnie ale nie miałam na to siły.
-No opowiedz chociaż trochę...Widziałam jak gadałaś z tym blondynem, jak mu tam..?
-Luke.
-Właśnie. Jest strasznie przystojny, nie uważasz?
-Tak, bardzo – do tego chciał mnie zabić, nie ufam mu a teraz Mike leży przez niego w szpitalu – dodałam w myślach.
-Zaczęłaś z nim kręcić, co? Przyznaj się – Zachichotała pod nosem.
-Nie... - Chciałam dokończyć i jej wytłumaczyć ale weszłyśmy do klasy. Na dodatek spóźnione.
Nauczyciel spojrzał na nas spod byka i wskazał ławki. Po chichu poszłyśmy na nasze miejsca. Przez całą lekcje myślałam o tym co chce mi powiedzieć Luke. Miałam teraz dwie lekcje pod rząd w tej samej klasie. Każda sala miała widok na parking więc na tym skupiłam swoją uwagę. Widziałam auto Luka. Idealnie umyte, czarne, drogie auto. Skąd miał na to pieniądze? Zaczęłam myśleć o tym jak dziś wyglądał. Jego kilkudniowy zarost i nieułożone włosy. Jeju, mógłby tak chodzić codziennie. Przypomniałam sobie, że dopiero gdy podszedł bliżej na jego szyi zobaczyłam srebrny łańcuszek. Prawdopodobnie nie zauważyłabym go gdyby nie miał dwóch rozpiętych guzików koszuli. Wyglądał cudownie. Zaraz, czy ja właśnie pomyślałam o tym, że Luke wyglądał cudownie?
Trzask wyrwał mnie z zamyślenia. Przed moją ławką stał nauczyciel. W dłoni trzymał linijkę którą jak mniemam uderzył w ławkę.
-Panienka dobrze się bawi? - Spytał postukują w ławkę plastikiem.
-Przepraszam, zamyśliłam się – Dopiero teraz zobaczyłam, że cała klasa się na mnie patrzy, -No zauważyłam. To nie pierwszy raz. Na co tam tak patrzyłaś? - W tym momencie złapał za zasłonę i lekko ją odchylił.
-Na nic proszę pana – Zaczęłam wyłamywać palce ze zdenerwowania.
-Mogę przekazać panu Lukowi Hemmingsowi, że jest „niczym".
W tym momencie cała klasa zerwała się do okna a ja poczułam, że policzki mi płoną. Kątem oka zobaczyłam, że on tam naprawdę był. Opierał się o bok auta więc nie mógł zobaczyć, że ktoś ze szkoły na niego patrzy. Rozmawiał przez telefon. W pewnym momencie krzyknął i odepchnął się od auta. Nagle cała klasa wydała z siebie głośne lecz dramatyczne „oooo!". Niektórzy rzucali komentarze, że „tym autem możemy pojechać do lasu na szybkie co nie co". Wiedziałam, że jestem cała czerwona. Wbiłam wzrok w ławkę, oddychałam z trudem.
-Mówiłaś, że nic między wami nie ma! - Krzyknęła Lucy obok mnie.
Kiedy na nią popatrzyłam miała zawiedzioną minę.
-Nie odpowiedziałam Ci do końca.
-Ale Ty ostatnio nic mi nie mówisz! Zniknęłaś, wiem. Stało się coś strasznego, martwiłam się przez cały czas. Wszyscy się martwili! Nawet osoby z którymi nie mówisz sobie głupiego „cześć".
-"Cześć" jest bardzo ważne – Wypaliłam. Nie wiedziałam co jej powiedzieć.
Chciałam kontynuować leć nauczyciel mi przerwał.
-Panienki wyjaśnią sobie całą tą sytuacje po lekcji a resztę klasy zapraszam na swoje miejsca – Powiedział po czym wrócił do tablicy. Dziwne, że nie zrobił z tego większej awantury.
-Lucy, porozmawiamy potem? - Spytałam cicho.
-Ty chyba już jesteś umówiona! - Krzyknęła patrząc przed siebie. Zacisnęła usta. Ręce złożyła w pięści i widziałam, że była bardzo blisko płaczu.
-Lucy...
-Przestań! - Wydarła się na co znów wszyscy się odwrócili.
Wypuściłam głośno powietrze. Lekcja dłużyła się nieubłaganie. Próbowałam się skupić na lekcji. Od czasu do czasu spoglądałam na Lucy. Nie spojrzała na mnie ani razu. Nic nie dała sobie nic wytłumaczyć! Gdyby wiedziała co się działo i przez co musiałam...muszę przechodzić, zrozumiałby. Kiedy w końcu usłyszeliśmy dzwonek powoli zaczęłam się pakować. Lucy wrzuciła wszystko do torebki i wybiegła z sali.
-Leć ptaszyno bo Ci książę odjedzie! - Krzyknął któryś z chłopaków do mnie.
Miałam ochotę im coś dosadnie powiedzieć ale się powstrzymałam. Wyszłam z sali. Znów był ogromny tłok. Większość klas skończyła właśnie lekcje. Wyszłam na parking. Od razu zwróciłam na siebie uwagę. Ludzie zaczęli szeptać między sobą.
Pomyślałam o tym co ma mi powiedzieć. Może chciał mi opowiedzieć o tym, o czym się kłócił się z Patrickiem przed szpitalem? Albo, że w ogóle on tam był?
-Hej – Tym razem się uśmiechnął.
-Cześć – Ja niestety nie.
-Coś taka smutna?
-Raczej zawstydzona.
Po chwili namowy z jego strony opowiedziałam mu co zaszło na ostatnich lekcjach. Myślałam, że chociaż część ludzi się wyniesie z parkingu ale niestety nie. Większość osób ciągle tam była. Może byli ciekawi o czym rozmawiamy?
-Miałeś mi o czymś powiedzieć – Próbowałam nie patrzeć na tłum.
-Eh..
-Luke, powiedz to po prostu. Chodzi o Patricka?
-Po części.
-A więc o co jeszcze?
-Twoją mamę.
Zesztywniałam.
-C-coś się stało? - Zaczęłam się jąkać.
-Nie żyje.
-Słucham!? - Krzyknęłam.
-Patrick był tydzień temu pod szpitalem. No wiesz, kiedy w nocy zawieźliśmy Michaela.
Objęłam swój brzuch który bolał od zdenerwowania.
-Widziałam was. Wstałam wcześniej niż Ci powiedziałam. Przepraszam – Czemu przepraszałam?
-Nie przepraszaj.
-Mów dalej – Rozkazałam. Łzy leciały mi już równo.
-Powiedział, że wszystko co „mama" pisała do Ciebie to tak naprawdę on. Zacząłem się na niego wydzierać, co on odpierdolił. Powiedział, że ją porwał. Chciał nas zaszantażować. Domyślił się, że ani ja, ani Mike nie jesteśmy już po jego stronie tylko po Twojej. Zacząłem na niego wrzeszczeć, żeby wypierdalał.
-Jak chciał nas zaszantażować? - Przerwałam mu.
-Porwał Twoją matkę by dostać mnie i Michaela. Nie chciał już Ciebie. On chce zemsty za to, że już dla niego nie pracujemy.
-Ale dlaczego ją zabił? Dlaczego się w ogóle nie odzywał? Może dałoby się to jakoś rozwiązać w logiczny sposób i... - zabrakło mi tchu. Ludzie dookoła nas, zakrywali usta dłońmi i po prostu się gapili.
-Nie wiem dlaczego tak zrobił.
-To z nim rozmawiałeś jakąś godzinę temu tutaj? - Spytałam bardzo cicho.
-Tak. Powiedział, że pojedzie dziś do szpitala.
-Kiedy?
-Niedługo. Ara, musimy tam jechać. 

Woooo! Powróciłam...po długiej przerwie. Chciałabym zakończyć to fanfiction i zacząć nowe aczkolwiek bardzo mi szkoda... Nie ważne. Przepraszam za przerwę i dziękuje osobą które zostały i nie straciły nadziei, że to koniec ;-; Postaram się dodać nowy rozdział szybciej niż za 3 miesiące XD

ZOSTAWIAJCIE KOMENTARZE I GWIAZDKI, ŻEBYM MIAŁA MOTYWACJE! DZIĘKUJE :#

Basement ||M.C & L.H|| PLWhere stories live. Discover now