Rozdział 22.

782 102 9
                                    

-Decyzja należy do Ciebie. Kiwnij głową raz na pierwszą opcję lub dwa razy na drugą. 

Stałam nieruchomo. Nie kiwnęłam głową ani razu. 

-Nieposłuszeństwo. 

Wyjął kolejną książkę. Stałam już na palcach. 

-A może to on ma zdecydować? Nie ruszaj się stąd. -Zaśmiał się. - Przecież nie masz jak.  

Kiedy wyszedł zaczęłam rozglądać się po pokoju. Na de mną wisiała lampka. Nie widziałam za dużo. Tylko krzesło, książki i ja. Patrick wrócił ze związanym Michaelem. Próbowałam coś powiedzieć. Nie mogłam. Czułam, że nic się nie da zrobić. Czułam, że to koniec. Pomyślałam w tamtym momencie o mojej mamie. Na pewno martwiła się jak cholera. Na pewno miała w głowie te okropne scenariusze. Może myślała, że ja już nie żyje? Zapewne siedziała teraz na policji lub w domu zalana łzami. A obok niej moja siostra. Tak bardzo polubiła chłopaków. Szczególnie Luka. Tak dobrze się dogadywali. A teraz ten cudowny blondyn chciał mnie zabić. 

Patrick przywiązał Michaela do krzesła naprzeciwko mnie. 

-No Michael teraz możesz się wygadać Arze. - Patrick stanął obok nas. 

Patrzyłam na chłopaka przede mną. O czym miał mi powiedzieć? Patrzyłam w jego piękne, zielone oczy. Te same które urzekły mnie jakiś czas temu. Lśniące, głębokie choć nie do końca szczere. 

-Michael? Opowiesz nam o swoich zachowaniach? Dlaczego uderzyłeś Arę? Inaczej stanie jej się krzywda. Zostały cztery książki. Widzisz? 

Widziałam jak w jednej chwili chłopakowi napłynęły łzy do oczu. Bał się. Widziałam to. Chciałam mu powiedzieć, żeby się nie bał i powiedział. Patrick ukucnął obok moich nóg. 

-Nie chcesz przecież znów jej skrzywdzić. Prawda? No powiedz. Powiedz nam o sobie. Mów! - Jednym ruchem wyjął książkę spod moich stóp. 

-Powiem! Odłóż książkę. Odłóż... - Mike w końcu się odezwał. 

Nadgarstki bardzo bolały. Do tego dochodziły jeszcze plecy, szyja, nogi na których próbowałam jakoś ustać. 

-Michaelu opowiedz o tym teraz. Inaczej Ara będzie jeszcze bardziej cierpieć. 

Kiedy Mike na mnie popatrzył ja kiwnęłam głową. Chyba zobaczył, że takiego bólu udawać nie można. 

-Mam rozdwojenie jaźni. Kiedy byłem mały tata stosował wobec mnie przemoc. Nawet tą najmniejszą. Zawsze przy tym krzyczał. Dlatego teraz kiedy ktoś na mnie krzyczy „przemieniam" się w kogoś kim nie jestem. Staję się agresywny. 

-Pozwól, że Ci przerwę. - Patrick wstał. 

Opróżnił moje usta. 

-Zostawię was. Pamiętajcie jednak, że jest tu monitoring. Nie próbujcie ŻADNYCH sztuczek. Nie muszę tego słuchać. Przecież ja wiem o wszystkim. Do zobaczenia. 

Drzwi się zatrzasnęły. 

-Kontynuuj. 

-Jak już mówiłem. Staję się agresywny poprzez krzyk prowadzony w moją stronę. Rozumiesz? Dlatego prosiłem Cię abyś nie krzyczała na mnie. Nie złościła się. 

-Mike...Ja nie wiedziałam. Przepraszam. 

-Nie wiedziałaś bo Ci nie powiedziałem. 

-Co teraz zrobimy? 

-Nic nie możemy zrobić. Jest mi tak cholernie przykro. Ara, przepraszam. Przepraszam, że Cię nie potrafiłem ochronić. Przepraszam. 

-Nie przepraszaj. Robiłeś wszystko co mogłeś. 

-Wtedy, kiedy wyjechali nam przed auto. Nie krzyczeli na mnie bo wiedzieli, że kiedy to zrobią to ich pokonam. 

-Rozumiem. Dlaczego tata Cię tak traktował? 

-Miał problem ze znalezieniem pracy. Chciał się na kimś wyżyć. Jestem jedynakiem więc padło na mnie. 

Jeszcze nigdy nie oderwałam wzroku od kogoś przez tak długi czas.

-Miałem wiele siniaków, zadrapań, złamań. Pamiętam sytuację kiedy ojciec wrócił z trzeciej rozmowy o pracę. Siedziałem w kuchni i odrabiałem lekcje. Miałem nie więcej niż dwanaście lat. Mama robiła obiad. Trzymała w ręce nóż. Kroiła coś za mną, na blacie. Tata wparował do kuchni. Złapał ją za ramię i odwrócił. Mama była przerażona. Krzyknął, że znów nic. Chwycił za ten właśnie nóż. Zaczął nim wymachiwać. Podszedł do mnie i krzyknął „Wiesz, że jak nie znajdę pracy to zdechniesz!?". Przyłożył nóż do mojej szyi. Dodał „Chyba, że zdechniesz inaczej". Docisnął go do mojej skóry. Poczułem zimny metal. Polała się krew. W końcu się opamiętał. Uciekł do góry. Mama zadzwoniła na pogotowie. Jakoś tak to się potoczyło. 

-To okropne. Czasami tak sobie myślę. Po co my się właściwie rodzimy? 

-Żeby umierać. Żeby psychopaci mieli nowe ofiary. Żeby więzienia nie były puste. Rozumiesz? 

-Chyba tak. Czy w więzieniu jest miejsce dla Patricka? 

-A czy w niebie jest miejsce dla mnie? 


Kto będzie cierpiał? Jak myślicie? :o

Zostawcie po sobie ślad w formie komentarza i gwiazdki! Bardzo was proszę! No i dawajcie sugestie co miałby się dalej stać ;)

Basement ||M.C & L.H|| PLTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang