Epilog

1.1K 91 45
                                    

  Dziś był ten dzień. Ostatni raz mieli zobaczyć twarz Ross'a. Zanim spuścili trumnę z jego ciałem w ziemię Laura wrzuciła do trumny torebkę zielonej herbaty. "Podziękujesz mi za to, Lynch" szepnęła i oddaliła się od zastygłego ciała przyjaciela. Nie potrafiła powstrzymać łez. Spływały po jej twarzy i skapywały w ziemię. Aktualnie czuła się okropnie. Wiedziała, że to jej wina. Ona złamała jego serce i doprowadziła go do tego. Przez nią nie żyje. Z jej powodu opuścił świat, swoją rodzinę, przyjaciół. Will stał obok niej. Łzy spływały po jego młodej twarzy, nie ważne, jak twardy próbował być. Tutaj było to miejsce i ten moment gdy wszystkie jego smutki mogły wyjść na światło dzienne. Szatynka podeszła i objęła go. Pociągnął nosem i również ją objął. W ciągu ostatnich kilku dni Laura była dla niego wsparciem, a on dla niej. Można by powiedzieć, że ta strata ich do siebie zbliżyła. Ona widziała w nim młodszego brata, a on w niej starszą siostrę, której nigdy nie miał. Laura nie potrafiła jednak zapomnieć słodkiego uśmiechu Ross'a, jego pięknych oczu, niezadowolonego grymasu, śmiechu, chichotu, jego obejmujących ją ramion, jedynego pocałunku. Wspominała ich szczęśliwe chwile. Nie potrafiła zapomnieć o człowieku, który otworzył się przed nią, który jej zaufał i pokazał swoje wesołe oblicze. O człowieku, który ją kochał i był dla niej wsparciem. Czemu musiała być taka głupia? Co może teraz zrobić?

Już nic. Jego nie ma, nie żyje. Jego ciało leży w tej zamkniętej trumnie, którą właśnie spuszczają do tego dołu. Przytuliła Will'a mocniej, gdy zaczął się trząść. Ledwo nad sobą panował. Gdy skrzynia wylądowała pod ziemią odwrócili się i opuścili to okropne miejsce.



Laura szła właśnie przez miasto. Nie była pewna, czy chce to zrobić. Klucze, które musiała oddać na jakiś czas policji by mogli sprawdzić i przeszukać mieszkanie, znajdowały się z powrotem w jej kieszeni. Zaciskała na nich kurczowo rękę. Oni nic nie znaleźli, a przecież są specjalistami. Jak ona ma odkryć cokolwiek? "O co ci chodziło, Ross?" pomyślała. Światło zmieniło się na zielone więc szła dalej. Zaczęła rozpoznawać poszczególne domki. Była tu, ale minęły prawie trzy tygodnie... I tak poznała dom, w którym mieszkała jej bratnia dusza, w którym spędziła wiele przyjemnych chwil, kłótni, oraz gdzie wypiła sporo zielonej herbaty. Była na miejscu. Drzwi ponownie były zamknięte. Wyciągnęła klucze i trzęsącą się ręką przekręciła je w zamku. Pamiętała, gdy on to robił. Przypomniały jej się jego dłonie, które zaciskał na jej własnych, jego palce gdy grał na gitarze. Gdy grał dla niej. Szybko weszła do środka. Nie chciała, by zobaczyli ją jego dawni sąsiedzi. Zamknęła drzwi i rozejrzała się.

Prawie nic się nie zmieniło. To wciąż było to miejsce, w którym tak często ją witał. Tylko było tu cicho. Przeraźliwie. Nie potrafiła tego znieść. Zdjęła buty i kurtkę po czym poszła do kuchni. Otworzyła półkę i wyjęła dwa kubki. Wstawiła wodę. Chwyciła dwie torebki zielonej herbaty i wrzuciła je do kubków. Poczekała chwilę, po czym zalała je wodą. Posłodziła jedną, drugą zostawiła gorzką. Następnie poszła do salonu. Usiadła na kanapie i milczała. Wpatrywała się w miejsce, w którym zapewne by siedział. Z jej oczu raz jeszcze pociekły łzy. Szybko wytarła je rękawem, po czym upiła trochę herbaty, parząc się przy tym. Nie przejmowała się. Wstała szybko, by uciec od wspomnień tego miejsca. Problem w tym, że w tym domu wspomnienia kryły się wszędzie. Pobiegła na górę i znalazła się w jego sypialni. Znów ten przerażający porządek... Przypomniało jej się, że dwa razy spała w tym łóżku. Raz nawet z nim... Wyszła stąd natychmiast. Później poszła do następnego miejsca, które przyszło jej na myśl. Chciała otworzyć drzwi, ale były zamknięte. Szybko wyjęła klucze, znalazła odpowiedni i przekręciła go w zamku.

W jego "bibliotece" nigdy nie było tak smutno. Wszystko było tak, jak wcześniej. Książki na półkach poukładane w lekkim nieładzie, niektóre leżały, inne opierały się o siebie. Żadnego porządku w kwestii rozmiaru ani rodzaju książek. W ten sposób na nutach leżało Lśnienie, obok Harry'ego Pottera znajdował się słownik, Papierowe Miasta przygniatali Krzyżacy. Gitara stała w kącie. Laura nie wytrzymała i po prostu padła na fotel z płaczem. Coś huknęło, ale ona się nie przejmowała. Po prostu płakała. Po chwili miała dość tej wygody. Przez nią nie żyje, a ona pozwala sobie jeszcze na siedzenie w wygodnym fotelu. "Powinnam siedzieć na podpalonej desce z powbijanymi w nią gwoździami" stwierdziła i zsunęła się na podłogę. Oparła się o stolik i płakała dalej. Po chwili podniosła głowę. Sama nie wiedziała, czemu to zrobiła. Zauważyła coś pod fotelem. Jakby książka, ale jednak nie ona... Zauważyła, że już to kiedyś widziała. Ba, doskonale wiedziała, co było w środku.

Darkness Becomes Me - Raura [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz