Rozdział 18.

656 59 3
                                    

*DWA DNI PÓŹNIEJ*

Dzień Ross'a zaczął się normalnie. Wyszedł rano, przed świtem, pobiegać. Klasycznie skierował się na plażę, usiadł na swojej stercie głazów i wpatrywał się we wschód słońca. Niby nic takiego - wielka, życiodajna gwiazda pojawia się na horyzoncie oświetlając zamieszkiwaną przez niego część świata. On, jako człowiek wrażliwy i odnajdujący piękno w zwykłych, pospolitych rzeczach, zachwycał się tym widokiem i nigdy nie miał go dość. Mimo, iż wielokrotnie bolały go od tego oczy. Gdy "pokaz" dobiegł końca zeskoczył z jego dość wysoko położonego punktu obserwacyjnego i biegiem ruszył dalej. Rozmyślał o ostatnich dniach: najpierw nie widywał Laury przez dłuższy czas, później się spotkali i spotkanie to złamało mu serce, umówili się na następny dzień, jednak nie spotkali. Rozmawiali przez telefon po południu. Laura powiedziała, że dzisiaj nie może, bo idzie z Collinem do kina, ale jeśli chce to "mogą się zobaczyć jutro", czyli tego dnia. Chciał ją zobaczyć, ale jednocześnie nie chciał. Wiedział, że mógłby nie wytrzymać i zrobić coś, czego później by żałował, a jej przysporzyło kłopotów, więc wolał siedzieć cicho i izolować się jak zwykle.

Biegł właśnie przez park, gdy zobaczył znajomą twarz. Will siedział na ławce, z papierosem, sprawiając wrażenie zagubionego. Blondyn zatrzymał się, po czym podszedł do kuzyna.

– Wolne? – spytał, a młodszy przytaknął. Chłopak usiadł i wyrwał kuzynowi papierosa. Zaciągnął się i oddał mu jego własność. – Co tu tak siedzisz?

– A tak sobie...

– Obawiam się, że nie rozumiem – wyznał Ross, a William westchnął.

– Chłopaki... Stwierdzili, że nic im ze mnie i mnie wywalili.

– Co zrobili?! – oburzył się blondyn. Doskonale wiedział, że jego kuzyn ledwo się trzyma. Rodzice - alkoholicy - przestali się nim zajmować gdy miał piętnaście lat. W sumie rodzina Ross'a bardzo mu pomogła, jednak nie udało się nakłonić jego rodziców do pójścia na odwyk czy coś w tym stylu. Czerwonowłosy znalazł kolorową ekipę pewnego dnia, gdy miał ledwie szesnaście lat. Przyłączył się do nich i zamieszkał w ich "mieszkaniu" w lesie. Znajdowali wiele sposobów na zarobienie pieniędzy na życie i "drobne wydatki", czyli w tym wypadku papierosy. Próbowali przeciągnąć Ross'a na swoją stronę, ponieważ dysponował sporymi zasobami pieniężnymi, jednak on nie chciał takiego życia.

– No wiem, trochę szokująca wiadomość.

– Szokująca?

– A nie?

– Jak ich dorwę to nogi z zadów powyrywam! Czemu, do cholery, to zrobili?! – przeżywał. Na szczęście ludzi nie było wielu, ewentualni świadkowie strasznie się śpieszyli lub po prostu nie zwracali uwagi na to, co działo się w ich otoczeniu.

– Już ci powiedziałem, nie miałem jak dopłacać się do "rachunku".

– Idziemy tam – warknął Ross, a czerwonowłosy pokręcił głową.

– To nie jest dobry pomysł...

– Mam to, za przeproszeniem, w dupie. Pójdę tam, z tobą lub bez ciebie.

– Niech ci będzie – mruknął i wstał. Blondyna zadowolił taki obrót spraw. Ruszyli prosto w stronę lasu, milcząc. Byli prawie na miejscu. Już czuli charakterystyczny dla tego miejsca odór. Will jakby się nagle skurczył. Nie miał pewności siebie kuzyna, która odnajdywała drogę na światło dzienne tylko w ekstremalnych przypadkach. Blondyn podszedł do drzwi i po prostu je otworzył - z hukiem. Młodszy przelazł za nim i, wepchnięty przez Ross'a, wleciał do "salonu", w którym siedzieli wszyscy mieszkańcy domu. Na jego widok Tyson wręcz zawrzał, a na twarzach Jay'a i Ace'a wykwitło współczucie. Sam William był przerażony, bowiem widział, w jakim stanie jest przywódca tej ekipy.

Darkness Becomes Me - Raura [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz