Rozdział 4.

729 59 3
                                    

  Rano Ross był bardzo niezadowolony. Całą noc padało, rano nie przestało, strasznie zmókł podczas porannego biegu i teraz ciągle kichał. W dodatku Laura nie dawała znaków życia, jego rodzina również. Niby był prze szczęśliwy, ale trochę go to niepokoiło.

No bo przecież już się trochę przyzwyczaił do tego, że Laura chce go gdzieś wyciągnąć. Irytowało go to, ale jednocześnie nie miał nic przeciwko - podobał mu się fakt, że komuś tak zależało na znajomości z nim. A teraz, nagle, nieprzewidzianie, szatynka milczała. Nie odezwała się wieczorem, co zrozumiał. Siedziała przecież na grillu i miała "lepsze zajęcia" niż rozmawianie z nim, bo "ona ma przyjaciół". Jednak fakt, że rano też go ignorowała trochę ostudził zapał blondyna. Myślał, że może, ewentualnie się z nią dzisiaj zobaczy i porozmawiają, jednak tak się nie stało. Siedział w sypialni, pod kocem, z herbatą na stoliku i książką w ręce. No i z telefonem w pogotowiu, jakby coś.



Tym czasem owa szatynka siedziała w domu Lynchów, a dokładnie leżała na łóżku Rydel. Blondynka malowała właśnie paznokcie, a Laura przeżywała właśnie życiowy dylemat. Zadzwonić, czy nie. Napisać, czy sobie darować. Pytała o opinię swoją przyjaciółkę, jednak ta odpowiadała za każdym razem tak samo:

– Twój wybór. Ja tam jestem na niego zła.

Zdanie to wprowadzało dziewczynę w jeszcze większą niepewność. Nie wiedziała, co ma zrobić, wszyscy radzili coś innego. W końcu, dokładnie przy śniadaniu (zostawała u Lynchów na noc) podjęła decyzję. Niesamowite, że płatki owsiane tak ją natchnęły...

– Ej, chodźmy dzisiaj wszyscy do Ross'a.

– Nie wiem, czy to dobry pomysł... – mruknął Riker i wskazał na siostrę, która zaczęła dźgać swoją parówkę.

– Rydel, spokojnie, kiełbaska nic ci nie zrobiła... – uspokajał ją Ratliff, jednak bezskutecznie.

– Ale czemu? Rydel, o co ci chodzi?

– Nie widziałaś, jak uciekał? Drugi raz w tym tygodniu. Tylko dlatego, że go zauważyłam.

– Innymi słowy obwiniasz się o to, że sobie poszedł – stwierdziła szatynka.

– Wcale nie!

– Właśnie że tak – odburknęła Laura, a reszta zgromadzonych przy śniadaniu przytaknęła. Co źle skończyło się tylko dla Ellingtona. A dokładnie dla jego wskazującego palca, którym chciał poprawić włosy blondynki.

– Idźcie, jak chcecie, ale ja się nie ruszam – burknęła.

– Eee ja też zostanę – pisnął Ell przerywając oględziny skrzywdzonego palca.

– W sumie, ja też. Nie chcę iść – mruknął Rocky i wyciągnął telefon.

– Ja za to bardzo chętnie – Riker uśmiechnął się szeroko.

– Ja też – Ryland uśmiechnął się podobnie. Laura wstała, oni za nią. Posprzątali po sobie, po czym wyszli z domu. Rozłożyli parasole i ruszyli tak szybko, jak potrafili, jednak nie biegiem. Po kilkunastu minutach byli na miejscu. Zadzwonili dzwonkiem i czekali. Moknąc.

Nie minęła minuta, a drzwi się otworzyły.

– Idźcie sobie, nie ma mnie – mruknął gospodarz. Laura zauważyła, że wygląda bardzo źle. Miał wory pod oczami, czerwony nos i właściwie był w piżamie składającej się z t-shirtu i dresowych spodni.

– Wszystko gra? – spytał Riker.

– Czy jeśli potwierdzę, to sobie pójdziecie?

Darkness Becomes Me - Raura [PL]Where stories live. Discover now