Rozdział 15.

642 49 1
                                    

  Zwykły dzień w zwykłym mieście. Słońce grzeje, na błękitnym niebie kilka tylko chmurek, raj na ziemi. Ross śpi, ponieważ, na szczęście, zasunął wczoraj rolety, więc nie musi mierzyć się z rażącym światłem poranka. Nagle dzwoni jego telefon. Udaje, że go nie słyszy i śpi dalej. Dzwoni raz jeszcze. Chłopak zaczyna się denerwować, nadal jednak nie odbiera. Dzwoni po raz trzeci i Ross wybucha. Podnosi przeklęte urządzenie ze stolika nocnego, przesuwa palcem po ekranie i przykłada aparat do ucha.

– Lepiej dla ciebie, Will, żeby to było coś ważnego, bo nie ręczę za siebie – warknął na dzień dobry.

– Wybacz kuzynie, nie chciałem cię budzić.

– BYŁO POMYŚLEĆ WCZEŚNIEJ!

– Myślałem, że będziesz już na nogach, w końcu jest 13:00... Biegałeś dzisiaj?

– Biegałem – warczy blondyn, a William mruczy ze zrozumieniem.

– I wszystko jasne... Cóż, chciałem się spytać w imieniu całej naszej ekipy, czy wyjdziesz dziś z nami na plażę – oznajmił czerwonowłosy, a Ross się zamyślił. – Jesteś tam?

– Jestem. Co was tak na plażę wzięło? Myślałem, że wy jak wampiry...

– Nie, chociaż to samo mógłbym powiedzieć o tobie.

– No i masz rację. Nie wiem, zastanowię się.

– Stary, proszę, Tyson mnie zabije, jak się nie zgodzisz...

– Czemu? Poza tym, skoro tak mu zależy, to czemu sam nie zadzwonił?

– Stwierdził że, ze względu na więzy krwi, powinienem dać radę cię przekonać, Ma dzisiaj zły dzień, Jay już dostał w łeb, nie chcę wylądować na OIOM'ie!

– Dobra, wyluzuj. Przyjdę.

– Dzięki, dzięki, dzięki!

– Nie ma za co, odwdzięczysz mi się jeszcze za to.

– Jasna sprawa!

Po czym się pożegnali. Ross westchnął i opuścił łóżko. Zauważył, że wciąż ma na sobie ubrania, w których biegał. Postanowił więc je zmienić, co faktycznie było dobrym pomysłem, bo były ciut toksyczne (cztery godziny biegania w słońcu nie były dobrym pomysłem). Umył zęby jednocześnie przeglądając internet. Nagle napisał do niego Riker.


"Młody, wbijaj jutro na obiad!"


Odpisał, że bardzo chętnie. No bo w końcu i tak nie ma nic lepszego do roboty, nie? Przy okazji wysłał sms'a do Will'a, żeby po niego przyszli, jak będą iść na plażę. Spakował jakieś klamoty typu ręcznik, koc, okulary, książkę, słuchawki... No po prostu wszystko, co potrzebne. Dwadzieścia minut później usłyszał dzwonek do drzwi. Wstał i po prostu wyszedł z domu. Zauważył, że chyba dobrze się ubrał, bo jego towarzysze czekali na niego w szortach i koszulkach polo, lub ewentualnie koszulach z krótkim rękawem. Uniósł brwi na widok swojego kuzyna odzianego w białe polo i karmazynowe szorty. Ten zrobił minę "nie pytaj" i westchnął. Przywitali się, po czym i blondyn wyjął swoje okulary i założył. Zamknął drzwi i wszyscy ruszyli, robiąc jedynie przerwę w Starbucksie na Refreshe. Później skierowali swoje kroki prosto na plażę, sącząc swoje napoje. Ross zauważył na plecach Jay'a jakieś ustrojstwo, więc grzecznie zapytał, co to, u licha, jest.

– To wykrywacz metalu. Znajdę coś ciekawego i oddam na złom - zawsze to jakieś zarobki, które się nam przydadzą, nie? – stwierdził z uśmiechem. Blondyn wzruszył ramionami i zamilkł. Will próbował go zagadać, ale on go ignorował. W między czasie Tyson zdążył zorganizować konkurs, w którym startowali wszyscy oprócz Lyncha, jego kuzyna oraz zajętego Jay'a. Pierwszym, co uczestnicy zrobili po przybyciu na plażę, było wypożyczenie desek surfingowych. Ross glebnął się na koc i leżał tak chwilę. Później obserwował wodne zmagania kumpli, którzy najwidoczniej nie mieli zamiaru wychodzić, nawet po skończonej rywalizacji. Znudziło mu się patrzenie na nich, więc wyjął swoją książkę i zagłębił się w lekturze.

Darkness Becomes Me - Raura [PL]Where stories live. Discover now