Rozdział 5.

698 58 2
                                    

  Ross ocknął się następnego ranka w fotelu. Gitara stała oparta o ścianę, jakby wcale z niej nie korzystał wczorajszego wieczoru. Laptop leżał zamknięty na stoliku, drzwi były otwarte, a z dolnego piętra dobiegał go aromat... naleśników. Przeraziło go to trochę, bowiem mieszkał sam, prawda? Podniósł się i skierował kroki do kuchni, z której niosły się głośne śmiechy. Wszedł do środka przeczesując włosy.

– Dzień dobry!!! – usłyszał i mało nie dostał zawału. Rozejrzał się i zobaczył praktycznie całą swoją rodzinę. Zamrugał kilka razy zaskoczony. Była niedziela, godzina 09:34, a jego rodzeństwo, rodzice i Laura siedzieli w jego kuchni jakby nigdy nic i jedli naleśniki. Coś było nie tak... Pewnie to sen, albo go porwali.

– Co...? – spytał zdezorientowany.

– Zostawiłeś otwarte okno balkonowe, gamoniu! – skarciła go Rydel.

– Czyli wtargnęliście do mojego domu przez otwarte drzwi balkonowe? Tak bez zapowiedzi i żadnego ostrzeżenia?

– Dokładnie tak – odpowiedział mu Rocky i wyszczerzył się dumnie. Laura starała się udawać, że jej tam nie ma. Cokolwiek, byle tylko chłopak się na nią nie gniewał.

Ten jednak tylko usiadł na krześle i zamilkł. Nie wiedział, czego się spodziewali. Może tego, że nagle zacznie im opowiadać o swoim życiu, pytać o to, co u nich, wyjaśni czemu „uciekł" na ich widok. Nie miał jednak takiego zamiaru. Zignorował pytanie o to, co je na śniadanie. Milczał tylko i wgapiał się w swoje bose stopy.

– Ross – upomniała go Laura, a on burknął coś niezrozumiale. Wszyscy westchnęli, a szatynka zapłonęła gniewem. – Masz. Zjeść. Tego. Durnego. Naleśnika.

– Nie – stawiał się.

– Jaki z ciebie gbur!

– A jaka ty jesteś irytująca! – warknął podobnym tonem.

– Przestań!

– Ty zaczęłaś!

– Lynch no!

–Marano!

–Mówię poważnie, Ross.

– Ja też, Laura – stwierdził, po czym posłał jej klasyczny uśmieszek mówiący mniej więcej: „Mam cię".

Reszta wpatrywała się w tę scenę jak urzeczona. Ross, który siedział w tym domu sam od dłuższego czasu właśnie się uśmiecha i dyskutuje z osobą, którą ledwo zna. Przecież to powinno być nowym świętem narodowym, prawda?

–Nie gadam z tobą! – obraziła się

– No spoko – odparł i wzruszył ramionami. Następnie wziął się za grzebanie w naleśniku.

Po dłuższej chwili spędzonej na sekcji zwłok placka posmarował go cienką warstwą dżemu i zjadł, chociaż niezbyt entuzjastycznie. Więcej nie tknął, choćby się go szantażowało. Nie, miał dość. Jeden placek to za dużo.

Później rodzina zaczęła się tłumaczyć, co tak właściwie tu robią. Dowiedział się, że przyszli gdzieś mniej więcej o ósmej. Drzwi były zamknięte, a on nie reagował na dzwonki, więc cali spanikowani zaczęli szukać innego wejścia. Znaleźli otwarte drzwi na balkonie, więc chłopcy pomogli Laurze się tam dostać, a ona, widząc śpiącego jak suseł blondyna, natychmiast się uspokoiła, zbiegła na dół i otworzyła drzwi wejściowe. Wszyscy spokojnie weszli do środka i zajęli się robieniem śniadania.

Nadal nie umiał uwierzyć, że tak jakby włamali mu się do domu, jednak po kubku zielonej herbaty uspokoił się na tyle, by nagle kogoś nie pobić. Siedział sobie obok Laury, jednak nie za blisko. Dziewczyna raz popełniła ten błąd, nie miała zamiaru popełnić go raz jeszcze.

Darkness Becomes Me - Raura [PL]Hikayelerin yaşadığı yer. Şimdi keşfedin