Dzień był suchy. Nie padało, więc Ross na spokojnie mógł pójść chwilę pobiegać. Wstał, jak zwykle, około 04:00, zdążył uczynić co miał rano w zwyczaju, pobiec na plażę i pooglądać wschód gwiazdy porannej. I ma się tu na myśli słońce, nie pana L.
No więc po powrocie do domu, czyli około godziny 06:30, zaparzył sobie zielonej herbaty i opadł na kanapę w celu odpoczęcia. Wziął głęboki oddech i uśmiechnął się do siebie. Rozejrzał się. Zobaczył kilka pamiątek po wczorajszej wizycie jego rodziny, takich jak pełna zmywarka lub pełna lodówka. I pełny kosz. Trzeba zrobić z tym porządek...
Pięć minut później siedział w łazience biorąc prysznic i myjąc, jak zauważył, tłuste już włosy. Nie lubił mieć tłustych włosów, taki nawyk z życia pod jednym dachem z Rydel. Gdy wybiła dziewiąta oglądał właśnie telezakupy i podgryzał mango [taa jeszcze tylko pomidorówki potrzebuje... -Iz]. Nagle zadzwonił jego telefon. Namęczył się z sięgnięciem po niego (siedzenie w miejscu było taakie wygodne], kiedy w końcu odebrał, brzmiał jakby przebiegł maraton.
– Halo? – spytał.
– No hej. Biegasz? – spytała Laura.
– Eee... Chyba nie.
– To świetnie. Wiesz, zajrzałam wczoraj do tego twojego zeszytu i muszę powiedzieć, że
"Piosenka #1" jest w porządku. Mogłaby być tylko ciut bardziej optymistyczna i...
– I bardziej nie-w-stylu-Ross'a, tak?
– Hmm... Może? Szczerze to chciałabym ją usłyszeć kiedyś...
– Hmm... Może? – przedrzeźniał ją, a ona powtarzała po nim: "Hmm...? hmm...?". – To było trochę dziecinne.
– Dziecinne będzie, jak wlezę na diabelski młyn i będę straszyć Rydel.
– Chyba cię nie rozumiem.
– Ach, no wiesz, idę dzisiaj z twoim rodzeństwem do wesołego miasteczka. Wiesz co to? Karuzele, wata cukrowa, dobra zabawa, społeczność...
– Zajarzyłem, kolejna rzecz nie-w-stylu-Ross'a. Miłej zabawy życzę.
– I ja tobie też jej życzę. Nie wiem, co będziesz robił, ale mimo wszystko.
– Eee... Dzięki. Pozdrów ich.
– O mój Boże, następnym razem rozmawiam z tobą na głośniku z włączonym dyktafonem. Nikt mi nie uwierzy, jak ich od ciebie pozdrowię!
– Przykro mi. Mam nadzieję, że będzie inaczej. W każdym razie życzę miłego dnia i, proszę, nie dzwoń dziś do mnie, pogrążam się w otchłani rozpaczy.
– To są twoje plany na dzisiejszy dzień?
– Chyba tak.
– W takim razie oczekuj mnie wczesnym wieczorem. Miłego dnia, panie aspołeczny.
Po czym się rozłączyła, a blondyn odrzucił od siebie telefon. W sumie to nie wiedział, co będzie dzisiaj robił, najprawdopodobniej przeczyta sobie Szukając Alaski. Później pomyśli trochę nad sensem życia, a później zje sobie swój obiad - banana.
To są właśnie, jakże ambitne, plany na prawie cały dzień stworzone przez Ross'a w jakieś pół minuty.
Jak się okazało, czytanie zajęło mu dość dużo czasu - podzielił więc, jednak, jabłko na sześć części i zjadał każdy kawałek tak jakoś po godzinie.
ESTÁS LEYENDO
Darkness Becomes Me - Raura [PL]
Fanfic[Akcja opowiadania rozgrywa w 2016 roku] Ross Lynch to dwudziestolatek, który odciął się od swojej rodziny. Unika kontaktów ze światem. Jest sam i to mu odpowiada. Do czasu. Jedna osoba jest inna i nie daje się zbyć "ciężkiemu" charakterowi chłopa...