Rozdział 39.

1.4K 87 12
                                    

MOLLY

Obchodziliśmy ósme urodziny Layli. Charlie już kilka dni przed tym wyjątkowym dniem powiedział mi, abym nie nastawiała się na nie wiadomo jak wielką imprezę rodzinną. Duże przyjęcia urodzinowe nigdy nie były w ich stylu, dlatego nawet mnie to nie zdziwiło. Zakładałam, że będzie to po prostu spokojne popołudnie spędzone w gronie najbliższych osób. Tak też się stało.

Oprócz rodziny Conleyów w salonie zebrałam się również ja i tata, z którym rodzice Charliego mocno odnowili kontakt, kiedy nasze drogi znowu się spotkały.

Layla wyglądała na bardzo szczęśliwą. Miała na sobie pastelową niebieską sukienkę, sięgająca do jej kolan, a jej włosy zostały upięte w dwa warkocze, które bardzo dodawały dziecięcego uroku. Uśmiech sam nie schodził mi z ust, widząc jej radosną twarz na widok wszystkich zebranych osób i wypływających w jej stronę urodzinowych życzeń. W pewnych momentach jej policzki zdobił dziecięcy rumieniec, gdy zaczynały trwać trochę dłużej, niż było to potrzebne, ale dziewczynka mimo to nawet przez chwilę nie przestała nosić ze sobą aury zarażającej nas wszystkich jej świetnym humorem.

Zjedliśmy wspólnie czekoladowy tort, zaraz po tym, jak Layla pomyślała swoje życzenie, a następnie dmuchnęła świeczki. Była naprawdę rozczulająca, kiedy osobiście każdemu przynosiła talerzyk z kawałkiem ciasta. I to nawet nie tak, że ktoś jej kazał to zrobić albo poprosił, aby tak się zachowała. Sama zdecydowała, że skoro to jej urodziny, to każdy osobiście dostanie od niej swój kawałek i nie było w tej kwestii nawet pola na jakiekolwiek rozmowy.

Zajadałam się kawałkiem ciasta, bo było naprawdę pyszne. Zresztą sama byłam ogromną fanką czekolady i wszystko, co było tylko z nią związane, było dla mnie czystym ideałem. Ciasteczka czekoladowe, babeczki, lody, ciasta, budyń - wszystkie te rzeczy mogłabym wyliczać i wyliczać, a byłam pewna, że ciężko byłoby znaleźć coś, co byłoby niedobre.

Trochę przykro robiło mi się, kiedy spoglądałam na Charliego, który jedynie dziubał łyżeczką w swoim kawałku. Wziął może dwa, maksymalnie trzy gryzy ciasta, a reszta została na porcelanowym talerzyku nawet nietknięta. Nie miał w ogóle apetytu, co było widać po jego ciele i ubraniach. Większość koszulek leżała na nim jakby były co najmniej o dwa rozmiary za duże, a do każdych spodenek potrzebował paska, bo w innym wypadku po prostu mu spadały.

Już na pierwszy rzut oka można było dostrzec, że chłopak bardzo schudł. Sam był tego również świadomy. Kości policzkowe w ciągu ostatnich dni o wiele bardziej się uwydatniły. Ręce zrobiły się chudsze, a łapiąc go za dłoń, nie czułam delikatnej, miękkiej skóry. Zrobiła się sucha, o wiele mniej przyjemna w dotyku. Była taka drobna, wydawała się niemal krucha.

To okropne spoglądać na osobę, którą darzy się miłością i jednocześnie widzieć, jak każdego dnia zostaję jej coraz mniej. Jak rozpada się na kawałki, które śmiertelna choroba zabiera jeden za drugim. Jak gaśnie w oczach, a przy każdym ruchu towarzyszy ból.

Nie tylko ten fizyczny, ale także ten psychiczny. Skoro my z łatwością mogliśmy dostrzec, jak znikał, to jak on musiał czuć się z tą myślą? Jak musiał czuć się, patrząc codziennie w lustro, widząc, że jego skóra zrobiła się niemal przezroczysta? Jak musiał się czuć, kiedy z ogromnym trudem i wysiłkiem podnosił się z własnego łóżka?

Czułam strach na samą myśl tego, co musiało dziać się w jego głowie. Czy bał się tego, co miało nadejść? Czy dużo o tym myślał? A może jednak starał się tego nie robić i podchodził do tego ze spokojem, skoro wiedział, że i tak nie mógł już nic zaradzić?

Wieczorem razem z Charliem i jego siostrą usiedliśmy na podłodze, aby ułożyć nowe opakowanie puzzli. Podekscytowana Layla ściągała z niego folię, ciesząc się na widok setek małych elementów.

Make You ForgetWhere stories live. Discover now