Rozdział 8.

3.4K 120 3
                                    

MOLLY

Ani jedna rzecz nie poszła po mojej myśli. Dosłownie.

Kiedy razem z Charlotte zbierałyśmy te wszystkie rzeczy, czułyśmy, że to jedyna szansa, by w końcu uwolnić się od chłopaków.

A okazało się inaczej.

Brak jakiejkolwiek reakcji Charliego, kiedy próbowałyśmy mu udowodnić, że jego groźby już nic nie zdziałają, był dla nas zaskoczeniem. Szczególnie że oskarżenia na nich i dowody, które dostałyśmy, naprawdę nie wydawały się lekkie i mogłyby zaszkodzić, nie ważne, jak dobrą mieliby reputację w szkole.

Czułyśmy, że mamy ich w garści. Byłyśmy tego niemal pewne.

A okazało się, że jedynie straciłyśmy kilka dni, bo na Charliem nie zrobiło to żadnego wrażenia, a jedynie nas wyśmiał. Jego przepełniony ironią głos ciągle odbijał się w mojej głowie.

Przegrałyśmy.

Wszystko zaczęło się walić, a ja z każdą sekundą czułam, jakby kontrola, którą jeszcze tak niedawno czułam, właśnie przemykała mi przez palce, a ja mimo prób, za nic w świecie nie mogłam jej ponownie złapać.

Wspomnienia sprzed dwóch lat zaczynały wracać do mnie ze zdwojoną siłą, kiedy dochodziło do mnie, że prawdopodobnie właśnie straciłam swoją jedyną szansę na spokój i nawet stojąca obok mnie Charlotte nie mogła mi już więcej pomóc. Teraz wiedziałam, że historia zacznie się powtarzać, bo niezależnie od tego, czy w końcu zgodzę się na jego propozycję, czy nie, na pewno zostanę przez niego upokorzona. Nie mogłam sobie nawet wyobrazić, jaki mógłby inny powód, dla którego po tak długim czasie się do mnie przyczepił.

A ja byłam tym już tak strasznie zmęczona. Potrzebowałam choć kilku dni spokoju. Ciszy w głowie, a nie ciągłego bałaganu i chaosu, który pojawiał się tam, niczym bumerang, gdy Conley znowu próbował zburzyć mój mur obronny przed nim.

Bo on ciągle nie dawał za wygraną.

Dlatego, kiedy nadszedł czas podjęcia ostatecznej decyzji, ledwo słyszalnym głosem wyszeptałam:

- Zgadzam się.

I już wtedy, gdy te słowa wydostały się z moich ust, czułam, że ta decyzja sprawi, że moje nigdy do końca niezagojone serce będzie krwawiło niewyobrażalnie mocno już za kilka miesięcy.

***

Pięć spotkań z Charliem. Pięć.

Na początku zastanawiałam się, jak miałyby one wyglądać. Przecież niemożliwym wydawało mi się spędzanie czasu z człowiekiem, na którego prawie nie potrafiłam patrzeć, a co dopiero przeprowadzić rozmowę, która nie skończyłaby się chęcią wydrapania mu oczu, albo zrobienia czegokolwiek innego, byleby się w końcu ode mnie odczepił. Raz na zawsze.

Ale po dłuższej chwili uznałam, że zamartwianie się tym nie miało najmniejszego sensu, bo kto jak kto, ale Charlie Conley nie zasługiwał na miejsce w mojej głowie. Nawet jeśli co chwilę uparcie do niej wracał.

Próbowałam ze wszystkich swoich sił cieszyć się tymi na pozór spokojnymi chwilami, gdy nie czułam na sobie jego spojrzenia, nie słyszałam gdzieś niedaleko siebie tego denerwującego śmiechu albo nie musiałam ukrywać się w jakiś ciemnych korytarzach, aby uniknąć spotkania z nim.

Podczas tych ostatnich dni, gdy unikanie Charliego stało się moim głównym zajęciem na szkolnych korytarzach, często towarzyszyła mi Charlotte, która nie raz była rozbawiona moim zachowaniem, ale wiernie mi towarzyszyła. A robiłam to dlatego, że naprawdę nie spieszyło mi się do rozmowy z nim, ani późniejszego spotkania. Niestety, wiedziałam, że prędzej, czy później nie będę miała wyjścia, skoro już się na nie zgodziłam.

Make You ForgetWhere stories live. Discover now