Rozdział 16.

3.4K 130 2
                                    

Molly

Przez kolejne dni ciągle nie czułam się za dobrze. Na zmianę spałam i kręciłam się na łóżku, kiedy wysoka gorączka nie dawała za wygraną. Gdy nie mogłam już znieść takiego bezczynnego leżenia, robiłam sobie krótkie spacery z mojego pokoju do salonu, jednak szybko się one kończyły, bo nie miałam na nie wystarczająco dużo energii.

Czasami dalej towarzyszyły mi dziwne sny. Jednak było ich coraz mniej, a za prawdziwą wygraną uznałam fakt, że nie przyśnił mi się więcej Charlie. To byłby dosłownie koszmar. Naprawdę wystarczał mi widok jego twarzy w szkole lub na naszych pojedynczych spotkaniach, nie potrzebowałam jeszcze w swoich snach. W końcu mój organizm miał odpoczywać, a nie przejmować jego widokiem.

Chociaż z tego, co zdążyłam zauważyć, to sam chłopak nie pozwalał mi tak łatwo pozbyć się go z mojej głowy. Idealnym dowodem na to, były jego odwiedziny.

Nie mogłam zrozumieć, co nim kierowało, kiedy uznał, że przyjście do mnie, gdy byłam słaba, miałam gorączkę i ciężko było mi wypowiedzieć jakieś dłuższe zdanie przez bolące gardło. A on przyszedł sobie do mnie, jakby nigdy nic i rozłożył się na krześle. Rozmawiał ze mną, choć zwykłą rozmową nie byłabym w stanie tego nazwać. Raczej próbowaliśmy to zrobić, choć jego nazwanie mnie swoją "ulubioną przyjaciółką" zniechęciło mnie już na samym starcie.

Dlaczego mnie tak nazwał? Przez ostatnie dwa lata nie dałam mu nawet jednej okazji, przez którą mógłby pomyśleć, że nie chowałam do niego żadnej urazy. A kiedy zobaczyłam jego głowę wystająca zza drzwi do mojego pokoju, gdybym miała trochę więcej sił, z pewnością wstałabym i przez te same drzwi bym go wyrzuciła.

Co on sobie w ogóle myślał? Że przyjdzie tutaj, powie kilka niby miłych słówek, które mają pomieszać mi w głowie, a ja o wszystkim zapomnę?

Niedoczekanie.

Nie znosiłam go z całego swojego serca, a kiedy chociaż przez myśl przeszła mi jedna, malutka myśl, że może jednak się zmienił, to on za każdym razem skutecznie udowadniał mi, w jak dużym błędzie byłam.

I nawet jeśli jego ruch mógł wydawać się w jakimś stopniu miły, bo przecież mnie odwiedził i jeszcze przyniósł mi moją ulubioną zupę, to czułam, że gdzieś w powietrzu wisiał haczyk. Nawet jeśli jeszcze nie byłam w stanie go dostrzec, to wiedziałam, że w końcu Charlie znowu zrobi coś, przez co będę z jeszcze większą motywacją odliczać każdy dzień, aż nasze pięć spotkań dobiegnie końca, a ja w końcu dostanę upragniony spokój.

Jeszcze tylko cztery spotkania. Dam radę. Muszę.

I jakby nie patrzeć, to naprawdę miałam rację, bo zaledwie kilka sekund później okazało się, że Charlie wymusił na mojej przyjaciółce, żeby powiedziała mu, gdzie się znajdowałam. Okazało się, że chciał mi przekazać termin naszego kolejnego spotkania, jednak zniszczyłam mu wszystkie plany swoją chorobą.

Sam był sobie winny. Wystarczyło być uważnym kierowcą i nie ochlapywać ludzi wodą z kałuży.

Oczywiście okazało się, że nie był sam. Byli z nim Kayden i Levi, ale właśnie ten pierwszy najbardziej groził Charlotte.

Nie mogłam się jednak dowiedzieć, co dokładnie jej powiedział, bo dziewczyna została tak przez niego zastraszona, że kiedy tylko próbowałam poruszyć ten temat, ona natychmiast go zmieniała, jej głos zaczynał się trząść i prosiła, żebyśmy o tym nie rozmawiały.

Nie miałam pojęcia, co tam się stało, ale miałam ochotę udusić Charliego i tę jego zgraję gołymi rękoma, przysięgam. Nawet jeśli na co dzień nie miałam takich zapędów, to już na sam dźwięk tych imion wzrastała we mnie agresja.

Make You ForgetWhere stories live. Discover now