Rozdział 27.

2.2K 101 9
                                    

CHARLIE

Słońce zdążyło schować się za horyzontem. Na niebie zamiast ciepłych kolorów widoczne były gwiazdy. Setki, a może nawet tysiące małych światełek, a trochę dalej patrzył na nas księżyc, w którego jasnym świetle, chlapaliśmy się ciepłą wodą.

Pewnego dnia, gdy byłem jeszcze małym chłopcem, pamiętam, jak dziadek powiedział mi, że trzeba być dobrym człowiekiem i codziennie modlić się do Boga o długie życie. Aby pomógł nam wytrwać każdy dzień w zdrowiu i pozwolił jak najdłużej cieszyć się światem, który stworzył.

Kiedy zacząłem dorastać, zauważyłem, że na cmentarzach pojawiało się coraz więcej grobów. Ale nie ludzi starszych, którzy przeżyli po siedemdziesiąt, osiemdziesiąt, czy nawet sto lat i więcej. Daty pokazywały, że spoczywały tam ciała osób niewiele starszych ode mnie. Mój wzrok jednak zawsze najbardziej przykuwały nagrobki zaledwie kilkumiesięcznych dzieci.

Zadałem wtedy dziadkowi nurtujące mnie pytanie. Czy te wszystkie osoby nie były wystarczająco dobre, aby dożyć starości?

Odpowiedział mi, że widocznie Bóg tak chciał.

Spojrzałem wtedy na jego pomarszczoną twarz, nie wierząc w jego słowa.

Nie rozumiałem. Czego chciał? Cierpienia niewinnych rodziców, którzy stracili swoje dopiero co narodzone dziecko?

Płaczu matki, która wraca każdego dnia do domu i nie zastaje w nim swojej nastoletniej córki, a dom nagle staje się jeszcze cichszy niż wcześniej?

Żalu rodzeństwa, które z każdą godziną tęskni jeszcze bardziej, tęskniąc za swoim bratem lub siostrą?

A może bezsilności człowieka, który zdążył pokłócić się z tą osobą, ale nie miał wystarczająco czasu, aby wszystko wytłumaczyć i się pogodzić?

Czego chciał? Rozpaczy, rozdzierającego krzyku gardło, słonych łez? Widoku trzęsących dłoni, które po raz ostatni dotykały zimne ciało zmarłego?

Zapytałem: dlaczego?

Nie odpowiedział.

Dzisiaj zapytałbym: dlaczego Bóg chce, żebym i ja umarł, nie doczekując starości?

Choć za każdym razem, gdy zadawałem sobie w myślach to pytanie, moje gardło ściskało się, chciałbym poznać na nie odpowiedź. Jednak wątpiłem, abym kiedykolwiek było mi to dane.

Po wejściu w okres dojrzewania dostrzegłem śmierć, jako coś przerażającego.

Nikt jej nie widział, a jednak to ona powodowała najbardziej gorzkie łzy, najszczersze wyznania miłości, najsilniejsze uczucia. Pozostawiała po sobie jedynie chłód i wspomnienia.

Pamiętałem, jak pewnego słonecznego dnia podszedł do mnie w szkole pewien chłopak. Nie znałem go. Mógłbym nawet powiedzieć, że nigdy nie widziałem go na oczy. Wyglądał całkowicie normalnie. Był ubrany w czarną bluzę, niebieskie jeansy. Nic nadzwyczajnego. Włosy miał lekko falowane, a twarz opaloną.

Jedyne, co mi powiedział, to że lepiej mieć życie krótkie, ale szczęśliwe i pełne chwil, które wspominamy z uśmiechem na ustach. Żeby cieszyć się z każdych chwil i szukać w nich pozytywów, nawet jeśli wydaje nam się, że świat wali nam się na głowę. Aby robić to, co sprawia, że jesteśmy szczęśliwi. Bo lepiej mieć takie życie, niżeli długie, ale jednocześnie smutne i pełne rozczarowań.

Wtedy jeszcze nie rozumiałem, jak wielką moc miały jego słowa. Pokiwałem głową, trochę nie rozumiejąc, dlaczego wybrał akurat mnie. Ale uśmiechnąłem się do niego miło. A kiedy odchodził, powtórzył kilka razy, abym pamiętał.

Make You ForgetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz