Rozdział 37.

1.4K 83 1
                                    

MOLLY

Czy ja wcześniej powiedziałam, że nawet Charlie nie był w stanie odciągnąć moich myśli od tego, co przydarzyło mi się w szkole?

Odwołuję to. Odwołuję każde najmniejsze słowo.

Zrobił to.

Kiedy przyszedł do mnie z ciastem i próbował przekonać do wspólnego wyjścia, nie spodziewałam się niczego aż tak zaskakującego. Sądziłam raczej, że spędzimy ten wieczór w jakimś miłym, przyjemnym miejscu, może wybierzemy się razem na spacer, a może zjemy po kolejnej tego dnia już gałce lodów. A potem wrócę do domu w trochę lepszym humorze i jedyne, o czym będę marzyć, to położenie się do łóżka, aby na następne kilka godzin nie musieć myśleć o tych nieszczęsnych kościach w mojej szkolnej szafce.

Ale nie stało się tak. Nie spodziewałam się chyba ani jednej rzeczy, która się tego wieczoru wydarzyła. Ja nawet o niczym takim nie marzyłam.

Nie potrafiłam przestać odtwarzać tej końcówki dnia w głowie. Wcześniej byłam niemal pewna, że będzie ona okropna i na pewno stanie się coś złego, a teraz wiedziałam, że nie mogłam wymarzyć sobie nic piękniejszego.

Te wszystkie unoszące się na niebie lampiony, zwiastujące nadejście szczęścia, udzielająca się mnie samej radość zebranych tam razem z nami ludzi, słowa Charliego i moment, w którym powiedział, że mnie kocha, a następnie uczucie jego ust na moich.

Czułam się, jakby to wszystko nie wydarzyło się naprawdę, a było jedynie snem, z którego się nie obudziłam. I jeśli taka okazałaby się prawda, to miałam nadzieję, że jeszcze naprawdę długo się z niego nie obudzę, bo były to zdecydowanie najlepsze chwile mojego życia. Nie chciałam nigdy o nich zapomnieć.

Zamiast tych złych momentów mojego życia, których w ostatnich miesiącach kilka się zebrało i nawiedzały moje myśli zdecydowanie zbyt często, pojawiły się w nich chwile naprawdę warte tego. Pełne szczęścia oczy Charliego, które świeciły niemal tak jasno, jak unoszące się wokół nas lampiony.

Wiele razy widziałam go radosnego, ale chyba nigdy aż tak. Małe iskierki były jednym z moich ulubionych widoków już od lat. Ale nigdy nie pojawiały się tak licznie i nigdy nie świeciły aż tak jasno. W ostatnim czasie nawet trochę przygasły, zapewne przez wpływ choroby Charliego, która trochę tej beztroski mu zabrała, ale wiedziałam, że ta jedna chwila, w której je zobaczyłam, zdecydowanie nie umknie mi z zakątków pamięci.

Był to moment tak nieprawdopodobny. Zobaczyłam w nim tak pełno życia, które przecież tak bardzo chcieliśmy doznać.

Całą noc już nie wróciłam myślami do tego okropnego zdarzenia ze szkoły. Można nawet powiedzieć, że o nim zapomniałam na rzecz o wiele magiczniejszego momentu, który odtwarzał się w mojej głowie od początku, jakby był tylko obejrzanym przeze mnie filmem.

Ale to wydarzyło się n a p r a w d ę.

Powiedział, że przejęłam jego serce. Że zrobiłam to już wiele lat temu.

Na plaży spędziliśmy jeszcze co najmniej dwie godziny. Nie wiedziałam nawet dokładnie ile, bo w przestało mieć to dla mnie znaczenie. Korzystałam z każdego momentu, bo miałam wrażenie, że już nic bardziej wyjątkowego po prostu nie miało prawa istnieć.

Udało nam się wypuścić w powietrze wspólny lampion, wierząc, że uda mu się przynieść nam same dobre momenty i szczęście, a zabierze wszystkie problemy razem ze sobą.

Do pokoju wróciłam już naprawdę późno w nocy, ale nie czułam zmęczenia. Zaśnięcie wydawało mi się w tamtym momencie niemożliwe, przez mnóstwo emocji, którymi byłam naładowana. Czułam się jednak o wiele lepiej niż wcześniej, bo były to same pozytywne uczucia, a nie stres, strach i poczucie niepewności jak wcześniej. Na ustach miałam najprawdziwszy, najszczerszy możliwy uśmiech, choć jeszcze kilka godzin temu nie byłam pewna, czy pojawi się on u mnie w ciągu najbliższych kilku dni.

Make You ForgetDonde viven las historias. Descúbrelo ahora