Rozdział 13.

3.2K 110 6
                                    

MOLLY

Od mojego ostatniego spotkania z Charliem zdążyło minąć już kilka dni. Ku mojemu zdziwieniu był to czas, kiedy nie potrafiłam o nim zapomnieć. I to wcale nie dlatego, że chłopak był niemiły, dogryzał mi, był ironiczny, a właśnie dlatego, że przez większą część tego wieczoru był właśnie Charliem, jakiego zapamiętałam sprzed czasu, gdy tak bardzo mnie zranił.

Nie ubliżał mi, nie próbował specjalnie mnie zestresować, wystraszyć, ani zrzucić z atrakcji. Nie byłam nawet pewna, czy faktycznie by się tak dało, ale wiedząc, że moim towarzyszem był Charlie Conley, byłam niemal pewna, że znalazłby sposób, aby to zrobić.
Ale on zachował się kompletnie inaczej. Kiedy zauważył, że zagościł we mnie strach, który odbierał mi możliwość zakończenia toru, pomógł mi. Nie wybuchł śmiechem, nie patrzył na mnie z politowaniem, a podszedł do mnie i pomógł mi przemóc strach. Co prawda nie było idealnie, bo czasami zdarzyło mu się powiedzieć coś uszczypliwego, ale ten wieczór naprawdę był dla mnie całkiem przyjemny. Nawet jeśli spodziewałam się czegoś innego.

Miło było wrócić chociaż na chwilę do czasów, gdy będąc dziećmi, spędziliśmy kilka godzin w podobnym parku linowym.

Przez jakiś czas, poczułam się, jakby to naprawdę wróciło.

Do domu Charlie odwiózł mnie kilkanaście minut przed godziną dziesiątą, a ja musiałam przyznać, że wróciłam do niego z uśmiechem majaczącym się na mojej twarzy. Oczywiście ukrywałam go, tak bardzo, jak tylko mogłam, żeby nie zauważył. Mógłby się wtedy poczuć jeszcze pewniej, czego nie chciałam.

Wysiadając z samochodu, pożegnałam się szybko i skierowałam do drzwi.

– Molly? – Usłyszałam głos chłopaka.

Odwróciłam się w jego stronę, będąc pewna, że musiałam zapomnieć czegoś zabrać. Ale w życiu nie spodziewałam się, że moim oczom ukaże się Charlie trzymający bukiet różowych, pięknych kwiatów.

Spojrzałam na niego zaskoczona.

Naprawdę nie dowierzałam w to, co się działo. Przecież ten człowiek był całkowicie inny.

– Są dla ciebie, Rudzielcu. Żebyś pamiętała, że walentynki wcale nie muszą być takie złe.

Nie byłam do końca pewna, czy sobie nie żartował. Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę, myśląc, że zaraz powie, że tylko mnie wkręcał, ale on stał naprzeciw mnie całkowicie poważny.

Przeniosłam wzrok na kwiaty. W nich też nie zauważyłam nic podejrzanego.

Niepewnie wyciągnęłam ręce, przejmując od niego bukiet.

Na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech, którego nie potrafiłam już przed nim ukryć. Ten gest mógł się wydawać nic nie znaczący, ale mnie naprawdę wzruszył.

– Dziękuję, są naprawdę śliczne – powiedziałam szczerze. – Co to za kwiaty?

– Cynie.

Od tamtego momentu bukiet stał w moim pokoju, do którego wprowadził trochę życia.

Może popadałam w paranoję, ale tak ciężko było mi uwierzyć, że Charlie zdobył się na coś tak serdecznego w stosunku do mnie, było dla mnie wręcz niewyobrażalne. Po przekroczeniu progu domu przeglądnęłam kwiaty dokładniej w poszukiwaniu jakiś okropnych robali, przez które nie zasnęłabym później w nocy, nawet jeśli okazałyby się sztuczne, albo nawet jakiejś minimalnej ukrytej kamerki, ale nic takiego nie znalazłam.

Czy on... zrobił to dla mnie? Tak po prostu? Bez żadnego haczyka?

Kiedy tata zobaczył kwiaty, a potem moją minę wyrażająca szok, zdziwienie, niedowierzanie i tysiąc innych emocji, tylko uśmiechnął się pod nosem, mamrocząc cicho:

Make You ForgetOù les histoires vivent. Découvrez maintenant