— Wasza obecność jest dla nas niebezpieczna. — odrzekł, wódz wioski.
— Ale przecież nas potrzebujecie. — odparła hardo, Nia. Lilah spojrzała na nią z naganą, by ta się nie wtrącała i tym bardziej nie pogarszała ich kruchej sytuacji. Daverin wyciągnęła rękę, by ją powstrzymać, ale ta jej się wyrwała i stanęła obok Ahsoki. Kobieta cicho westchnęła. — Nie możecie walczyć sami.
— Nie będziemy z nimi walczyć. Wolimy umrzeć niż zabijać innych. — odpowiedział, Tee Watt Kaa.
Lilah prychnęła głośno zniesmaczona, przykuwając na siebie spojrzenia pozostałych. Jakże niedorzeczne i niezrozumiałe wydawały się być słowa wodza wioski, który tak stanowczo odrzucił możliwość obrony. Była Jedi, nauczona obrony maluczkich i sprawiedliwości wobec innych, ale wiedziała, jak nużąco niespełna neutralna postawa Tee Watt Kaa, mogła przyczynić się, skazując tym mieszkańców wioski Lurmenów na zagładę. Czuła, jak żal zaczął kiełkować w jej sercu, spychając na bok poczucie zawodu. Czyż nie to było zadaniem wodza — troszczyć się o swoich poddanych?
Jako Jedi, Lilah wierzyła w to, że są obrońcami i strażnikami pokoju, ale jednocześnie zdawała sobie sprawę z konieczności podjęcia działań, gdy temu pokojowi groziło zagrożenie. Tak, jak w przypadku wojny klonów, między siłami Republiki a Separatystami. Nie mogła pojąć, dlaczego ktoś, kto uważał się za autorytet ludu, mógł pozostał bierny w obliczu niebezpieczeństwa. Więc nie trudno było jej się dziwić oburzeniu Tano i Korr, na stanowisko lidera wioski.
Daverin wstrzymała oddech, czując gorzki posmak zawodu. Zachichotała gorzko i spojrzała w oczy Tee Watt Kaa.
— Wolisz skazać niewinnych mieszkańców wioski na śmierć, niż ich bronić. — odparła, nie mogąc przepuścić słów przez jej usta, które brzmiały tak niedorzecznie. — Co z ciebie za przywódca?
— Robię to, co uważam za słuszne. — odparł Lurmen, trzymając się swojej decyzji.
— Zamierzając się poddać? — powiedziała z niedowierzaniem, Ahsoka. — Ale jak możesz...
— Przestańcie. — wtrącił im się, Anakin. — Lurmeni chcą pozostać neutralni, nie możemy ich w to wciągać.
Tee Watt Kaa spojrzał na nich bez emocji i zwrócił się w stronę swojego syna.
— Przypilnuj żeby poszli. Muszę sprawdzić czego chcą nasi nowi goście. — powiedział i wyszedł z chatki.
Kiedy wódz opuścił chatkę, Daverin wywróciła oczami, czując niesmak jaki pozostawił po sobie Lurmen, ale nic nie mogła na to zaradzić. Dzięki uprzejmości Wag Too, który nie zgadzał się ze zdaniem swojego ojca i był wobec nich uprzejmy, spakowali swoje rzeczy. Dodatkowo uzdrowiciel podarował im trochę prowiantu, więc czuła się choć trochę tym uspokojona. Z pomocą Rexa i Daxa, Anakin podniósł się z posłania i podtrzymując go za ramiona, klony pomogli mu wyjść. Nie widząc nikogo, kto zwracałby na nich uwagę, zostali wyprowadzeni niezauważeni przez Wag Too z chatki.
***
Lilah obserwowała z goryczą, jak droidy Separatystów niszczyły domostwa we wiosce, siejąc spustoszenie na swojej drodze. Smutek malował się na twarzy Wag Too, gdy wyglądał zza ściany chatki, a jej serce ścisnęło się na widok jego cierpienia. Gdyby tylko wódz wioski zgodził się na pomoc, może udałoby im się uniknąć tego całego chaosu. Ale teraz było za późno, a kobieta wiedziała, że nie mogą ingerować, nawet jeśli jej serce krzyczało, że powinni.
— Dlaczego oni niszczą nasze domy? Nic im nie zrobiliśmy. — powiedział, Wag Too.
Lilah naprawdę zrobiło się przykro, widząc jego smutek. Gdyby tylko jego ojciec nie był, tak uparty przy swoich przekonaniach, może do tego by nie doszło. Ale tak nie było, i mimo że naprawdę mocno chciałaby pomóc mieszkańcom wioski, nie mogli się wtrącać. Nawet jeśli łamało jej się serce, widząc przerażenie pomieszane ze smutkiem na twarzach Lurmenów, widząc droidy niszczące ich cały doczesny dobytek.
YOU ARE READING
MOONLIGHT | STAR WARS
FanfictionLilah Daverin, będąc padawanką wielkiego mistrza Yody, nie spodziewała się napotkać na swojej drodze młodego Anakina Skywalkera - pełnego entuzjazmu młodzieńca, którego przepełniała moc. Nie wiedziała, że ich losy będą się łączyć w sposób, którego n...
CHAPTER TWENTY
Start from the beginning