36.

548 95 116
                                    

36.

🅓🅐🅡🅒🅨

Leżałem na swoim łóżku i gapiłem się w sufit szeroko się uśmiechając. Cały ostatni tydzień ten głupkowaty uśmiech nie opuszczał moich warg. Uśmiechałem się, gdy robiłem śniadanie, rozmawiałem z ojcem, gdy planowaliśmy święta, ale gdy byłem z Mac... wtedy moje usta dosłownie rozciągały się od ucha do ucha.

Lubiłem ją. Nie, więcej niż lubiłem. Uwielbiałem jej poczucie humoru, czasami kiczowate poczucie estetyki, to że była taka pozytywna, uśmiechnięta i zmuszała mnie do rzeczy, których nigdy nie robiłem, a dzięki niej polubiłem.

Podziwiałem jej siłę, upór w pozostaniu w pozytywnym nastroju mimo, że w jej domu wcale nie było kolorowo. Miałem nadzieję, że będę kimś na kim będzie się mogła wesprzeć. Kimś kto jej pomoże. Bo być może ona jeszcze tego nie zauważyła, ale pomogła mi.

Zaczynałem coraz częściej myśleć o uniwerku i ojcu. O mamie. Chciałem szczerze porozmawiać z tatą. Wyjaśnić mu jak się czułem, gdy cały czas wspominał mamę. Bo to nie tak, że mnie nie interesowało kim była, co robiła. Tylko to po prostu bolało.

Bolało mnie, że nie zdążyłem jej poznać, zapamiętać, stworzyć choć kilku wspomnień.

Było mi też wstyd, bo dla niej byłem całym światem, a ona dla mnie nie była nawet jednym wyblakłym wspomnieniem. Tak nie powinno być. Nie powinna chorować, a potem umierać. Nie powinna zostawiać nas samych.

Powinna być teraz ze mną i powinniśmy razem omawiać decyzję o uniwersytecie. A potem powinna razem z ojcem odwieźć mnie na tę cholerną uczelnię i zrobić mi niesamowitego wstydu pierwszego dnia.

Zaśmiałem się pod nosem, a potem schowałem twarz w dłoniach.

To jednak nigdy się nie wydarzy. Ona nie żyła, a ja miałem przed sobą bardzo trudną rozmowę z ojcem.

Zwlekłem się z łóżka i przeczesałam włosy ręką. Odepchnąłem smutne myśli i zacząłem skupiać się na obecnym dniu. Dzisiaj była sobota i czekało mnie spotkanie z Mackenzie.

Moje usta ponownie rozciągnęły się w uśmiechu. Już w lepszym nastroju zszedłem na dół i zacząłem szykować śniadanie dla siebie i taty.

Ojciec zszedł na dół jakieś pół godziny później i usiadł z mało przytomnym wyrazem twarzy na krześle. Przeciągnął się, ziewnął i spojrzał na postawiony przeze mnie talerz z jajecznicą.

— Jak mi się nie chce iść w poniedziałek do pracy — mruknął łapiąc za widelec. — Ciesz się, że chodzisz jeszcze do szkoły. Nawet nie wiesz ile bym oddał za tydzień świątecznej przerwy.

Uniosłem brew na jego słowa.

— Teoretycznie to twój zakład, więc możesz sobie wziąć przerwę.

Tata spojrzał na mnie i zrobił śmieszną minę. Widziałem jak dwa pragnienia walczyły w jego wnętrzu. Chęć wyspania się i leniuchowania oraz niezaprzeczalna miłość do samochodów i majsterkowaniu przy nich.

— Nie — powiedział w końcu. — Wezmę urlop jak będzie trochę cieplej.

— Mhm.

Wiedziałem, że jego urlop skończy się po tygodniu. Za bardzo kochał swoją pracę.

— Mackenzie przychodzi dzisiaj? — zapytał, a ja pokiwałem głową. — Ostatnio jest bardzo częstym gościem — mruknął siorbiąc kawę.

— Mamy projekt z chemii i przyjaźnimy się. — Zacząłem grzebać widelcem w jajecznicy.

(Nie)idealni YA| ZAKOŃCZONE On viuen les histories. Descobreix ara