9.

644 80 78
                                    

9.

🅓🅐🅡🅒🅨


— Chryste, zakres twojej wiedzy z chemii jest na poziomie podstawówki. 

To był trzeci tydzień moich korepetycji z Mackenzie Pool. Początkowo trudno było mi objąć umysłem fakt, że idealna Pool siedzi w moim pokoju, dotyka moich książek, używa moich ołówków czy długopisów. Patrzy na mnie ze skupieniem w oczach i wykonuje każde polecenie. Teraz jednak główną emocją jaką czułem była irytacja. Już wiedziałem, że nigdy nie zostanę nauczycielem. Brakowało mi cierpliwości, zagryzałem zęby, gdy Mackenzie siedziała po piętnaście minut przy najprostszych zadaniach i miałem ochotę się zastrzelić.

— Nie przesadzaj, okej? To zadanie jest trudne — marudziła szukając w zbiorze zadań odpowiedniego wzoru.

Spojrzałem na kartkę papieru i czułem jak trafiał mnie szlag.

— Szukasz w złym dziale! Omawiamy kwasy, a nie zasady!

— Nie krzycz na mnie! — Ona też podniosła głos. — Stoisz mi nad ramieniem i sapiesz! Stresujesz mnie i nie mogę myśleć!

— Na litość boską. — Złapałem się za włosy i opadłem na łóżko. — Zaczynam podejrzewać, że brakuje ci narządu, który jest za to odpowidzialny.

— Wiesz co? — Mackenzie podniosła się gwałtownie z krzesła i rzuciła mi rozwścieczone spojrzenie. — Kiedy jesteśmy na zajęciach panny Hall nie ubliżam ci, prawda? Odwracam jej uwagę od ciebie. Przez ostatnie dwa spotkania nie odezwałeś się ani słowem! — W jej brązowych oczach zapłonął ogień. — Staram się i robię swoją część roboty, więc może i ty łaskawie schowaj do kieszeni swoje jakże błyskotliwe rady i po prostu zacznij mnie uczyć tej cholernej chemii!

Uniosłem brwi i zaniemówiłem. Słodka i potulna Mackenzie Pool zniknęła i w jej miejsce pojawiła się rozwścieczona złośnica. Uniosłem dłonie starając się ją uspokoić.

— Dobra, uspokój się.

— Sam się uspokój. Zachowujesz się jak nadęty bufon. Nie wszyscy mają twoje zdolności — prychnęła odnosząc się do mojej fotograficznej pamięci, którą zauważyła na poprzednich naszych korkach. — I nie wszyscy mamy ścisłe umysły. Nie jestem idiotką, po prostu mam braki w chemii, a pan Kindly sprawia, że dostaję ataków paniki jak tylko widzę jakieś chemiczne równanie!

Powstrzymałem się od przewrócenia oczami, bo dziecięce tantrum Pool idealnie pasowało do tej rozpieszczonej księżniczki. Poklepałem poduszkę, aby zająć czymś dłonie, ale wirujące w mojej głowie myśli zaczęły mnie podjudzać. Od razu przypomniał mi się klub dyskusyjny i szkolna gazetka — ciekawe czy i w tym Mackenzie miała „braki"...

— Tak, a ty oczywiście poddajesz się, gdy tylko zauważasz jakieś trudności — mruknąłem zanim zdołałem ugryźć się w język.

— Co? — Mackenzie zmarszczyła brwi.

— Nieważne — odparłem cicho nie chcąc zaczynać kolejnej awantury, ale było już za późno.

— Skoro powiedziałeś A, to powiedz i B — powiedziała z wyrzutem. — Niby z czym się poddaję?

Zacząłem rozglądać się po pokoju żałując, że w ogóle zacząłem ten temat. Czasami moje usta działały szybciej od rozumu.

(Nie)idealni YA| ZAKOŃCZONE Where stories live. Discover now