10.

671 84 68
                                    

10.

🅜🅐🅒🅚🅔🅝🅩🅘🅔

Darcy pracował w naleśnikarni Creams, gdzie podawano puszyste gofry, pankejki, lody i gęste mleczne koktajle z bitą śmietaną.

— Chyba kogoś zabiłam w poprzednim życiu — mruknęłam pod nosem czytając czarny napis na przeszklonych drzwiach.

Uwielbiałam to miejsce, ale teraz z powodu głupiej Patsy i głupiej diety nie mogłam nawet polizać jednej gałki lodów. Los był dla mnie wyjątkowo okrutny. Miałam odwalać zadania z chemii w ulubionej cukierni i musiałam obejść się smakiem na te wszystkie smakołyki. Zacisnęłam szczękę i po pchnięciu drzwi weszłam do środka. Mój wzrok spoczął na stylizowane na lata czterdzieste czerwone kanapy i postawione między nimi podłużne stoły. Całe wnętrze było utrzymane w pogodnych i wyrazistych kolorach.

Zerknęłam w kierunku lady i aż parsknęłam, gdy zobaczyłam Darcy'ego Daviesa w jasnoróżowym uniformie. Jedynym żywym kolorem jaki na nim widziałam był chyba brąz.

Mój uśmiech zgasł szybko, gdy przypomniałam sobie mój wczorajszy wybuch w jego towarzystwie. Naprawdę nie planowałam wspominać nawet słowem o rozwodzie, ojcu i o tym jak się czułam w zeszłym roku, ale Darcy nie tyle, że nacisnął we mnie nie ten guzik, dosłownie go rozsadził swoją irytującą i niesprawiedliwą paplaniną.

Prawdę mówiąc naprawdę mnie to zabolało. W mojej głowie rozbrzmiały słowa ojca: ludzie z rodu Pool się nie poddają i dostałam lekkiego kręćka. Byłam zła na Darcy'ego, na ojca i na siebie.

Dlaczego tak się przejmowałam tymi głupimi słowami? Ojciec też się poddał, nie zachował się jak na dowódcę przystało. Uciekł z tonącego okrętu i nawet się nie obejrzał na nas. To on rozczarował swoich głupich przodków, nie ja.

Wzięłam głęboki oddech i ponownie zerknęłam na Daviesa, który nie wyglądał na szczęśliwego.

— Witamy w Creams — mruknął, a gdy podeszłam bliżej lady syknął: — Jesteś przed czasem. Miałaś być kwadrans po szóstej.

Zerknęłam na ekran telefonu i uśmiechnęłam się wzruszając ramionami.

— Ups, zrozumiałam za kwadrans szósta.

Darcy posłał mi takie spojrzenie, że przeszły mnie ciarki. Wskazał głową pusty stolik i burknął:

— Poczekaj tam chwilę, za kwadrans kończę zmianę. — Kiwnęłam głową, a Darcy rzucił na odchodnym: — Coś ci podać?

Spojrzałam na wielkie tablice z licznymi słodkościami, które rozpościerały się za plecami chłopaka. Czekoladowy milkshake wołał moje imię, ale musiałam obejść się smakiem.

— Nie, dzięki. — Uśmiechnęłam się krzywo. — Muszę trochę zrzucić, bo chłopaki z drużyny mają trudności mnie podnieść — zażartowałam.

Z dwojga złego wolałam śmiać się z innymi z siebie niż być przez nich wyśmiewana. Przy dobrych wiatrach powinnam skończyć dietę przed Świętem Dziękczynienia, więc wciąż mogłam liczyć na kawałek ulubionego dyniowego placka.

Przeżyję, chyba.

Darcy zmarszczył brwi i omiótł moją sylwetkę długim spojrzeniem. Chrząknęłam na te nagłe oględziny, a potem zaniemówiłam, bo Davies odparł lekko:

— Zrzucić co? Tutaj nie ma czego zrzucać.

Przełknęłam, a potem zaśmiałam się nerwowo. Nigdy nie umiałam przyjmować komplementów, a fakt, że ten komplement wyszedł z ust Darcy'ego Davisa tylko potęgował moje zakłopotanie.

— Dzięki — odparłam i jak najszybciej podeszłam do wcześniej wskazanego mi stolika.

Davies był doprawdy dziwnym chłopakiem. Nosił się zazwyczaj w ciemnych kolorach, ale jeździł błękitnym autem i pracował w najbardziej różowym miejscu na ziemi. Rzucał sarkazmem i niemiłymi uwagami, a potem walił człowieka po oczach komplementami.

Podparłam głowę na dłoni i spojrzałam na Darcy'ego, który obsługiwał matkę z kilkuletnim brzdącem. Chłopak uśmiechnął się szeroko do kobiety, a moim oczom ukazał się słodki dołeczek w jego lewym policzku. Spuściłam wzrok czując jak moje policzki pokrywały się gorącem.

Boże, to Darcy Davies, chłopak, który myśli, że mój mózg jest wielkości orzeszka — zbeształam samą siebie.

Po dziesięciu minutach Darcy dołączył do mnie, przebrany w ciemnogranatową koszulkę nieco gryzł się ze słodkim tłem cukierni.

— Zostajemy tu czy gdzieś idziemy? — zapytałam rozglądając się po wnętrzu Creams, które nie było zbyt zatłoczone.

— Możemy zostać — odparł wyciągając na blat książki. Gdy dostrzegłam na jednej z okładek duży napis „CHEMIA" zmarkotniałam. Nie chciałam już przechodzić do smutnej rzeczywistości, gdzie byłam kompletnym chemicznym beztalenciem.

— A więc walczysz o dostanie się na uniwerek? — zapytałam. Darcy nie wydawał się chętny do rozmów, skinął tylko głową i dalej kartkował jedną z książek. — Na który?

Westchnął i w końcu na mnie spojrzał.

— Mieliśmy chyba zajmować się chemią?

— I zajmiemy się, ale chyba możemy chwilę pogadać jak ludzie?

Jego głowa przekręciła się w bok. Praktycznie widziałam jak ze sobą walczył, jego wzrok wędrował od książek do mojej osoby.

— Okej — westchnął. — Pięć minut bezsensownych pogadanek, szczęśliwa?

Przewróciłam oczami i pokręciłam głową.

— Ależ z ciebie promyczek — mruknęłam. — No więc, gdzie chcesz iść na uniwerek?

— Brown. Chemia organiczna. Ty? — zapytał raczej z grzeczności, bo nie wyglądał na zaciekawionego.

Wzruszyłam ramionami i zaczęłam wystukiwać jakiś rytm na blacie.

— Jeszcze nie wiem. Mamy sporo czasu, to dopiero druga klasa liceum.

— Sądziłem, że powiesz, że chcesz studiować literaturę na Yale bądź Columbii.

Uśmiechnęłam się półgębkiem.

— Bardzo możliwe, że tak skończę — zacmokałam, bo to nie była najgorsza możliwość. — A ja sądziłam, że będziesz startował na uniwerek Pensylwanii.

— Ich katedra z chemii jest notowania niżej niż ta w Brown — odparł nie patrząc mi w oczy.

Jego dłoń dotknęła okularów. Darcy chrząknął i zmienił temat.

— Dlaczego nie zgłosisz dyrekcji, że Kindly cię nęka?

Uniosłam brwi, zaskoczona bezpośredniością jego pytania.

— Moja mama próbowała w zeszłym roku, ale jak sam zauważyłeś, jestem kompletnym beztalenciem. Nie dostaję tych jedynek za nic.

Chłopak mruknął i chwycił za jeden z ołówków. Spojrzał na mnie i powiedział:

— Jak sama wczoraj mówiłaś, nie każdy musi mieć ścisły umysł. Poza tym to rola nauczyciela by przekazać wiedzę uczniowi. — Podał mi podręcznik — Więc twoja porażka, to tak naprawdę jego porażka. — Wzruszył ramionami i uśmiechnął się nieco krzywo, co miało być chyba pocieszającym mnie gestem. — Kindly to dupek, że wyżywa się na tobie za grzechy ojca.

— Dzięki – mruknęłam kładąc książkę na blat stołu.

Przygryzłam wnętrze policzka i przeniosłam wzrok na podręcznik. Mój umysł jednak zamiast skupić się na wzorach i obliczeniach tłukł się pomiędzy dwoma informacjami: Darcy Davies miał uroczy dołeczek w lewym policzku i potrafił być naprawdę miły.

(Nie)idealni YA| ZAKOŃCZONE Where stories live. Discover now