2.

775 84 227
                                    

2.

🅜🅐🅒🅚🅔🅝🅩🅘🅔

— Daj spokój, Millie. I tak nic nie zmienimy — mruczałam przechodząc przez szkolny dziedziniec.

Co chwilę ktoś machał mi wesoło dłonią na powitanie, a ja odmachiwałam i marszczyłam nos, bo stłuczone kolano wciąż mocno mi dokuczało. Najchętniej wróciłabym do domu i zakopała się w wygodnym łóżku przy seansie ukochanego One Tree Hilla, ale wołały mnie szkolne obowiązki. Sześć godzin zajęć, a potem jeszcze godzina kółka z literatury.

Zmieniłam zdanie, Patsy nie była połączeniem robota i elficy, tylko szatana i wiedźmy. Kto to widział zarządzać trening cheerleaderek z samego rana?

— A właśnie, że nie dam. — Millie zacisnęła gniewnie szczękę. — Ona nie ma prawa wypominać ci ile ważysz i zarządzać jakieś głupiej diety — odniosła się do słów kapitan, która wypomniała mi przy wszystkich, że jest mnie kategorycznie za dużo. — Przysięgam, że pewnego dnia wsadzę jej do gardła ten srebrny gwizdek — odgrażała się.

Zaśmiałam się, psotnie uderzyłam ją ramieniem, a potem zapytałam:

— Co masz w planie?

Millie wyminęła całującą się parę i wyjęła z kieszeni jeansów komórkę. Spojrzała na plan i odpowiedziała:

— Hiszpański, matematykę, geografię i socjologię. A ty?

Zrobiłam nieszczęśliwą minę.

— Mamy razem tylko geografię. — Gdy mój wzrok padł na przedniot odbywający się na czwartej godzinie zamarłam. — Mam dzisiaj chemię — zajęczałam, a potem zaczęłam teatralnie utykać. — Wiesz, to kolano chyba jest spuchnięte. Powinnam iść do domu.

Millie roześmiała się i dała mi pstryczka w czoło.

— Czeka cię jeszcze co najmniej... — Millie przegryzła wargę i zamyśliła się — czterdzieści chemii w tym roku, więc naprawdę Mac, nie ma co tego odwlekać.

Naburmuszyłam się i wydęłam usta.

— Łatwo ci mówić — burknęłam. — To nie twój ojciec wdał się w romans z żoną chemika.

Millie zacmokała współczująco i objęła mnie ramieniem, gdy zaczęłyśmy wspinać się po schodach.

Tak, mój ojciec był doprawdy rodzicielem roku. Nie tylko zdradził moją mamę, rozwiódł się z nią i chwilowo kompletnie o nas zapomniał, ale też uwiódł żonę mojego nauczyciela od chemii. Pan Kindly, co było całkiem zrozumiałe, znienawidził cały ród Pool i sprawił, że niezrozumiała dla mnie tablica Mendelejewa stała się istnym koszmarem.

Nieważne co działo się na lekcji, jedno zawsze było pewne: zostawałam wywoływana do tablicy i robiłam z siebie kompletną idiotkę. Niestety nie byłam jak bohaterki młodzieżowych filmów, nie miałam wszystkiego. Tak, potrafiłam nieźle tańczyć, należałam do dość popularnej grupki osób i wyróżniałam się na lekcjach angielskiego, gdzie dosłownie błyszczałam. Niestety przedmioty ścisłe sprowadzały mnie do parteru i wyraźnie prezentowały mój każdy mankament. Musiałam być niezłym utrapieniem dla moich przodków dowódców.

— Jeszcze tylko ten rok. Na trzecim roku chemię prowadzi pani Scully — pocieszała mnie Millie.

Uśmiechnęłam się krzywo, bo słabo mnie to pocieszało. Czekało mnie jeszcze dziesięć miesięcy z panem Kindly, który bynajmniej nie był dla mnie miły.

— Idę do swojej szafki po rzeczy. Widzimy się na geografii, a potem spadam do groty szatana — powiedziałam i pomachałam powstrzymującej chichot Millie.

(Nie)idealni YA| ZAKOŃCZONE Where stories live. Discover now